Zawsze było tak, że w edukację wpisany jest pewien konflikt pokoleń – starsi uważają, że młodsi są „inni”, trudniejsi, że „kiedyś było lepiej”. Ale mam wrażenie, że dzisiaj ta różnica jest wyjątkowo silna. Pokolenie, z którym obecnie pracują nauczyciele, wydaje się skrajnie odmienne od poprzednich. Czy to tylko złudzenie, czy rzeczywiście coś się zmieniło?
Rzeczywiście, chyba od zawsze istnieje pewna tendencja do porównywania kolejnych roczników i do mówienia: „dzisiejsza młodzież jest inna”. Takie narzekanie to trochę tradycja, bo nawet uczennice i uczniowie sami potrafią mówić, że rocznik, który przyszedł po nich, jest dziwny, "gorszy". Natomiast różnica, którą widzimy dzisiaj, nie jest jedynie kwestią subiektywnego poczucia. Nauki społeczne pokazują nam wyraźnie, że tempo zmian społecznych, kulturowych i technologicznych nigdy wcześniej nie było tak szybkie. To już nie ewolucja, ale prawdziwe wykładnicze przyspieszenie.
Jeżeli spojrzymy na pokolenie przełomu Zalfa oraz pokolenie Alfa – czyli dzieci rodzące się mniej więcej od 2010 roku – to widzimy, że one już od kilku lat funkcjonują w systemie edukacji, a teraz zaczynają wkraczać do szkół ponadpodstawowych. To pokolenie, którego doświadczenie jest diametralnie inne od wcześniejszych. Cechy, które obserwowaliśmy u pokolenia Z, tutaj są jeszcze bardziej spotęgowane. Można wręcz powiedzieć, że to „pokolenie Z na sterydach”.
Pokolenie Z dorastało w czasach, gdy internet dopiero stawał się częścią codzienności. Alfy natomiast przyszły na świat w momencie, gdy podstawowym elementem życia zaczynały stawać się już media społecznościowe. I to jest zasadnicza zmiana.
Internet wprowadził nas w nową erę, ale to media społecznościowe zmieniły zasady gry, także w wymiarze politycznym czy społecznym. Widzieliśmy to przy okazji wyborów w Stanach Zjednoczonych czy referendum w sprawie Brexitu, gdzie to właśnie manipulacyjne wykorzystanie mechanizmów mediów społecznościowych odegrało kluczową rolę. W takim świecie dorasta obecne pokolenie uczniów i uczennic. W świecie rządzonym przez media społecznościowe, które tak naprawdę stały się mediami antyspołecznymi: polaryzującymi, dzielącymi, napędzającymi wzajemną nienawiść.
A potem przyszedł TikTok i wywrócił stolik po raz kolejny i zdefiniował młodzież na nowo. Coraz częściej słyszymy, że pokolenie Z i Alfa to tak naprawdę „pokolenie TikToka”. Czy zgadza się Pan z tym spojrzeniem?
Absolutnie tak. To bardzo trafna uwaga. TikTok otworzył zupełnie nową przestrzeń. Owszem, wcześniej mieliśmy Snapchata, który też był czymś świeżym, ale wciąż pozostawał w klimacie Facebooka czy Instagrama. Osobną sprawą był oczywiście zawsze Youtube. Kluczowe jest to, że TikTok od początku był inny. Jego siła polegała na krótkich, dynamicznych wideo. Tworzyć mógł je każdy, a kontent nie miał ograniczeń, co szybko zaowocowało materiałami absolutnie bzdurnymi. Od razu było jasne, że mamy do czynienia z czymś nowym, co wymknie się prostym schematom.
Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z TikTokiem – od razu pomyślałem: „to już zupełnie inna bajka”. TikTik Polska zaproponował mi bardzo szybko tzw. weryfikację i poprosił o ogląd z perspektywy nauczyciela i psychologa. Uważnie badając ten świat, nie miałem wątpliwości, że cała jego struktura i funkcjonalność wskazywały, że będzie to zjawisko, które zmieni zasady gry. I faktycznie tak się stało. Widać to nawet po innych platformach – Instagram, Facebook czy YouTube zaczęły kopiować krótkie formaty wideo, bo zrozumiały, że bez tego przegrają sromotnie z TikTokiem.
