– Zarzut przywoływany co jakiś czas, że gdyby ekolodzy kilka lat temu pozwolili na wycinkę drzew, to nie doszłoby do gradacji kornika, jest bezpodstawny – mówi gazetaprawna.pl prof. Rafał Kowalczyk z PAN. - Nie tylko dlatego, że nie można ciąć w obszarach chronionych, ale też dlatego, że znalezienie w odpowiednim czasie wszystkich zajętych drzew jest po prostu niemożliwe. Gradacja następuje co jakiś czas i po paru latach zanika, często pozostawiając leśników z przekonaniem, że to oni przyczynili się do jej wygaszenia poprzez intensywne cięcia.
Puszcza Białowieska. Protest ekologów / PAP / Artur Reszko

Z pewnością w ostatnich tygodniach choć raz widzieli Państwo w telewizji, internecie czy prasie obrazy z Puszczy Białowieskiej. Uschnięte świerki, leśnicy opowiadający o niespotykanej gradacji kornika drukarza, minister Jan Szyszko i dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski, zapowiadający zdecydowaną walkę ze szkodnikiem… Konia z rzędem temu, kto nie przejąłby się taką narracją. Nasze poczucie estetyki wykształcone na wizerunku lasu gospodarczego szybko ulega przekazowi Lasów Państwowych: ciąć trzeba, bo inaczej kornik zniszczy wszystko.

Pewność poglądów burzą jednak ekolodzy, którzy nie wiedzieć dlaczego protestują, przykuwają się do harvesterów, uniemożliwiając tym ogromnym maszynom wycinkę drzew. I mówią, że kornik to nie problem, ze świerkiem też nic specjalnego się nie dzieje, a puszcza z pewnością będzie mieć się lepiej, gdy człowiek przestanie się o nią troszczyć tak, jak nadleśnictwo Białowieża od 2016 roku, gdy podpisano aneks za sprawą którego zwiększono limity drzew do wycięcia.

Zadawali sobie Państwo pytanie: kto ma rację?

Spór o Puszczę Białowieską trwa od dawna. Od lat ścierają się dwie wizje: zwolenników aktywnej jej ochrony oraz przeciwników tego modelu, którzy chcą, by cały teren puszczy był parkiem narodowym. Wielu trudno przekonać do niego, bo wyparliśmy ze swojej świadomości prawdziwy obraz lasu: kompletnego, z zamierającymi drzewami, z martwym drewnem. Przyzwyczailiśmy się do lasu gospodarczego, posadzonego w rządki, gdzie usuwa się martwe drewno; ale to nie jest las prawdziwy, taki jaki rósł setki czy tysiące lat temu. - Puszcza Białowieska to jedyny las, który przetrwał na niżu Europy, a leśnicy uporczywie chcą go przerabiać na las gospodarczy – mówi prof. Tomasz Wesołowski z Pracowni Biologii Lasu Uniwersytetu Wrocławskiego. - Monopolista, jakim są Lasy Państwowe, władający 1/3 powierzchni kraju przekonuje, że nie ma lasu bez leśnika, bo las sam w sobie głupi jest i dziczeje - mówi Wesołowski.

Od 2012 roku trwał nieidealny, ale jednak kompromis, pomiędzy Lasami Państwowymi a organizacjami ekologicznymi. Udało się zmniejszyć limity drewna pozyskiwanego w puszczy. - To była decyzja związana z nowym Planem Urządzania Lasu. Limit dopuszczał 48 tys m3 drewna wyciętego w całej puszczy w części użytkowanej gospodarczo. Ta ilość nie była dewastacyjna dla puszczy, wpływała w niewielkim stopniu na różnorodność biologiczną, była pewnym kompromisem między potrzebami ochrony przyrody, a potrzebami miejscowej społeczności – tłumaczy prof. Rafał Kowalczyk z PAN w Białowieży.

