Brak standardów przetwarzania elektroodpadów i niskie ustawowe wymogi powodują, że firmom nie opłaca się inwestować w nowoczesne i bezpieczne dla środowiska technologie.
Brak standardów przetwarzania elektroodpadów i niskie ustawowe wymogi powodują, że firmom nie opłaca się inwestować w nowoczesne i bezpieczne dla środowiska technologie.
/>
Liczne patologie na rynku gospodarowania zużytym sprzętem elektrycznym i elektronicznym (ZSEE) spowodowały, że ustawodawca zdecydował się na wprowadzenie dodatkowego etapu kontroli zakładów przetwarzania i organizacji odzysku przez niezależnych zewnętrznych audytorów. Pierwsze audyty za 2017 r. będą przeprowadzane od przyszłego roku. I tu pojawia się problem.
Prawo daje audytorom zewnętrznym dużo instrumentów, jak np. możliwość weryfikowania dokumentów finansowych czy kwitów wagowych z legalizowanych wag elektronicznych. Dzięki temu będzie można sprawdzić m.in., czy dana firma przetworzyła określoną masę sprzętu w rzeczywistości, czy tylko na papierze. Jednak przepisy ustawy o ZSEE (Dz.U. z 2015 r. poz. 1688 ze zm.), a konkretnie jej załącznik nr 5, określają bardzo ogólne wymogi względem zakładów przetwarzania.
Niechlubny wyjątek
– Jesteśmy chyba jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym nie jest określone, jak sprzęt powinien być przetwarzany – mówi Mirosław Baściuk, prezes Związku Pracodawców Branży Elektroodpadów i Opakowań „Elektro-Odzysk”.
– Za chwilę, bo od 2018 r., będziemy mieli sześć grup odpadów, a każda z nich wymaga innej technologii. Dlatego niezwykle ważne jest to, żeby te standardy zostały opracowane, bo tylko wówczas będziemy mieć narzędzia dla audytorów – stwierdza. Dodaje też, że określenie szczegółowych wymagań pomocne byłoby również wojewódzkim inspektoratom ochrony środowiska (WIOŚ).
W przepisach jest przykładowo mowa o tym, że organizacje odzysku mają wyłapywać z urządzeń gazy zawierające czynniki szkodliwe dla warstwy ozonowej, np. freon.
– Ale nigdzie nie jest powiedziane, ile tych czynników należy odzyskiwać. I są sytuacje, że WIOŚ robi kontrolę w zakładzie, który odzyskuje 3 g z urządzenia, podczas gdy w przepisach obowiązujących w wielu krajach jest minimum 200 g. I nic takiemu przedsiębiorcy nie można zrobić, bo przecież przepisy każą mu odzyskiwać, a on odzyskuje – dodaje Baściuk.
Zdaniem mecenasa Daniela Chojnackiego z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka brak precyzyjnych standardów przetwarzania sprzętu elektronicznego i elektrycznego powoduje, że nie można mówić o właściwej implementacji przepisu art. 5 ust. 1 dyrektywy 2012/19/UE w sprawie ZSEE. Nakazuje on zapewnienie właściwego przetwarzania, w szczególności sprzętu zawierającego substancje szkodliwe.
– Komisja Europejska bada wykonanie dyrektywy poprzez sprawdzenie nie tylko, czy nastąpiła implementacja formalna, lecz także, czy przepisy odpowiednio funkcjonują. Sformułowanie ogólnych wymagań w stosunku do przetwarzania sprzętu powoduje, że obecnie, w mojej ocenie, wymagania dyrektywy nie są spełniane – tłumaczy radca prawny.
Robert Wawrzonek, członek zarządu firmy Remondis Electrorecycling w Europie, wyjaśnia, że jest wiele standardów i wytycznych, które przetwarzający mogą wprowadzać (np. ISO, EMAS, WEELABEX, CENELEC). – Część z nich odnosi się ogólnie do systemu zarządzania, inne stricte do przetwarzania ZSEE. Jednak ich stosowanie jest dobrowolne. A przyjęcie pewnych standardów wykraczających poza średnią rynkową powoduje wzrost kosztów przetwarzania – zauważa ekspert.
Jak przyznaje, ani po stronie większości producentów, ani organizacji odzysku nie ma zainteresowania finansowaniem przetwarzania zużytych elektrosprzętów na poziomie wyższym niż minimalne wymagania ustawowe. – A te są tak ogólne, że w praktyce lodówka może być przetwarzana zarówno na instalacji za kilka milionów złotych, jak i za pomocą prostych narzędzi za kilkanaście tysięcy – dodaje Wawrzonek.
Minister może, a nie musi
Tę diagnozę potwierdza opracowanie pt. „Standardy przetwarzania poszczególnych rodzajów zużytego sprzętu oraz wymagania dla zakładów przetwarzania zużytego sprzętu” przygotowane na zlecenie Ministerstwa Środowiska. Czytamy w nim m.in., że stan techniczny niektórych polskich zakładów przetwarzania zdecydowanie odbiega od podobnych podmiotów zagranicznych, w szczególności w starej Unii. „Wiele firm opiera swoją działalność na ręcznym demontażu zużytego sprzętu (także zużytego sprzętu chłodniczego i telewizorów), który z punktu widzenia kosztów jest rozwiązaniem najtańszym. Podstawowymi narzędziami stosowanymi w zakładach przetwarzania są narzędzia ręczne: młotki, siekiery, piły oraz przecinaki. Powszechnie stosowane są także elektronarzędzia lub narzędzia pneumatyczne” – czytamy w raporcie.
Dlatego eksperci postulują jak najszybsze wydanie rozporządzenia określającego wymagania dla przetwarzania przynajmniej tych urządzeń, które zawierają najbardziej niebezpieczne dla środowiska substancje: sprzętu chłodniczego, telewizorów i monitorów, a także świetlówek i lamp. Wydanie takiego aktu wykonawczego nie wymaga zmiany ustawy o ZSEE. Delegacja ustawowa zawarta jest bowiem w ustawie o odpadach (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1987 ze zm.).
– Zgodnie z art. 33 ust. 3 tej ustawy minister właściwy do spraw środowiska może określić w drodze rozporządzenia wymagania dla określonych procesów przetwarzania lub dla instalacji do przetwarzania odpadów. Co więcej, w celu rozwiania ewentualnych wątpliwości dodano ust. 4, który stanowi, że rozporządzenie może, w razie potrzeby, określać wymagania tylko dla określonego rodzaju lub rodzajów odpadów – zauważa mec. Chojnacki.
Jedyny kłopot polega więc na tym, że ustawodawca nie zobowiązał ministra środowiska do wydania odpowiednich rozporządzeń, lecz jedynie dał mu taką możliwość. Czy resort zamierza zatem wydać takie przepisy wykonawcze?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama