Czas uczynić opłacalnym przetwarzanie surowców wtórnych, na które dziś nie ma popytu. Do tego zasilić budżety gmin, które mierzą się ze wzrostem kosztów gospodarki komunalnej. Takie cele stawia sobie resort środowiska, który przygotowuje koncepcję wdrożenia w Polsce tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producentów (ROP). W redakcji DGP rozmawialiśmy o tym, jak przekuć te śmiałe plany w rzeczywistość.
DGP
Dotychczasowe mechanizmy ROP okazały się nieefektywne, bo do systemu wpływa zaledwie kilkadziesiąt milionów złotych rocznie, a – według różnych szacunków – kwoty te powinny sięgnąć nawet 2 mld zł. Jak w takim razie powinien wyglądać nowy system? I co zrobić, by – próbując wyplenić patologie na rynku – nie wywrócić go do góry nogami?
Sławomir Mazurek
DGP
Rozszerzona odpowiedzialność producentów i wprowadzenie jej w tak szerokim zakresie to wyzwanie, do którego chcemy się dobrze przygotować. Będzie ono od nas wymagać nowego zdefiniowania ról wszystkich uczestników systemu. Zależy nam, by w gospodarce komunalnej pojawiły się dodatkowe pieniądze na selektywną zbiórkę odpadów, rozwinął się rynek recyklingu, a Polska poczyniła kolejny krok w kierunku gospodarki o obiegu zamkniętym, w której surowce wtórne są cennym zasobem, a nie tak jak dzisiaj niekiedy kłopotliwym balastem. Czeka nas dostosowanie się do całego pakietu odpadowego, na który składa się sześć dyrektyw.
Oczywiście biznes i administracja lubią proste rozwiązania, ale im większy organizm, tym większa złożoność procesów. Wiedząc, jak trudnym zadaniem może być przemodelowanie rynku, zaczęliśmy spotkania z przedsiębiorcami i ekspertami z branży, by dopracować założenia nowych koncepcji, zanim przekujemy je w konkretne projekty ustaw. Na skutek tych konsultacji przedstawimy kolejne propozycje już na przełomie października i listopada.
Krzysztof Baczyński
Dziennik Gazeta Prawna
Dla nas kluczowe jest, by to przedsiębiorcy, na których zostały nałożone cele – zarówno przez dyrektywę odpadową, jak i dyrektywę plastikową – mieli możliwość doboru najlepszego narzędzia, by te cele zrealizować. Producenci mają świadomość, że na obecnym, dziurawym systemie opartym na często fikcyjnych dokumentach przekazania i odbioru odpadów daleko nie zajedziemy. Musimy przejść na zupełnie inny jakościowo system. Wiemy, że on wcale nie będzie tani, ale umożliwi nam za to wywiązanie się z unijnych wymogów, co przyniesie wiele korzyści.
Będą nimi chociażby brak sankcji podatkowych za nieprzetworzony plastik i zapewnienie odpowiedniego strumienia tworzywa pochodzącego z recyklingu, który będziemy musieli później wykorzystywać. Z naszej perspektywy zbudowanie rynku, w którym producenci nie będą zmuszeni ściągać rPET z innych krajów, by wypełnić wymóg posiadania surowca wtórnego we wprowadzanych na rynek produktach, to dużo lepsze rozwiązanie.
Konieczne jest wprowadzenie mechanizmów, które będą dodatkowo obciążać finansowo producentów opakowań nienadających się do recyklingu. To absolutne minimum, które wynika wprost z dyrektywy.
Jeśli zaś chodzi o regulację gospodarki odpadami, państwo musi wyznaczać jej ramy i egzekwować przestrzeganie zasad. Bez tego skończymy na pięknych zapisach ustawowych, których nie uda się później wdrożyć w życie. W efekcie system dalej będzie znów dziurawy. Rzetelne firmy będą ponosiły koszty nowych wymagań, ale szybko urośnie też grupa przedsiębiorców, którzy będą uciekać od swoich obowiązków.
Michał Dąbrowski
DGP
Uważam, że nowy system powinien uwzględniać mocną rolę spółek prawa handlowego i być maksymalnie prosty. Im mniej podmiotów weźmie w nim udział, tym jego sprawność będzie wyższa. Dobrze by też było wykorzystać już istniejące instytucje i ich zasoby intelektualne, kadrowe, informatyczne. Pozwoli nam to obniżyć koszty funkcjonowania systemu.