Przyrodnicy zgadzali się, że eksploatacja może być prowadzona, ale w drzewostanach przekształconych, które w najbliższych kilkudziesięciu latach będą przebudowywane np. z litych sosin, świerczyn, na drzewostany mieszane, typowe dla puszczy.

Wszystko zmieniło się, gdy w marcu 2016 roku przyjęto aneks do planu. Limit dla Nadleśnictwa Białowieża na lata 2012-2021 zwiększono 6-krotnie, do 188 tys. m3. Wiosną tego roku zaczęto realizować jego zapisy, co po prostu oznacza wycinkę zakrojoną na szeroką skalę. Wszystko oficjalnie z powodu niespotykanej inwazji kornika drukarza, a nie z pobudek ekonomicznych.

Kornik drukarz - pretekst do wycinki

Gdy na wiosnę robi się ciepło, kornik drukarz rusza na poszukiwanie łupu, czyli dorosłego świerka. Jeżeli drzewo jest zdrowe, walczy, zalewając owady żywicą. Jeśli nie ma siły, staje się ofiarą kornika. Rozwój jednej generacji tego owada trwa ok. dwóch miesięcy, a zwykle korniki są w stanie mieć 2-3 generacje w roku. W ostatnich latach, na skutek m.in. ciepłych zim, kornika jest więcej i ten wzrost nazywa się gradacją. Takie gradacje powtarzają się co 10-15 lat. Obecna rzeczywiście jest duża, ale spora była też w latach 2001 -2003, a przede wszystkim w katach 20. XX wieku. Zwalczanie korników za pomocą cięć drzewostanu, co jak panaceum, proponują leśnicy, jest mocno dyskusyjne. Naukowcy zwracają uwagę, że by było skuteczne, cięcia musiałyby dotyczyć nie tylko drzew w rezerwatach, ale też w parku narodowym.

- Kornik stał się pretekstem do rozpoczęcia wycinki w Puszczy, do zmian Planu Urządzania Lasu i w konsekwencji do niszczenia tego unikatowego ekosystemu. Badania naukowe wskazują, że w celu powstrzymania gradacji kornika, trzeba by wyciąć 80 proc. zasiedlonych świerków – tłumaczy prof. Rafał Kowalczyk. I dodaje, że to w puszczy z natury rzeczy jest niemożliwe, dlatego że 16 proc. jej polskiej części jest chronione jako Białowieski Park Narodowy, kolejne 20 proc. stanowią rezerwaty, co łącznie daje 36 proc. terenu pod ochroną, gdzie cięć nie ma lub usuwane są pojedyncze drzewa ze względów bezpieczeństwa. A skoro ich nie ma, to nie ma też możliwości kontroli gradacji kornika. Do tego warto dodać całą białoruską część co w sumie powoduje, że 2/3 całej Puszczy znajduje się pod ochroną. Tam park narodowy obejmuje całość puszczy i jeśli były jakieś cięcia, to na bardzo ograniczoną skalę. To podważa sensowność prowadzenia wycinki po naszej stronie.

Nie ma skutecznego sposobu wyeliminowania kornika w puszczy. Jeszcze raz podkreślmy: w puszczy, nie w lesie gospodarczym. W puszczy, w jedynym tego typu zachowanym lesie naturalnym w całej Europie, w całości wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

– Zarzut przywoływany co jakiś czas, że gdyby ekolodzy kilka lat temu pozwolili na wycinkę drzew, to nie doszłoby do gradacji kornika, jest bezpodstawny – mówi prof. Kowalczyk. - Nie tylko dlatego, że nie można ciąć w obszarach chronionych, ale też dlatego, że znalezienie w odpowiednim czasie wszystkich zajętych drzew jest po prostu niemożliwe. Gradacja następuje co jakiś czas i po paru latach zanika, często pozostawiając leśników z przekonaniem, że to oni przyczynili się do jej wygaszenia poprzez intensywne cięcia. W rzeczywistości zanik kornika powoduje wzrastający opór środowiska: niesprzyjające warunki, ciężkie zimy, czy rozprzestrzenienie się owadów, które walczą z nim.

