Sukces szczytu w Katowicach nie jest gwarantowany – ostrzega szef naszej delegacji na COP24 Sławomir Mazurek
Czy są już pierwsze sygnały dotyczące postępów albo ich braku w rozpoczętych w niedzielę negocjacjach?
Negocjacje klimatyczne mają z jednej strony warstwę merytoryczną, negocjatorzy pracują nad dokumentami, ale druga warstwa to atmosfera budowania wzajemnego zaufania. Delegacjom musi zależeć na dokonaniu postępów. Część wystąpień światowych liderów odwołuje się do emocji, co też ma na celu budowanie atmosfery m.in. poprzez mówienie o oddziaływaniu klimatu na przyszłe pokolenia. Warstwa emocjonalna przekłada się w pewien sposób na negocjatorów, którzy często podejmują decyzje w ostatniej chwili, więc zgadzam się z tym, co mówił prezydent COP24 Michał Kurtyka – sukces rozmów w Katowicach nie jest gwarantowany. Zadaniem Polski jako gospodarza szczytu jest zapewnienie delegatom jak najlepszych warunków. Same Katowice to miasto, które jest symbolem polskiej transformacji.
Mówi się o wielu nieobecnych. Nie przyjechali prezydenci Francji czy USA, brakuje kanclerz Niemiec. Pojawiają się głosy, że to lekceważenie Polski jako gospodarza oraz tematyki walki z globalnym ociepleniem.
Prezydent USA nie jest obecny na szczycie, ale są amerykańscy negocjatorzy. Do Katowic przybyli przedstawiciele 196 państw, w tym wiele delegacji z głowami państw czy rządów na czele. To jest kluczowy poziom dochodzenia do porozumienia. Proces ten trwa nie tylko przy okazji COP, ale przy wielu innych dyskusjach. Decyzje, które będą podjęte na szczycie w Katowicach, mają być kamieniem milowym w polityce klimatycznej. Proszę zwrócić uwagę na to, co się stało w przededniu COP w Katowicach na szczycie G20. Sekretarz generalny ONZ António Guterres podkreślił na nim, że wśród liderów państw widzi duże zainteresowanie kwestią zmian klimatycznych i zapobieganiu im. Polska ma świetną opinię jako organizator szczytów klimatycznych. Jako gospodarz zapewniamy warunki i atmosferę do negocjacji, ale cały proces koordynuje ONZ. Porozumienie paryskie było sukcesem, ale teraz czas na wdrożenie jego zapisów w życie. Nikt nie przyjeżdża do Katowic z hamulcem ręcznym w plecaku. Co do tempa negocjacji – to rola wiceministra Michała Kurtyki. Ten symboliczny młotek prezydenta COP jest w pewnym sensie kluczem do sukcesu. Należy jednak pamiętać, że katowicki szczyt nie kończy całego procesu dochodzenia do realizacji celów porozumienia paryskiego. Gospodarz musi pokazać, że mu zależy na sukcesie. I my to robimy.
Ale nawet jako gospodarz nie mamy tu odrębnego głosu, bo na szczycie klimatycznym UE jako całość prezentuje wspólne stanowisko. Są jakieś wewnętrzne zgrzyty?
Powinniśmy mówić jednym głosem jako UE, ale jako Polska musimy też stać na straży krajowych interesów – i to jest moje zadanie. Minister środowiska Henryk Kowalczyk na spotkaniu ze swoimi odpowiednikami w Brukseli zwrócił uwagę na to, że nie możemy sobie stawiać kolejnych celów, zanim nie rozliczymy się z dotychczasowych. Jeśli narzucimy innym krajom zbyt ambitne założenia, mogą one stwierdzić, że nie wezmą w tym udziału. Stanowiska muszą być jak najbardziej akceptowalne przez wszystkie strony.