Jak powinien on być zaprojektowany? Uważam, że – jak mówi część samorządowców – skoro samorządowcy nie mają wpływu na produkowane opakowania i ceny produktów, bo jest to domena przemysłu, to nie widzą powodu, dlaczego mieliby odpowiadać za zbieranie, poddawanie recyklingowi i rozliczanie tych opakowań. W kompetencji samorządu pozostawiłbym więc zagospodarowanie odpadów zielonych, zmieszanych, gabarytowych i innych, z wyłączeniem właśnie odpadów opakowaniowych, za których ponowne użycie i recykling odpowiadałby w pełni przemysł i operatorzy: firmy wywożące, instalacje komunalne, organizacje odzysku i recyklerzy. Tym sposobem samorząd zrzuciłby to ze swoich barków i jedynie podpisywałby umowy z firmami i organizacjami odzysku na to, że poddanie recyklingowi odpadów opakowaniowych gromadzonych w pojemnikach na surowce zostanie sfinansowane przez przemysł. I to firmy działające na rynku oraz organizacje odzysku, w ramach konkurencji, zorganizowałyby to wszystko między sobą i ściągnęłyby opłaty od producentów, by sfinansować system.
Mielibyśmy wtedy czytelny, komercyjny system realizowany przez tych, którzy za to odpowiadają, pod nadzorem Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej z doradczym udziałem interesariuszy komercyjnych. System regulowany przez państwo i prawo pozwoliłby uniknąć zbędnych rozważań o społecznej odpowiedzialności biznesu, która – jak wiadomo – nie jest pozycją bilansową firmy. Klient wybiera cenę, a być może za pieniądze, które skierujemy na edukację, zaczniemy być bardziej świadomi przy wyborze opakowań ekologicznych.
Jerzy Zając
DGP
Zdaniem moim i Krajowej Izby Gospodarki Odpadami wprowadzający produkty w opakowaniach na rynek powinni płacić za każde opakowanie. Organizacje odzysku istnieją od 12 lat i – co widać po obecnej sytuacji na rynku – nie sprawdziły się.
Wyliczyliśmy, że gdybyśmy opodatkowali każde opakowanie symboliczną stawką, której wysokość byłaby obliczana jako opłata produktowa mnożona przez procent osiągnięcia poziomu odzysku i recyklingu, to na ten rok wpłynęłaby kwota ok. 3–3,5 mld zł, co stanowi 0,8–1,0 proc. PKB. Tylko pozornie są to ogromne kwoty. W przeliczeniu na konsumenta będzie to rząd 1–2 groszy. Pieniądze te powinny być skierowane do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a dysponować nimi powinien regulator, czyli instytucja tworzona przez Ministerstwo Środowiska, w której każda strona miałaby swój udział, łącznie z podmiotami, które wprowadzają towar w opakowaniu na rynek.
KIGO proponuje, by pieniądze, które będą płacone przez wprowadzających opakowania na rynek i importerów, w 60–70 proc. zostały skierowane na dofinansowanie selektywnej zbiórki, a reszta na rozwój technologii związanych z recyklingiem i unowocześnienie samych zakładów recyklingu. Dziś koszt selektywnej zbiórki, głównie odpadów tworzywowych, i makulatury jest bardzo wysoki. To zaburza sytuację na rynku i czyni recykling wielu materiałów nieopłacalnym. Uważamy też, że środki powinny trafić na edukację, czyli ten element, którego w naszym systemie bardzo brakuje. Przydałaby się skoordynowana kampania i seria spotów informujących mieszkańców, które byłyby wyświetlane w najbardziej oglądanych godzinach telewizyjnych.
Paweł Kwiatkowski
DGP
Z naszej perspektywy ważne są dwie kwestie: aby wprowadzony system zapewniał osiągnięcie wymaganych poziomów recyklingu przewidzianego zarówno dla ogólnej masy odpadów opakowaniowych, jak i dla poszczególnych frakcji oraz aby system ROP był efektywny kosztowo, a koszty ustalane były w sposób przejrzysty między zainteresowanymi podmiotami.