Naukowcy, którym bliska jest idea nieingerowania w las naturalny podkreślają, że tam gdzie są świerki, tam są korniki drukarze. – Przez lata leśnicy wycinali drzewa liściaste i sadzili świerki. To jakby kornikowi dać premię, bo już nie musiał się wysilać w poszukiwaniu pokarmu - tłumaczy mi prof. Tomasz Wesołowski. – Gdyby świerk pojawiał się w otoczeniu drzew liściastych, kornik z większym trudem znajdowałby pokarm; to co się teraz dzieje w puszczy, to przywracanie proporcji sprzed działalności człowieka. Profesor uspokaja emocje i przypomina, że świerk w puszczy to ok. 12 proc. drzewostanu. Kornik zaatakował ok. 8 proc. z niego. To w całej skali naprawdę nie jest dużo i natura doskonale sobie z problemem poradzi.

W podobnym tonie wypowiada się też dr Michal Żmihorski z krakowskiego Instytutu Ochrony Przyrody PAN, tłumacząc, że kornik dokonuje korekty błędów popełnianych przez leśników, którzy zastępowali gatunki liściaste świerkiem i sosną, bo te dwa dają większy zysk ekonomiczny. - Nie tylko w Puszczy Białowieskiej - w innych lasach udział sosny i świerka jest na ogół również znacznie wyższy niż być powinien.

Wśród naukowców jedności jednak nie ma. - Decyzja ekologów kilka lat temu o blokowaniu wycinki była błędna dlatego, że uniemożliwiła wycięcie części drzewostanów świerkowych w lasach gospodarczych, dzięki czemu można było w sposób bardzo mocny ograniczyć gradację kornika, zgodnie z tym, jak to się robi od dziesiątków lat w lasach gospodarczych. Każdy leśnik pani powie, że nie da się wyeliminować z ekosystemu kornika. I zresztą nie ma takiej potrzeby. Był, jest i będzie, bo ma swoją robotę do zrobienia – mówi z prof. Zbigniew Mirek z Instytutu Botaniki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, zwolennik aktywnej ochrony przyrody. - Problem w tym, że nadmiernie rozmnożony kornik szuka drzew słabszych. Leśnicy nie robią nic złego, jedynie zabezpieczają las przed masową gradacją – uważa prof. Mirek. I dodaje: - Mądre postępowanie minimalizuje straty, a w obszarach chronionych wydłuża proces rozpadu drzewostanu, pozwala go kontrolować i odnawiać w miejscach, gdzie podejmuje się ochronę aktywną. Jedyną metodą ograniczenia degradacji puszczy, jest wycinanie tzw. posuszu czynnego, czyli drzew, w których znajduje się kornik.

Niestety sprawa wcale nie jest taka oczywista. Przykładów skuteczności wycinki w walce z kornikiem nie ma zbyt wielu (nie mówimy o wielkich lasach Ameryce, gdzie rzeczywiście wycinka jest często stosowana), za to dobry przykład mamy po obu stronach polsko-słowackiej granicy. W polskich Tatrach z zaatakowanymi przez kornika drzewami nic nie robiono, w Tatrach słowackich wyrżnięto świerki w pień. Gdy po jakimś czasie przeprowadzono tam badania, okazało się, że gradacja w polskiej i słowackiej części przebiegała dokładnie tak samo. Trochę jak z katarem. Leczony trwa tydzień, nieleczony siedem dni.

