- Szukając rozwiązań, powinniśmy podążać drogą pieniądza. Dziwnym trafem z problemem masowych pożarów mamy do czynienia dopiero od tego roku - mówi Krzysztof Gruszczyński prezes Zarządu ALBA Polska Spółka z o.o.
Krzysztof Gruszczyński prezes Zarządu ALBA Polska Spółka z o.o. / Dziennik Gazeta Prawna
Już dzisiaj na specjalnym posiedzeniu Sejmu będą ważyć się losy branży odpadowej, którą po ostatniej fali pożarów rządzący chcieliby lepiej nadzorować (pisaliśmy o tym w DGP nr 122/2018 w tekście pt. „Na celowniku mafia śmieciowa, a odstrzelone uczciwe firmy”). Na początek resort środowiska chce zatrzymać strumień śmieci zwożonych do Polski z zagranicy. Czy pana zdaniem to słuszny kierunek działań i na ile takie pomysły mają szanse powodzenia?
Moim zdaniem diagnoza ministerstwa jest zbyt dużym uproszczeniem. Owszem, zjawisko zwożenia odpadów do Polski z zagranicy istnieje, ale nie uważam, żeby była to główna przyczyna pożarów. Samo transgraniczne przemieszczanie odpadów nie jest jeszcze problemem, tylko oszukiwanie przy klasyfikacji wwożonych śmieci. Niestety to powszechna praktyka, że pod przykrywką legalnie transportowanych odpadów, które są deklarowane w dokumentach jako surowce do recyklingu z tzw. zielonej listy (np. makulatura), przewożone są zupełnie inne odpady, de facto nienadające się do odzysku.
Patologie mogłyby już przerwać obowiązkowe kontrole każdego transportu na granicy. Ten system trzeba więc uszczelnić, a nie wprowadzać odgórny zakaz dla wszystkich. Wolałbym też uniknąć takich rozwiązań z jeszcze innego powodu. Gdyby ograniczenie transportu dotyczyło też odpadów wyjeżdżających z Polski, mogłoby się to okazać mieczem obosiecznym. Bo w praktyce, ze względu na niewystarczającą obecnie ilość instalacji termicznego przekształcania odpadów, możemy mieć w następnych latach do czynienia z kierunkiem odwrotnym.
Innymi słowy, nie mając co z nimi zrobić, musielibyśmy wywozić je do recyklingu z Polski do Niemiec, a to byłaby już prawdziwa katastrofa.
Wskazuje pan, że nielegalny wwóz odpadów nie jest największym problem, z którym się obecnie mierzymy. Co jest w takim razie główną przyczyną pożarów?
Nie umiem odpowiedzieć, co zainicjowało tę czarną serię, ale mogę wskazać, że głównym problemem całego polskiego systemu gospodarowania odpadami jest gigantyczny wzrost stawek marszałkowskich za składowanie odpadów oraz zakaz składowania frakcji kalorycznej. Stawki te wzrosły w 2018 r. o prawie 100 proc., a w 2020 r. wzrosną czterokrotnie w porównaniu z 2017 r. Dodajmy do tego jednoczesny brak możliwości termicznego przekształcenia tych odpadów oraz niewystarczającą ilość instalacji do recyklingu. W efekcie z częścią tzw. odpadów resztkowych – w niebagatelnej ilości ok. 3–4 mln ton rocznie – w praktyce nie ma po prostu co zrobić. Teoretycznie możliwe byłoby ich spalanie w kontrolowanych warunkach, ale w całym kraju funkcjonuje tylko sześć odpowiednich do tego instalacji.
Co pana zdaniem mogłoby więc stanowić panaceum na ten problem?
Uważam, że szukając rozwiązań, powinniśmy podążać drogą pieniądza. Dziwnym trafem z problemem masowych pożarów mamy do czynienia dopiero od tego roku. Moim zdaniem powinniśmy zawiesić czasowo funkcjonowanie rozporządzenia o zakazie składowania frakcji kalorycznej, oraz powrócić – również czasowo – do stawek marszałkowskich za składowanie do poziomu z 2017 r. Jednocześnie powinniśmy skupić się na ułatwieniu rozwiązań współspalania odpadów kalorycznych w energetyce, najlepiej w istniejących instalacjach. Dopiero po powstaniu odpowiedniej ilości takich instalacji należałoby „odwiesić” ww. rozporządzenia.