Dlatego nie mam wątpliwości: TikTok stał się kolejnym punktem zwrotnym, a jego wpływ na młodzież (i nie tylko), na sposób myślenia i nawyki jest ogromny. To rzeczywiście może uzasadniać mówienie o „pokoleniu TikToka”.
Jakie jest pokolenie Alfa jako uczniowie? Czym różnią się od poprzednich?
Wie pani, trzeba powiedzieć z całą mocą: rzeczywistość jest dziś zupełnie, diametralnie inna. Przeżywamy to, co już w drugiej połowie XX wieku przewidział Alvin Toffler w swoim “Szoku przyszłości”. To dotyczy wszystkich, nie tylko młodych osób, ale u nich skutki są szczególnie widoczne, bo w okresie rozwojowym układ nerwowy kształtuje się najintensywniej. To jednak wcale nie oznacza, że dorosłych nie dotyka – widać to choćby po ich (naszych) zachowaniach w mediach społecznościowych.
Obserwujemy dorosłych bezrefleksyjnie wchodzących w powielanie fejków i dipfejków, w hejt - czyli we wszelkie formy nieuzasadnionej, niekonstruktywnej krytyki, bo tym hejt jest. Mechanizmy są podobne u młodych – uczymy się poprzez kopiowanie autorytetów, obserwowanie zachowań innych. Jeśli dziecko widzi dorosłych „dających sobie prawo” do hejtowania np. polityków, ono nieświadomie przyswaja te wzorce.
To pokazuje, że fundamentem edukacji zawsze powinna być świadomość i odpowiedzialność dorosłych – nasze własne postawy mają znaczenie absolutnie fundamentalne. Zmiana w młodych zaczyna się od nas, od naszego przykładu.
Jak zatem pracować z tymi dziećmi w szkole? Jak budować relacje uczeń–nauczyciel?
Są dwie fundamentalne kwestie. Po pierwsze – zawsze powtarzam za panną Marple, że natura ludzka jest wszędzie taka sama. W naturze ludzkiej fundamentalnie nic się nie zmieniło. Mechanizmy emocjonalne, potrzeby, fundamenty naszego funkcjonowania psychospołecznego – one nieustannie pozostają takie same. Podstawą wszystkiego, podkreślam, WSZYSTKIEGO, jest relacja: budowanie więzi, empatii, poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. To jest esencja funkcjonowania zarówno w miłości i przyjaźni, jak i w jakiejkolwiek pracy, to jest esencja również edukacji, pomocy psychologicznej i psychoterapii. Ludzie odchodzący z tego świata nie żałują, że nie mieli lepszych zarobków, tylko, jeśli czegoś w ogóle żałują, to życia nieautentycznego, niepostawienia na pierwszym miejscu siebie, miłości i przyjaźni. Badania pod tym względem naprawdę nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości.
Po drugie – musimy uwzględnić zmieniony „metabolizm informacyjny”, który w wyniku rewolucji socialmediowo-tiktokowej, nakładającej się na dramatyczne przebodźcowanie, widać u wszystkich ludzi. U młodych w sposób szczególny. To nie oznacza, że jesteśmy inni pod względem emocjonalnym. Po prostu nasz aparat poznawczy robi wszystko, aby odnaleźć się w chaosie bodźców i informacji. A przypominam, że mózg ewoluuje bardzo wolno. Jestem promotorem książek, które dla osób nastoletnich tworzą Anders Hansen i Mats Wänblad, a które w Polsce wydaje Wydawnictwo Znak.
Hansen, świetny szwedzki psychiatra, powtarza nieustannie, że nasz mózg cały czas jest na poziomie funkcjonowania na sawannie, a nie w obecnym świecie, który nas po prostu przerósł. My, dorośli, ledwo dajemy sobie z tym radę (a raczej nie dajemy). A co dopiero młode osoby, które owszem, urodziły się już w tym przebodźcowanym świecie, ale wciąż mają te same układy nerwowe, które na dodatek są w fazie krytycznego rozwoju i szczególnie są podatne na to wszystko, co funduje cała ta destrukcyjna sensorycznie rzeczywistość.