- W lasach gospodarczych Skandynawii kornika się zwalcza, podobnie jak w lasach gospodarczych w Polsce. Jeśli celem funkcjonowania danego lasu jest produkcja drewna, to wydaje się być to uzasadnione – komentuje Michał Żmihorski. - Natomiast jeśli jest nim ochrona bioróżnorodności, to zwalczanie kornika jest po pierwsze bezzasadne (w przyrodzie nie istnieje coś takiego jak "szkodnik"), a po drugie szkodliwe dla wielu gatunków. Żmihorski, który pracuje na Uniwersytecie Rolniczym w Uppsali, opowiada, że w Skandynawii, w lasach pełniących funkcję inną niż produkcyjna, martwego drewna zostawia się dużo. Poza tym, często na powierzchniach poklęskowych tworzy się specjalne tereny chronione, na których pozostawia się las bez ingerencji, do naturalnej regeneracji. - Taka strefa powstała niedawno na terenie regionu Västmanlan, gdzie pożar lasu zniszczył w 2014 15 tys. ha - znaczna część tego terenu została wyłączona z produkcji, prowadzimy tam obecnie badania nad ptakami i pierwsze analizy pokazują, że ptaków jest więcej na powierzchni pozostawionej bez ingerencji – mówi dr Żmihorski.

Puszcza Białowieska to nie las gospodarczy

Dlaczego w Polsce tak trudno przebić się z tendencjami obecnymi już na Zachodzie? – Trochę jest to efekt starej szkoły i nieaktualnego podejścia. Profesorowie Uniwersytetu Rolniczego w Uppsali, których prosiłem o komentarz do sytuacji w Białowieży, nazwali to, co robi minister "old-fashioned", według którego las nie może funkcjonować bez ingerencji leśnika – wyjaśnia Żmihorski. W Lasach Państwowych obowiązują niekiedy dość archaiczne zasady gospodarowania, a studenci leśnictwa i uczniowie techników uczą się dziś z podręczników, które często są kolejnymi wydaniami tych sprzed kilkudziesięciu lat. Stąd wierzą, że ingerencja leśników jest konieczna dla podtrzymania ekosystemu przy życiu. Dziś wiemy, że to jest nieprawda, i że las pozostawiony sam sobie doskonale sobie radzi, ale leśnicy upierają się przy konieczności ingerowania, bo to gwarantuje im pracę i zyski ekonomiczne – mówi Żmihorski.

Czego się uczy studenta leśnictwa a propos walki z kornikiem? - To zależy od uczelni, ale zasadniczo w Polsce kornik to szkodnik, z którym się walczy – mówi prof. Kowalczyk. - To szkoła, która często jest nie tyle konserwatywna, ile opiera się na zgromadzonej przez lata wiedzy i przekonaniu, że podstawowym celem gospodarki leśnej jest produkcja drewna . Walka z kornikiem jest usprawiedliwieniem dla tej gospodarki. Na naszych uczelniach programy są wieloletnie, studenci uczeni są przez tych samych wykładowców, nie zawsze prowadzących swoje badania lub śledzących najnowszą literaturę, stąd poleganie na kanonach, że gospodarka leśna to sadzenie, pielęgnowanie, usuwanie szkodnika, wycinanie i ponowne zalesianie. Rachunek ekonomiczny musi się zgadzać. Do tego silna grupa lobbystów zainteresowanych finansowo i ambicjonalnie żeby ten stan rzeczy utrzymać oraz głosy 130 tys myśliwych.

Kornik nie kornik, tniemy

Część gospodarcza puszczy jest administrowana przez przedsiębiorstwo Lasy Państwowe, ale nie na całym jej obszarze prowadzi się gospodarkę leśną. W jej skład wchodzą trzy nadleśnictwa, na terenie których występują rezerwaty przyrody, a więc obszary gdzie działania gospodarcze są ograniczone lub ich nie ma. W części gospodarczej Puszczy na znacznych obszarach występują lasy naturalne, które powinny być zachowane, ale nie znalazły się jeszcze ani w parku narodowym, ani w rezerwatach. Chroni je jednak status dziedzictwa ludzkości UNESCO obejmujący całą Puszczę.

Cztery strefy w obiekcie światowego dziedzictwa jakim jest Puszcza Białowieska, miały pomóc w ochronie przyrody na całym terenie puszczy. Pierwsza to strefa ochrony ścisłej, obejmująca rezerwat ścisły BPN, druga - rezerwaty ,czyli część parku nie objęta ochroną ścisłą, trzecia - drzewostany stuletnie poza parkiem narodowym i rezerwatami oraz strefa czwarta - aktywnej ochrony, gdzie gospodarka leśna może być prowadzona.