W praktyce oznacza to, że należy zadbać o konkurencyjność organizacji odzysku i zapewnienie przedsiębiorcom swobody co do decyzji, komu powierzyć realizację obowiązków. Bo to my, wprowadzający na rynek żywność w opakowaniach, zgodnie z dyrektywą zobowiązani jesteśmy do pokrywania kosztów selektywnej zbiórki, transportu i przetwarzania odpadów po produktach, pomniejszonych o przychody m.in. ze sprzedaży surowców. Tak więc mechanizm pokrywania kosztów będzie tu kluczowy.
Z drugiej strony zależy nam na tym, aby system stworzył zachęty dla wszystkich uczestników rynku, także dla konsumentów i handlu, aby wspólnymi siłami zbierać zużyte opakowania i dawać im drugie życie.
Polska dopiero stawia bardziej zdecydowane kroki w kierunku pełnego wdrożenia ROP. Systemy te od lat z powodzeniem działają w innych krajach. Czego możemy się od nich nauczyć? Jakie przykłady są warte naśladowania i jakich pułapek należałoby starać się uniknąć?
Anna Larsson
DGP
Myślę, że dobrze czerpać z doświadczeń Szwecji i Norwegii. Nie jest bowiem tak, że organizacje odzysku się z założenia nie sprawdzają. Warto prześledzić stan obecny oraz nadchodzące zmiany w tych krajach. W Szwecji producenci przejęli organizacyjną i finansową odpowiedzialność za zbiórkę odpadów opakowaniowych, która realizowana jest poprzez gniazda recyklingu. Do 2025 r. muszą jednak wprowadzić systemy zbiórki bezpośrednio z gospodarstw domowych. W Norwegii natomiast zbiórkę odpadów opakowaniowych prowadzą gminy, które otrzymują dofinansowanie od organizacji odzysku. Rząd norweski zdemonopolizował ostatnio rynek, ale postawił wysokie warunki uzyskania licencji: organizacja odzysku musi regularnie zbierać odpady na terenie całego kraju w zakresie wszystkich opakowań, na które otrzyma zezwolenie, oraz składać coroczne sprawozdania, osobno dla opakowań komercyjnych i osobno dla opakowań z gospodarstw domowych.
W obu krajach, w zakresie opakowań po napojach, producenci prowadzą zbiórkę w jednostkach handlowych w ramach systemu kaucyjnego. Taki system jest pełnym wdrożeniem ROP – wprowadzający pokrywa bowiem 100 proc. kosztów zbiorki. Co ciekawe, norweski system kaucyjny nie jest obligatoryjny. Motywacją producentów i importerów do zbiórki jak największej liczby opakowań po napojach jest perspektywa uiszczenia opłaty w wysokości ok. 50 eurocentów za każdą niezebraną sztukę opakowania do poziomu 95 proc. Ten sam instrument fiskalny z powodzeniem zastosowała Finlandia.
Poza odpadami po napojach, których zbiórka przekracza 85 proc., wyzwaniem w krajach skandynawskich jest niski poziom zbiórki opakowań z tworzyw sztucznych. W nowych systemach stosowanych już przez połowę norweskich gmin opakowania te zbierane są razem z frakcją resztkową, a ich wydzielanie ma miejsce w gminnych sortowniach centralnych. Dzięki tej metodzie norweskie gminy segregują ponad 65 proc. zbywalnych na rynku opakowań z tworzyw.
Paweł Głuszyński
DGP
Odpowiedzmy sobie najpierw na pytanie, czym w ogóle ma być ROP. Nie chodzi tylko o transfer pieniędzy z kieszeni przedsiębiorców do gmin lub do budżetu państwa. To zbytnie uproszczenie tego mechanizmu, który ma nam przecież pomóc wprowadzić gospodarkę o obiegu zamkniętym. Dlatego nie możemy zapominać o tym, że projektowany przez nas system ma uwzględniać unijną hierarchię postępowania z odpadami, czyli w praktyce ma on nie tylko uzdrowić recykling, lecz także zredukować ilość powstających śmieci i zachęcić do ponownego wykorzystywania produktów i opakowań. Aby to osiągnąć, opłata produktowa musi także stymulować przeprojektowanie produktów i opakowań w taki sposób, aby odpadów resztkowych było jak najmniej, oraz w ogóle eliminować pewne opakowania z rynku, których recykling jest utrudniony lub wręcz niemożliwy.
Mam nadzieję, że w propozycjach ministerstwa pojawi się opłata produktowa, która będzie uwzględniała kwestie związane z wielokrotnością użycia produktów lub opakowań oraz ich przydatnością do recyklingu.
Analizując ostatnie propozycje ministerstwa, jestem jednak rozczarowany tym, że nie przeprowadzono należytej analizy rynku. Dziś poruszamy się po omacku, próbując stworzyć system bez oparcia na konkretnych danych z branży opakowań i recyklingu. Z kolei wszyscy wiemy, że dotychczasowy system komunalny jest niewydolny i nic nie wskazuje na to, by szybko mógł stać się bardziej efektywny. Myślę, że po stronie samorządu nadal nie ma też zrozumienia, czym powinna być gospodarka o obiegu zamkniętym. Uwaga koncentruje się na sposobach zagospodarowania rosnącej góry „paliwa alternatywnego”, a nie na zmniejszeniu ilości odpadów zmieszanych u źródła poprzez usprawnienie selektywnej zbiórki. Stąd konieczne jest większe zaangażowanie w debacie o GOZ reprezentacji samorządu.
W tej dyskusji nie możemy również pominąć kwestii naszej indywidualnej odpowiedzialności za radykalne usprawnienie segregacji odpadów. Apeluję do pana ministra o opracowanie narzędzi prawnych, które dadzą samorządowi realne możliwości kontroli poziomu i jakości selektywnej zbiórki oraz wprowadzą mechanizm indywidualnego rozliczania mieszkańców za segregację odpadów. Bez nich sobie nie poradzimy, zmieniając jedynie sposób organizacji i finansowania systemu
Jednym z elementów wdrożenia ROP, o którym wielokrotnie mówiło samo ministerstwo, jest wprowadzenie systemów kaucyjnych lub depozytowych m.in. na butelki plastikowe. Takie rozwiązanie sprawdziło się w wielu krajach. Jak mogłoby ono wyglądać u nas?
Sławomir Mazurek
Jesteśmy przygotowani do tego, aby każde opłacalne rozwiązanie techniczne wprowadzić w zależności od rodzaju opakowania. Kulturowo jesteśmy przyzwyczajeni, że można oddać szklane butelki do sklepu. Nie widzę przeszkód, by podobnie zadziałało to w przypadku innych opakowań. Wszystko zależy od kwestii ekonomicznych. Przykładowo puszka aluminiowa ma swoją wartość i dlatego jest faktycznie zbierana. Jeśli spowodujemy, że opakowania plastikowe będą miały swoją wartość, to nagle się okaże, że i one zaczną znikać z koszy na śmieci. Jeżeli chodzi o konkretne rozwiązania dotyczące systemów depozytowych i kaucyjnych, to analizujemy różne warianty. Mamy kilka europejskich przykładów wprowadzenia takich systemów, patrzymy oczywiście na doświadczenia tych krajów. Nasze rozwiązania muszą być jednak dostosowane do polskich warunków i specyfiki.
W Polsce mamy już pewne sukcesy, bo całkiem sprawnie działają u nas porozumienia producentów piwa, którzy stworzyli własny system zbierania i ponownego wykorzystywania zwrotnych butelek szklanych. Czy doświadczenia z organizacji tego rynku mogłyby pomóc przy projektowaniu systemów dla butelek PET?
Grzegorz Adamski
DGP
Musimy na wstępie rozróżnić system depozytowy i kaucyjny, bo mają one różne cele i zastosowania. W systemie depozytowym celem jest skierowanie jak największej ilości opakowań do recyklingu, a w kaucyjnym wielokrotne wykorzystanie tego samego opakowania. Te dwa systemy powinny być od siebie odseparowane, choć mogą mieć pewne punkty styczne. W Polsce system kaucyjny przetrwał tak naprawdę tylko w branży piwowarskiej, gdzie w butelkach zwrotnych sprzedaje się około 45 proc. piwa. Ważne jest to, żeby ten system był maksymalnie prosty i wydajny. Kluczowe jest, że butelka wraca do producenta najkrótszą możliwą drogą, a jeśli tak nie jest, to do producenta powinna wracać kaucja, której zadaniem jest zakup nowego opakowania w miejsce tego utraconego w rynku. Nikomu nie zależy, by była ona wysoka, bo jest składnikiem ceny.