Ale jest pewien dysonans. Komisja Europejska mówi o konieczności dekarbonizacji do 2050 r., tymczasem na otwarciu COP24 prezydent Andrzej Duda mówi, że Polska nie będzie zbyt szybko odchodzić od węgla.
Polska gospodarka się rozwija. Zapotrzebowanie na energię rośnie. Zmniejszamy udział węgla w miksie energetycznym, ale robimy to stopniowo, jednocześnie zwiększając udział innych źródeł energii. KE nie narzuca krajom członkowskim, jak mają kształtować rozwój energetyki we Wspólnocie. Ta propozycja będzie musiała uwzględniać wkłady krajowe. Sprawiedliwa transformacja, o której mówimy w Katowicach, polega na zwiększeniu efektywności wykorzystania własnych zasobów.
Polska pokazuje w Katowicach ideę sprawiedliwej transformacji regionów pogórniczych, ale też elektromobilność i rolę lasów w pochłanianiu dwutlenku węgla. Czemu właśnie te tematy?
To wynika z triady człowiek-technologia-środowisko. Chcemy pokazać, że najważniejszy jest w tym wszystkim człowiek i jego godność. O sprawiedliwej transformacji wiele mówiły związki zawodowe, ale też pracodawcy. I to wcale nie dlatego, że dziś mamy rynek pracownika, ale dlatego, że pracodawcy mają świadomość otoczenia, w którym funkcjonują. Elektromobilność to z kolei budowanie potencjału i troska o jakość powietrza w miastach. Mówimy tu szerzej o ekomobilności, bo chodzi także o pojazdy napędzane wodorem. Natomiast o roli lasów mówi raport Międzynarodowego Zespołu ds. Klimatu – pomagają one w redukcji koncentracji CO2 w atmosferze. Stąd program pilotażowy Leśnych Gospodarstw Węglowych. Chodzi tu o to, by było „więcej lasu w lesie”, a więc by pochłaniać jeszcze więcej CO2. Ktoś powie, że lasy redukują tyle, ile wydziela jedna elektrownia w Bełchatowie. Jednak albo możemy jej emisję mieć w atmosferze, albo nie. Jeśli takich działań będzie więcej i wpiszą się w nie inne kraje, osiągniemy efekt synergii, na którym nam bardzo zależy. My nikogo nie chcemy pouczać. Pokazujemy tylko pewne rozwiązania.
Elektromobilność na zakręcie
Dyskusja o rentowności polskiej elektromobilności wchodzi w nowy wymiar. Samorządy kończą opracowywać pierwsze analizy kosztów i korzyści używania w komunikacji miejskiej autobusów zeroemisyjnych (muszą je złożyć w Ministerstwie Energii do końca roku), a informacje o drożejącym prądzie nikogo pozytywnie nie nastrajają.
Dopóki projekty mogą liczyć na dofinansowanie, gminy nie interesują się kosztami inwestycji. Ale po podwyżkach cen energii może się okazać, że obecne wsparcie na poziomie 75 proc. nie wystarczay, a samorządy będą musiały sięgnąć do własnej kieszeni. Dlatego w analizach do ME podają wszelkie możliwe ryzyka związane z taborem zeroemisyjnym. Według ekspertów ta asekuracja jest zrozumiała, bo autobusy spalinowe są tańsze i mniej wymagające w eksploatacji.
Są też gminy, które nie chcą rezygnować z elektrobomilności. Jaworzno planuje zwiększyć flotę o kolejne 20 autobusów elektrycznych, co razem zwiększy odsetek e-taboru tamtejszego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej do ok. 80 proc. Rzecznik PMK Maciej Zaremba przyznaje jednak, że o takich inwestycjach nie można myśleć bez dopłat. – One są po to, by pomóc wdrożyć innowacje, ułatwić dostęp do najlepszych technologii, wyrównać szanse rozwoju, ujednolicić poziomy zaawansowania technicznego – wylicza.
Więcej tylko dla prenumeratorów w tygodniku Samorząd i Administracja