I tu jest pojawia się kolejny problem. - Nasilenie protestów ekologów spowodował m.in. fakt, że leśnicy usuwają nie tylko drzewa zarażone kornikiem. Wycinają też część drzew liściastych, co wynika z aneksowania planu urządzania lasu, a także świerki suche (czyli bez kornika-red.) w drzewostanach stuletnich czyli w tych do tej pory chronionych. Dlaczego? Eksperci podpowiadają: wycinka i wywózka sporej części drewna to ratowanie surowca. Wszystkie trzy nadleśnictwa były dotowane z Funduszu Leśnego poważnymi sumami, więc gdy zwiększyło się okno na wycinkę, próbują odrobić straty.

- Cięcia weszły w strefę trzecią, której dotyczyć nie powinny – mówi prof. Kowalczyk. - To oznacza nierespektowanie zapisów planu zarządzania obszarem dziedzictwa ludzkości, do czego jako państwo zobowiązaliśmy się, podpisując w latach 70.XX wieku konwencję o ochronie światowego dziedzictwa ludzkości – przypomina Kowalczyk. I dodaje, że obliguje nas też do tego Konstytucja RP, która w paragrafie 87 mówi, że ratyfikowane umowy międzynarodowe są dla nas wiążące.

Ochrona drzew stuletnich rozpoczęła się w 1998 roku. Jak mówi prof. Kowalczyk, decyzja dyrektora Lasów Państwowych ograniczyła cięcia, ale w ostatnich latach dokonano zmian prawnych oraz podjęto decyzje na poziomie Lasów Państwowych, które umożliwiły zwiększenie limitu, co jest niezgodne z prawem międzynarodowym, z planem zadań ochronnych i narusza przepisy unijne. Dlatego KE wzywała do wstrzymania wycinki. „Pozyskiwanie drewna prawdopodobnie wpłynęłoby niekorzystnie na zachowanie siedlisk i gatunków obszarów Natura 2000 i spowodowałoby nieodwracalne straty w zakresie różnorodności biologicznej”. Z tą hipotezą zgadza się prof. Rafał Kowalczyk. - Wycinka jest niezgodna z planem zadań ochronnych dla obszaru Natura 2000, który nie przewiduje wycinania martwych i zamierających świerków w drzewostanach stuletnich i starszych, ze względu na ochronę rzadkich gatunków dzięciołów oraz chronionych owadów związanych z martwym drewnem. Cięcia sanitarne, takie jak usuwanie zasiedlonych świerków czy drzew niebezpiecznych dla ludzi mogą być prowadzone. Tylko że teraz tnie się drzewa także daleko od dróg i nie można tego uzasadnić bezpieczeństwem, ani tym bardziej walką z kornikiem, bo są to drzewa martwe. Wraz z ich wycinką i wywozem z lasu tracimy ogromną różnorodność biologiczną w tym gatunki rzadkie i chronione, które nie występują już w Europie.