Bolączką obecnego systemu jest to, że nadal część butelek nie wraca do browarów. Połączenie systemów depozytowego i kaucyjnego po prostu nie może działać, bo służą one różnym celom. Obecne rozwiązanie z kaucjami na butelki zwrotne jest efektywne, co widać po tym, co dzieje się na rynku piwowarskim. Wdrażając nowe mechanizmy z zakresu ROP, należy być bardzo ostrożnym, aby nie zaszkodzić rozwiązaniom, które działają, są dobrze znane polskim konsumentom i mogą stanowić świetny wstęp do upowszechnienia opakowań wielokrotnego użytku w Polsce.
Anna Larson
Praktyka krajów europejskich wskazuje, że jest jeden system – system kaucyjny. W Niemczech, Danii, Szwecji i krajach bałtyckich opakowania zwrotne oddawane są w tych samych punktach co jednorazowe. To nie powoduje trudności dla konsumenta, który często nawet nie rozróżnia opakowania zwrotnego od jednorazowego. Usługę rozliczania opakowań zwrotnych zapewnia operator kaucji na opakowania jednokrotnego użytku.
Paweł Kwiatkowski
Jestem sceptyczny wobec pomysłu wprowadzania i promowania zwrotnych opakowań plastikowych. Nie uważam, by było to efektywne finansowo, a także korzystne dla środowiska, byśmy wozili ciężarówkami puste opakowania po napojach, które są bardzo lekkie, ale zajmują też dużo miejsca. Zwrotne szkło może być pewnym rozwiązaniem, ale kiedy uwzględnimy jego ciężar, który przekłada się na koszty transportu, oraz policzymy ślad węglowy, to PET dalej wygrywa.
Dlatego zależy nam na budowaniu zdrowego i efektywnego systemu zbierania PET – takiego, aby PET był jak najwyższej jakości, bo to pozwala nam go łatwiej przetworzyć. Możemy to osiągnąć, jeśli puste opakowanie będzie postrzegane przez konsumentów jako cenny surowiec. Doświadczenia wszystkich krajów, w których wprowadzono kaucję, są jednoznaczne: żadnemu państwu nie udało się osiągnąć pułapu 90 proc. zbiórki i przetworzenia PET bez systemu kaucyjnego.
Z drugiej strony potrzebne są też mechanizmy motywacyjne dla producentów, aby modyfikowali technologię i wprowadzali nowe opakowania. Powinny zostać wprowadzone bonusy za udział przetworzonego surowca w opakowaniach wprowadzanych na rynek albo za kampanie edukacyjne, które zmierzają do poprawy selektywnej zbiórki, na czym wszystkim nam zależy. A to moim zdaniem powinno zostać uwzględnione w wysokości opłaty.
Dlaczego tak świetnie wychodzi nam recykling puszek aluminiowych, a plastiku niekoniecznie? Co sprawia, że te pierwsze opakowania udaje się sprawnie zbierać z rynku i recyklingować?
Jacek Wodzisławski
Gdy jako branża producentów aluminium oraz opakowań z tego metalu zaczynaliśmy 20 lat temu, myśleliśmy, że to samorządy będą głównym podmiotem, z którym będziemy współpracowali przy zagospodarowaniu aluminium i opakowań, w których jest ono głównym materiałem. W tym czasie stworzyliśmy system nazywany przez nas „obrotem komercyjnym”, który jest oparty na punktach skupu i – jak się okazało – on działa bardzo dobrze. Poziom recyklingu aluminiowych puszek po napojach realizuje obecnie wartości przekraczające 80 proc.
W przypadku aluminium specyficzne jest to, że nie ma opakowań zbiorczych ani transportowych, z których – tak jak w przypadku papieru i tworzyw sztucznych – łatwo pozyskuje się dobrej jakości surowiec. My nie mamy wyboru i musimy pozyskiwać opakowania jednostkowe, bo na żadne inne, np. z punktów handlowych, nie możemy liczyć. Należy zatem od razu uznać, że zbierane przez nas szkło i aluminium w 100 proc. pochodzą z gospodarstw domowych.
Proszę również zwrócić uwagę, że wprowadzenie systemu depozytowego niewiele zmieni poziom recyklingu wszystkich opakowań aluminiowych. System kaucyjny nie obejmie przecież innych opakowań, np. aerozoli, tacek czy folii, których zbieranie i recykling wygląda zgoła odmiennie na tle ponad 80 proc. recyklingu puszek po napojach.