Dlatego też najlepszym podejściem jest patrzenie na świat, tu: na osoby uczniowskie - niczym badacze. Antropologicznie. Etnograficznie. Jakbyśmy wchodzili do nowego plemienia. Obserwujemy ich zachowania, kody kulturowe, próbujemy je poznać i zrozumieć, na wzór wspaniałej lingwistki z filmu “Nowy Początek”. Chodzi o naturalną ciekawość i życzliwość, a nie stereotypy typu „dzisiejsza młodzież jest roszczeniowa”. Ocena powinna być, jeśli w ogóle, na samym końcu. I w żadnym wypadku nie oznacza to, że te kody kulturowe mają się nam podobać, mamy je przejmować, na siłę się upodabniać do młodzieży. W życiu! Powtarzam: chodzi o ciekawość i życzliwość.
Jak to przełożyć na praktykę?
W praktyce to po prostu niebycie w tym samemu. Oznacza to tworzenie małych, zaufanych zespołów nauczycielskich, gdzie dzielimy się obserwacjami, szukamy wspólnie rozwiązań. Przykład: zauważamy, że uczniowie mają słabszą koncentrację uwagi – zamiast panikować i oceniać, wspólnie analizujemy sytuację i testujemy metody dostosowane do konkretnej szkoły, klasy, osoby uczniowskiej.
Nie chodzi o to, żeby nauczycielka wiedziała wszystko. Wręcz przeciwnie – przyznanie się do niewiedzy i gotowość do wspólnego, również z młodymi, poszukiwania odpowiedzi zwiększa autorytet i daje uczniom oraz uczennicom kroplówkę wzmacniającą ich poczucie własnej wartości. Dodam, że młode osoby same często widzą u siebie problemy choćby z koncentracją. Wyruszajmy zatem w tę podróż razem! W skrócie: obserwuj, badaj, twórz więzi, szukaj rozwiązań w zespole i dawaj przykład – to jest fundament pracy z młodymi ludźmi w nowej, cyfrowej rzeczywistości. I myślę, że jest to fundament pracy w ogóle, ze wszystkimi, zawsze.
Ja sam, obserwując młodych ludzi, często myślę sobie: „Boże, trudno im się skupić”. I wtedy pilnuję jednej podstawowej zasady: prawo do własnych emocji jest fundamentalne. Jeśli pojawia się frustracja czy złość – przyjmuję ją, i pamiętam: mam do emocji prawo, a moje emocje to nie jest wina dzieci. To jest fakt. Tak jak pandemia – przeżywanie i akceptacja to podstawa, ale nie oznacza to w żadnym wypadku biadolenia. Biadolenie nie zmieni sytuacji. Dlatego tak ważne jest zadawanie sobie pytania: „Co mogę teraz zrobić? Na co mam wpływ?”.
W moich książkach, czyli w serii “Szkoła bohaterek i bohaterów”, często przywołuję modlitwę o pogodę ducha. To jest taka metazasada całego życia. Identyfikujemy, na co mamy wpływ, i rozwijamy to, a to, na co nie mamy wpływu, uczymy się akceptować. I kluczowe: staramy się rozróżniać jedno od drugiego. W praktyce szkolnej oznacza to np. sytuację z edukacją zdalną podczas pandemii. Pamiętam, że zdecydowana większość osób uczniowskich nie włączała kamer. Dla mnie początkowo było to trudne, ale zamiast wymuszać te kamerki, zacząłem rozmawiać. Pytałem: „Dlaczego nie chcecie włączać kamerek? Nie oceniam tego. Chcę zrozumieć.”.