Zwolennicy ochrony puszczy przed kornikiem często podkreślają, że nie kierują się pobudkami ekonomicznymi, ale postępują po prostu zgodnie z wymogami prawa. - Są trzy reżimy prawne (czasem ze sobą sprzeczne): unijny, UNESCO i prawo polskie, no i oczywiście Plan Urządzania Lasu. Jeśli leśnicy by tego zaniedbali, wkroczy prokuratura – przekonuje prof. Zbigniew Mirek. - Teraz Puszczy Białowieskiej potrzeba spokojnego eksperckiego uporządkowania spraw, decyzji co chcemy naprawdę chronić. Jeśli chcemy dbać o bogactwo gatunków, to jakiś rodzaj ingerencji musi być utrzymany. Dla bogactwa gatunkowego roślin, zwierząt, ptaków też potrzebne są różne formy ochrony. Jeśli zrezygnujemy z aktywnej ochrony, twierdzi prof. Mirek, to część siedlisk Natura 2000, które każe nam chronić UE, zniknie. Ponadto, twierdzi Profesor, wiele „naturalnych elementów bioróżnorodności” zawdzięcza swą obecność na obszarze puszczy rozmaitym formom ekstensywnego gospodarowania, także w lasach. Profesor zdecydowanie broni tezy, że tam gdzie jest ochrona ścisła, obecności człowieka być nie musi, ale w innych obszarach - rozsądna ingerencja – jak to określa, nikomu nie przeszkadza. - Kto w razie pożaru wziąłby odpowiedzialność za odtwarzane z pietyzmem stado bizonów? Czy wtedy też nie dotykalibyśmy niczego? – pyta profesor Mirek. Profesor jest przekonany, że żaden praktyk i teoretyk ochrony przyrody nie zaproponuje zniesienia aktywnej ochrony przyrody; no chyba że w 1/3 puszczy. - Wtedy można zaproponować wysoki reżim ochronny jak to zrobiliśmy na obszarach referencyjnych, żeby zobaczyć co się będzie działo. Spierać trzeba się o ilości wycinanego drewna oraz miejsca wycinki. Natomiast obrona zagrożonych gatunków jest bezdyskusyjna, bo bez człowieka wyginą – pozostaje przy swoich poglądach prof. Mirek.

Zwolennicy wycinki z ministrem Szyszką na czele nieustannie mówią, że gradacja powoduje zagrożenie dla stanu siedlisk i gatunków chronionych w ramach przepisów unijnych. - Tylko, że stan siedlisk na terenie BPN, gdzie z gradacjami się nie walczy, jest najczęściej właściwy, podczas gdy w części zagospodarowanej stan siedlisk jest nieodpowiedni lub zły (są 3 stany zachowania siedlisk: właściwy, nieodpowiedni i zły), więc odpowiedź nasuwa się sama, że to gospodarka leśna a nie kornik powodują obniżenie stanu siedlisk i ochrony gatunków – tłumaczy prof. Kowalczyk. - Dąbrowa świetlista, o której tak często mówią leśnicy, jest siedliskiem priorytetowym, powstałym jednak w wyniku działalności człowieka w przeszłości (wypas) i w Puszczy Białowieskiej zajmuje 6 ha, więc jest dość marginalna.

Konflikt, który nie służy nikomu. Także społeczności lokalnej

Naukowcy, reprezentanci organizacji ekologicznych zapewniają, że chcą rozmów, bo konflikt nikomu nie służy. - Zwłaszcza nie służy miejscowej ludności, bo uderza w turystykę, z której ludzie tu żyją - mówi prof. Kowalczyk. -To ponad 25 milionów przychodów w skali roku, a w takiej mniej więcej kwocie są dofinansowywane trzy deficytowe nadleśnictwa Białowieża, Browsk i Hajnówka. Gospodarka leśna w obecnym modelu na pewno nie przynosi korzyści miejscowym, bo pieniądze z niej trafiają do budżetu Lasów Państwowych. Ludzie nie palą przecież świerkiem, który jest teraz wycinany, wolą bardziej energetyczne drewno liściaste. Poza tym nawet gdyby chcieli, drewno wcale nie jest łatwo dostępne, ani nie jest tanie.