Wielu podkreśla, że nawet najlepsze instalacje do recyklingu i najsprawniejsza selektywna zbiórka nie rozwiążą problemów w gospodarce komunalnej, jeżeli opakowania będą złożone z materiałów, których nie da się razem przetworzyć. Dlaczego już dziś nie możemy wprowadzić bardziej restrykcyjnych norm dotyczących ekoprojektowania? Czy biznes nie mógłby sam wypracować lepszych rozwiązań?
Paweł Kwiatkowski
Biznes bardzo różnie pojmuje swoją rolę w dbaniu o środowisko. Podczas gdy jedni prześcigają się w wymyślaniu opakowań, które będą coraz bardziej atrakcyjne wizualnie bez względu na konsekwencje dla środowiska, inni wprowadzają daleko idące zmiany: na naszym przykładzie mogę przywołać takie działania jak zastępowanie plastiku papierem, produkowanie opakowań coraz lżejszych, co pozwala ograniczyć ślad węglowy związany z transportem, zwiększanie udziału surowca wtórnego w opakowaniach.
Dostrzegamy też nasilający się wśród konsumentów trend zwiększonej wrażliwości – coraz więcej ludzi w Polsce oczekuje od biznesu pozytywnych zmian, nawet za cenę zmiany niektórych nawyków zakupowych.
Jacek Wodzisławski
Myślę, że prostym rozwiązaniem, które wiele by zmieniło, byłoby wprowadzenie obowiązku projektowania opakowań tak, aby nadawały się one do recyklingu, a nie tylko do odzysku. Obserwujemy na rynku trend, że coraz częściej producenci łączą aluminium z innymi materiałami, co czyni je dużo trudniejszymi do zagospodarowania. Ale tak długo, jak dopuszczalny jest ich odzysk, czyli w praktyce spalenie w wyspecjalizowanych instalacjach, a nie recykling, to przedsiębiorcy nie mają potrzeby wprowadzania jakiejkolwiek zmiany. Gospodarka obiegu zamkniętego wymaga zamknięcia obiegu materiałów, co jest naszym modelem biznesowym, bo trzy czwarte aluminium wyprodukowanego przez człowieka nadal pozostaje w obiegu gospodarczym. Nazywamy to materiałem permanentnym.
Chciałbym też podnieść kwestię tzw. ekomodulacji. Jeżeli mówimy o tym, że pewne opakowania docelowo powinny przechodzić w inne materiały lub być inaczej projektowane, to może należałoby stworzyć taki system, który pozwoli po prostu blokować wprowadzanie pewnych rzeczy, przy założeniu zakazu krzyżowego finansowania – branża aluminium nie może np. finansować zbiórki i recyklingu PET.
Jerzy Zając
Zgadzam się, że konieczne będzie wyrugowanie z rynku najtrudniejszych w przetworzeniu materiałów. Przykładowo butelka PET obklejona etykietą z PVC, z przytwierdzonym na stałe wieczkiem z aluminium, jest w praktyce niemożliwa do przetworzenia. To bardzo utrudnia działalność recyklerów i – póki co – w praktyce przekreśla nasze szanse na przejście na gospodarkę o obiegu zamkniętym.
Grzegorz Adamski
Dzisiaj bardzo wiele powiedziano na temat odzysku i recyklingu, ale nie możemy zapominać o tym, co jest najbardziej pożądane. Powinniśmy zadać pytanie, co należy zrobić, aby zapobiegać powstawaniu odpadów, które jest na samym początku hierarchii postępowania z odpadami. Myślę, że karanie producentów nie jest najlepszą metodą. Lepiej stworzyć system zachęt dla tych, którzy chcą stosować opakowania wielokrotnego użytku, a resztę zrobią konsumenci, którzy zwracają coraz większą uwagę na ekologię przy robieniu zakupów. Pamiętajmy przy tym, że nie rozwiąże to wszystkich problemów środowiskowych. Musimy więc zadać sobie pytanie, co się nam i środowisku będzie bardziej opłacać: wyprodukować np. 20 razy to samo opakowanie, czy odbierać puste opakowania zwrotne przyniesione przez konsumentów do sklepu przy okazji dostarczania pełnych opakowań z hurtowni?