Rząd łagodzi swój dotychczasowy opór wobec spalania odpadów resztkowych. Jednak w tym przypadku samorządy nie mogą liczyć na wsparcie UE
DGP
Na pierwszym planie zapobieganie powstawaniu odpadów. Później segregacja i recykling. A na końcu spalanie w wyspecjalizowanych instalacjach, by wysokokaloryczne materiały przysłużyły się środowisku, zapewniając ciepło i energię lokalnym wspólnotom. Tak w dużym skrócie można podsumować pomysły resortu środowiska na gospodarkę komunalną.
Pierwsze kroki, czyli redukcja oraz segregacja i recykling, to absolutny elementarz, o którym ministerstwo mówi od samego początku prac nad ustawami mającymi uporządkować śmieciowy rynek. Nowością w tym zestawieniu jest termiczne przekształcanie odpadów, od którego resort odżegnywał się wielokrotnie, akcentując, że działania te są sprzeczne z długofalową polityką ekologiczną UE.
Na ostatniej konferencji branżowej „Paliwa z odpadów” wiceminister środowiska Sławomir Mazurek podkreślił jednak, że razem z Ministerstwem Energii pracują nad konkretnymi regulacjami, które pozwoliłyby na pozyskiwanie energii ze spalania niezagospodarowanych resztek. Zapis o uwzględnieniu energii ze spalania odpadów frakcji kalorycznej pojawił się też w opublikowanym pod koniec roku dokumencie „Polityka energetyczna Polski do 2040”.

Podzielone zdania

– To wykazanie zdrowego rozsądku i odejście od myślenia życzeniowego, że recykling wszystko rozwiąże, a odpowiedzią na każdy problem z odpadami jest dokładniejsza segregacja – mówią dziś przedstawiciele branży odpadowej.
Podkreślają przy tym, że skoro doświadczenie zeszłorocznych pożarów pokazało, że odpady wysokokaloryczne łatwo puścić z dymem, to lepiej już utylizować je w wyspecjalizowanych instalacjach.
Pojawiają się jednak głosy przeciwne. Piotr Barczak, ekspert Europejskiego Biura Ochrony Środowiska, przekonuje, że termiczne przekształcanie odpadów nie tylko stoi w sprzeczności z ambicjami UE, ale też wcale nie pomoże rozwiązać problemu nadmiaru frakcji kalorycznej, z którym się zmagamy.
– Lepiej byłoby, gdyby minister wprowadził dopłaty do lepszej selektywnej zbiórki lub zobligował przemysł do pełnego wdrożenia rozszerzonej odpowiedzialności producentów i wyegzekwował partycypację finansową firm – przekonuje.
Do tej pierwszej grupy zwolenników spalania zaliczają się też samorządy. Liczą przede wszystkim, że ta metoda pozwoli im ograniczyć koszty gospodarki komunalnej. Taką motywację wyrazili ostatnio włodarze z Podhala i Podtatrza. W lokalnych mediach podnosili, że stali się zakładnikami dwóch firm, które ze sobą nie konkurują i zgodnie domagają się trzykrotnie wyższych stawek za zagospodarowanie śmieci niż do tej pory.
Stąd też, mimo dotychczasowej nieprzychylności rządu wobec takich inicjatyw, samorządowcy zwarli szyki, by wybudować spalarnię na własny użytek i rozbić niekorzystny dla nich monopol. W tym celu powołali zespół, na czele którego stanął Rafał Szkaradziński, wójt Szaflar. Podhalańscy samorządowcy optują za powstaniem instalacji, która obsługiwałaby dwa, trzy powiaty.

Problem z finansowaniem

Sęk w tym, że przeszkodą w rozwoju lokalnych ciepłowni są nie tylko rygory i wymogi środowiskowe, ale i finanse. Budowa najmniejszej nawet spalarni to wydatek rzędu kilkuset milionów złotych. Bez wsparcia zewnętrznego się nie obędzie. Tymczasem w świetle unijnych dyrektyw spalanie zmieszanych odpadów, podobnie jak ich składowanie na wysypiskach, uznawane jest za najmniej efektywną metodę postępowania z odpadami i marnowanie cennych surowców. W praktyce oznacza to, że na żadne finansowe wsparcie ze strony UE na budowę nowych lub rozbudowę obecnie działających instalacji nie ma co liczyć.
Samorządy będą musiały zadowolić się więc środkami krajowymi. Rządzący opracowali nowe instrumenty wsparcia, które wychodzą naprzeciw takim potrzebom. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej uruchomił niedawno pilotażowy program „Ciepłownictwo powiatowe”, który ma pozwolić spółkom komunalnym wykorzystać paliwa z odpadów w jednym procesie technologicznym wytwarzania ciepła i energii. W praktyce ma on wspierać lokalne elektrociepłownie, m.in. w dostosowaniu się do zaostrzających się norm emisyjnych. W sumie do wzięcia jest ponad 500 mln zł, z czego 350 mln zł to pożyczki, a 150 mln zł bezzwrotne dotacje.
Ewoluujące ostatnio stanowisko resortu w sprawie dopuszczenia spalania odpadów resztkowych jest dla ekspertów dużym zaskoczeniem. Zwłaszcza gdy uwzględnimy propozycje zmiany przepisów, które pojawiły się w najnowszym, trzecim już projekcie nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.).
W poprzednich wersjach ministerstwo chciało zakazać spalania niesegregowanych (zmieszanych) odpadów komunalnych. To rozwiązanie byłoby jednak katastrofalne dla samorządów, które już oparły swój system na termicznym przekształcaniu odpadów (np. Poznania). Nagle okazałoby się bowiem, że wybudowane za miliony złotych instalacje nie mogłyby funkcjonować na dotychczasowych zasadach.
W ostatnim projekcie resort zrezygnował z tak radykalnego ograniczenia. W to miejsce chce wprowadzić zakaz spalania zmieszanych odpadów, który obowiązywałby tylko w gminach, gdzie docelowy podział selektywnej zbiórki na pięć frakcji nie działa. Sęk w tym, że taki system wkrótce zostanie wprowadzony w całym kraju.
W praktyce więc, jak zauważa Maciej Kiełbus, prawnik z Kancelarii Dr Ziemski & Partners, zaproponowany zakaz spalania odpadów zmieszanych stanie się bezprzedmiotowy. Innymi słowy, mimo wcześniejszych rządowych zapowiedzi o konieczności odchodzenia od spalania na rzecz recyklingu zostałoby po staremu.
Odpady dalej będą mogły być więc kierowane do instalacji termicznego przekształcania. Co więcej, może się okazać, że rząd da zielone światło, by powstały kolejne. Podczas konferencji wiceminister zaznaczył bowiem, że w wojewódzkich planach gospodarki odpadami (WPGO) jest jeszcze potencjał do budowy instalacji do utylizowania odpadów kalorycznych.