Pora też odbiec od wizerunku mieszkańca Puszczy Białowieskiej, który jeśli nie pracuje dla Lasów Państwowych, to nie ma z czego żyć. Pora przestać straszyć, że ekolodzy spowodują , że w puszczy nie będzie można zbierać grzybów i jagód, jeśli na całym terenie zostanie wprowadzony park narodowy. - Niektórzy mieszkańcy uczestniczą w blokadach czynnie, niektórzy asystują z banerami albo przywożąc zupę czy kanapki. Ludzie z terenu Puszczy Białowieskiej doceniają jej walor niekoniecznie przez pryzmat związków z przemysłem drzewnym, Lasami Państwowymi. Coraz częściej widzą, że przyszłość tego terenu wiąże się z turystyką – opowiada Katarzyna Jagiełło z Greenpeace, która od kilku tygodni regularnie jest na blokadach w puszczy. Opowiada jak zmienia się nastawienie ludzi do idei jej chronienia. - Ludzie żyją z turystyki nawet nie prowadząc agroturystyki; warsztaty samochodowe, sklepy, w sezonie mają zdecydowanie większy ruch. Środowiska, które sprzeciwiają się wycince, integrują się. To jest głosy tych, którzy będą decydować o regionie. Część z nich to ludzie młodzi, część stanowią starsi związani z agroturystyką, przewodnicy, rozumiejący czym jest puszcza.

Jak opowiada Katarzyna Jagiełło, także leśnicy z dala od kamer próbują powiedzieć, że nie rozumieją po co Lasom Państwowym ten konflikt. Wizerunkowo szkodzi bardzo,bo obala mit leśnika – gospodarza. Przedstawicielka Greenpeace podpowiada, że niewiele osób z obecnej strony rządowej chce pamiętać, że w 2006 roku w ramach zespołu powołanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zostały wypracowane rozwiązania, nad którymi miano dyskutować. Ale projekty ustaw nigdy nie wyszły z zamrażarki.

Jednym z ekspertów pracujących przy projektach ustaw był prof. Tomasz Wesołowski. - Zespół powołany przez prezydenta Kaczyńskiego wypracował trzy projekty ustaw – mówi Profesor. - Zakładały one powołanie Parku Narodowego na terenie całej Puszczy Białowieskiej, ochronę całkowitą ponad stuletnich drzewostanów, dostępność większości parku dla ludzi. Tylko na niewielkiej części byłaby prowadzona gospodarka drzewna, faktycznie na potrzeby lokalnej społeczności. Kiedy dziś prof. Wesołowski słyszy jak Ministerstwo Środowiska zapewnia, że nie wiadomo jakie były poglądy Lecha Kaczyńskiego na temat Parku Białowieskiego, jest zaskoczony i pyta retorycznie: w jakim celu w takim razie, jeżeli nie dla ochrony puszczy, prezydent powołał nasz zespół? - Pół roku pracowaliśmy, powstał namacalny efekt naszej pracy. Z tego co pamiętam, dwie osoby były przeciw: przedstawiciel LP i przedstawiciel Instytutu Badawczego Leśnictwa. Pozostali, w tym też paru leśników, byli za tym, by cała puszcza była parkiem ze zróżnicowanymi strefami.

Dlaczego leśnicy nie chcą Białowieskiego Parku Narodowego?

Kilka lat temu dr Krzysztof Niedziałkowski przeprowadził rozmowy z 36 osobami reprezentującymi różne grupy osób zaangażowanych w dyskusję o Puszczy Białowieskiej. Byli wśród nich kierownicy i pracownicy jednostek organizacyjnych LP, parku narodowego, administracji rządowej i samorządowej, instytucji naukowych. A odpowiadali na pytanie: dlaczego leśnicy nie chcą rozszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego. Efektem jest praca praca "Dlaczego leśnicy nie chcą rozszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego".

I w ogromnym skrócie odpowiedź: bo uważają, że las powinien być kształtowany przez leśnika, żeby osiągnąć preferowane przez niego cechy estetyczne i użytkowe, bo obawiają się, że wraz z przejściem do pracy w BPN utracą dobre zarobki i prestiż, Wśród różnych wniosków autor zamieszcza m. in. ten, że leśnicy reprezentują tzw.„dyskurs menedżerski” w stosunku do Puszczy Białowieskiej, zgodnie z którym są oni opiekunami lasu, mającymi obowiązek zachowania trwałości puszczy i jej wartości, zgodnie z wymogami prawnymi nakładanymi na nich przez ustawodawstwo.

Na koniec do refleksji fragment artykułu autorstwa Januarego Weinera, opublikowanego 25.06.2016 w Tygodniku Powszechnym: „Współczesny las jest uprawą. Taką samą jak pole pszenicy czy buraków cukrowych. Gospodarzowi zależy na uzyskaniu maksymalnego plonu, przy najmniejszych stratach, a sens jego pracy jest jasno określony. Większość europejskich parków narodowych służy zachowaniu wybranych elementów naturalnej przyrody w stanie podobnym do tego, jaki był w momencie utworzenia rezerwatów, poprzez starannie zaplanowane zabiegi i interwencje. Ale jest jeden wyjątek , jeden jedyny w Europie: Puszcza Białowieska. Owszem, penetrowana przez ludzi ,ale do niedawna tylko w niewielkim stopniu narażona na intensywną gospodarkę leśną. Puszcza Białowieska nadal jest naturalnym ekosystemem leśnym. Naturalnym - co nie znaczy ,,dziewiczym''. Dziewiczych lasów na naszej planecie już nie ma. […]Dzisiejszy spór o Puszczę Białowieską ma niewiele wspólnego z nauką. Chodzi o zakwestionowanie poglądu, że istnienie naturalnego ekosystemu leśnego stanowi bezcenną wartość, godną ochrony. Minister Szyszko jest zwolennikiem innej hierarchii wartości i stara się dobitnie dać temu wyraz, demonstrując przy tym przewagę siły, a nie argumentów […]Eksploatacja lasów Puszczy Białowieskiej nie ma istotnego znaczenia dla krajowej gospodarki, zwiększenie wyrębu do poziomu planowanego przez ministra Szyszkę może podnieść dochód koncernu Lasy Państwowe o ułamek procenta. A zatem chodzi o ochronę abstrakcyjnych wartości; ochronę naturalnego ekosystemu z powodów estetycznych, etycznych, a także poznawczych. W tym kontekście spór o Puszczę Białowieską to symptom znacznie szerszego problemu. To, co zagraża Puszczy Białowieskiej, a także Tatr i innych naturalnych ekosystemów, to nie kornik drukarz ani nawet nie sam minister Szyszko. Chodzi o głęboki kryzys wartości, ogarniający różne dziedziny naszego życia. Ochrona przyrody to nie to samo, co ochrona środowiska”.

Gdy pytam jakie jest rozwiązanie, prof. Kowalczyk odpowiada: Cała puszcza powinna być parkiem narodowym, bo zabezpieczy to ten unikatowy las przed każdą kolejną zmianą koniunktury politycznej. Powinien to być park otwarty, ponieważ nie ma potrzeby, by cały teren puszczy obejmować rezerwatem ścisłym. Ludzie mieliby dostęp do lasu, do grzybów, jagód itp. Gospodarka leśna byłaby prowadzona w najbardziej przekształconych fragmentach puszczy, by zaspokajać potrzeby miejscowej społeczności na drewno opałowe i konstrukcyjne. To zresztą gwarantowało właśnie strefowanie obszaru dziedzictwa ludzkości. Nie mogę zrozumieć, jak to jest, że mamy taki skarb, jakiego nie ma nikt i chcemy go zamienić na las gospodarczy, który mamy wszędzie w Polsce i Europie – mówi.

5 lipca na sesji UNESCO w Krakowie zapadła decyzja, że Polska ma natychmiast zaprzestać wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej i do grudnia 2018 roku przedstawić UNESCO nowy raport o stanie lasu. Do Białowieży zostanie też wysłana powtórna misja ekspertów, która oceni skutki obecnych działań oraz zdecyduje czy Puszczę Białowieską należy wpisać na Listę Dziedzictwa Zagrożonego. Niestety, poza zaleceniem, decyzja UNESCO nie ma mocy sprawczej. Inaczej w przypadku Komisji Europejskiej, która prawdopodobnie już w połowie lipca skieruje sprawę wycinki niezgodnej z przepisami unijnymi do TSUE. Prawdopodobnie też do czasu rozpatrzenia zażalenia KE nakaże wstrzymanie wycinki.