Okazało się, że często podobnie zachowują się nauczyciele i w ogóle osoby dorosłe – komfortowo czujemy się, gdy nie jesteśmy na widoku. To uświadomiło mi po raz kolejny, że zamiast walczyć z faktem, warto znaleźć sposoby i rozwiązania. Postawić na akceptację i dialog. Z realną ciekawością pytać o samopoczucie. Używać narzędzi typu Mentimeter czy Jamboard (niestety już nieistniejący). Nawet przy wyłączonych kamerach można prowadzić wartościowe, angażujące lekcje i budować poczucie wspólnoty. Edukacja zdalna w Polsce została fatalnie przeprowadzona, ale sama w sobie nie oznacza braku możliwości budowania więzi i wspólnoty. Problemem jest przymus i kontrola, wizytówki polskiego systemu edukacji. Ja uczę w Szkole w Chmurze, gdzie mentalność jest diametralnie inna. W 99% prowadzę zajęcia zdalne. Prowadziłem je nawet ze środka Atlantyku. Młode osoby czekają na te zajęcia cały tydzień. Uwielbiają je. Tworzymy wspaniałą wspólnotę.
To wszystko pokazuje, że natura ludzka się nie zmieniła – każdy człowiek potrzebuje więzi, bycia dostrzeżonym, akceptacji własnych emocji, czucia się ważnym. Młodzi mogą mieć mniej wydajny aparat uwagi, ale ich potrzeby emocjonalne pozostają te same. Jeśli je zaspokajamy, uczniowie naturalnie chcą angażować się w naukę.
I pamiętajmy, że młode osoby funkcjonują w świecie mediów społecznościowych, bo daje im to poczucie zaspokojenia przeróżnych potrzeb. Jeśli dorośli zaspokajają te potrzeby w realnym świecie – w realnej więzi dającej poczucie wspierającej obecności, bliskości, autentycznej uwagi i akceptacji – potrzeba „uciekania” do SoMe spada.
W amerykańskim „Newsweeku” jeden z ekspertów pisał, że nauka podstawowych czynności jak pisanie jest na straconej pozycji, bo nauczyciel nie ma jak konkurować z ciekawym TikTokiem ucząc tak nudnej czynności
Tym bardziej trzeba tego uczyć, tak jak tym bardziej należy na siłowni ćwiczyć te partie mięśni, których ćwiczyć nie chce się najbardziej. Tzw. leg day jest z wielu powodów jednym z najważniejszych! Wracając jednak do Pani pytania: lekcje można uczynić atrakcyjnymi za pomocą zwykłej kartki papieru. Serio. Pod warunkiem, że wychodzimy naprzeciw potrzebom oraz akceptujemy, że aparat uwagi młodych ludzi jest inny niż wcześniejszych pokoleń. Ale nie chodzi o rywalizację z TikTokiem czy innymi mediami. Dużo ważniejsze są wspólne doświadczenia i alternatywy, które angażują. Jednym z absolutnie najlepszych jest rozwiązywanie zagadek lateralnych, zwłaszcza “Zagadek detektywistycznych” Wydawnictwa Debit, „Czarnych historii” Wydawnictwa G3 czy “Takiego życia” Wydawnictwa Rebel. Od 15 lat stosuję tę metodę zarówno w szkołach, jak i w pracy z dorosłymi – także podczas szkoleń dla zarządów korporacji. Za każdym razem poziom zaangażowania i fascynacji jest taki sam. Naprawdę mogę to powiedzieć z całą mocą: proces wspólnego rozwiązywania zagadek działa niezależnie od wpływu TikToka czy innych mediów społecznościowych.
Wspomniał Pan już wcześniej o problemach w edukacji, ale chciałabym zatrzymać się przy jednym wątku. Z jednej strony mamy nauczycieli – zmęczonych, sfrustrowanych, źle wynagradzanych, a często wręcz wściekłych na to, jak wygląda ich sytuacja. Z drugiej strony cały czas funkcjonujemy w pruskim modelu szkoły. Ten model nie ułatwia otwartości, przyznawania się do niewiedzy czy partnerskiego podejścia do ucznia. To chyba ogromne obciążenie?
Dokładnie tak. I bardzo Pani dziękuję, że przeszliśmy właśnie do tego w naszej rozmowie.
Powiem od razu: w pracy nauczyciela i nauczycielki nie ma czegoś takiego, jak podpisanie dokumentu o treści „zgadzam się na heroizm”. A jednak od lat wymaga się od nas postawy heroicznej. Nikt z nas, rozpoczynając pracę nauczycielską, nie godził się na heroizm. Prawo oświatowe tego nie wymaga. A jednocześnie w praktyce jesteśmy do tego zmuszani.
Nauczyciel dzisiaj musi mieć kompetencje z wielu obszarów: logistyczne, menedżerskie, terapeutyczne, organizacyjne. Widzieliśmy to szczególnie podczas pandemii – na dyrektorów spadła wtedy lawina zadań, które wymagały błyskawicznego przystosowania się i rozwinięcia zupełnie nowych umiejętności. Potem przyjęcie dzieci z Ukrainy, następnie mnóstwo innych wyzwań, w chwili obecnej choćby cyrk organizacyjny z edukacją zdrowotną. Dyrektorki i dyrektorzy szkół to obecnie osoby, które ten heroizm realizują w codzienności. A w zamian co dostajemy? Żenująco niskie wynagrodzenia i pustosłowie części władz ministerstwa, które fotkami na Instagramie próbuje zapełnić ziejącą pustkę, pustkę braku postawienia ze strony MEN-u na podmiotowość i wsparcie nauczycielek oraz nauczycieli.
Dlatego nie dziwi, że młodych nauczycieli jest dramatycznie mało – mówi się o około 5% kadry poniżej 30. roku życia. Nic dziwnego, skoro w wielu innych zawodach można zarobić więcej, pracując w mniejszym stresie i z mniejszą odpowiedzialnością. I nie chodzi o to, żeby umniejszać pracy tych słynnych kasjerów z Lidla czy innych profesji – w żadnym wypadku. Każda profesja wymaga kompetencji i żadna nie jest łatwa. Ale faktem jest, że presja w zawodzie nauczyciela jest ogromna, a system nie zapewnia nam ani wsparcia psychologicznego, ani superwizji, które w tym zawodzie powinny być absolutnym standardem.
I w takim klimacie nauczyciel ma jeszcze konkurować z TikTokiem, żeby zainteresować uczniów?
No właśnie – to absurd. Wielu nauczycieli i wiele nauczycielek mówi wprost: „mam tego dość, nie będę brać udziału w wyścigu na to, kto zrobi większy show niż TikTok”. I ja ich rozumiem w pełni. I jednocześnie podkreślam coś, co w żaden sposób nie stoi z tym w sprzeczności: mimo tych trudnych realiów mamy w szkołach mnóstwo nauczycieli, którzy potrafią prowadzić zajęcia z pasją i skutecznością. Każda osoba bowiem próbuje znaleźć sposób na poradzenie sobie z wyzwaniami świata i absurdami rządzących. Kluczowe jest, że każde z nas ma jedno życie, i ma prawo do konstrukcji i rekonstrukcji swej ścieżki wedle tego, czego potrzebuje.
W kontekście radzenia sobie z tiktokizacją funkcjonowania młodych ludzi często podkreślam, że nauczycielom i nauczycielkom wystarczy dać przestrzeń i możliwość dzielenia się dobrymi praktykami, bo wiele osób spośród nas ma świetne sposoby radzenia sobie - ponadto niektórzy doskonale wykorzystują TikToka do edukacji, jak choćby Babka od histy. W opublikowanym przez nas w 2022 roku pod skrzydłami Instytutu Strategie 2050 programie naprawy i rozwoju polskiej edukacji “Edukacja dla przyszłości” pisaliśmy zarówno o repozytorium metod dydaktycznych, jak i kanale „MEN 24” w tradycyjnych mediach oraz wszystkich SoMe, gdzie nauczycielki i nauczyciele mogliby dzielić się swoimi pomysłami. Bo w tej profesji kreatywność jest niesamowita, zwłaszcza że z powodu nieustannie absurdalnego systemu jest koniecznością. Zosia z Zielonej Góry ma świetny sposób na zainteresowanie uczniów chemią, Jurek w Sieradzu wypracował metody pracy z młodzieżą w kryzysie, rodzice z podstawówki w Ostrołęce mają świetny patent na połączenie edukacji klimatycznej i międzykulturowej na Kurpiowszczyźnie. Gdybyśmy mieli systemowe narzędzie do wymiany takich doświadczeń, zyskałaby cała edukacja, wszystkie tworzące ją osoby - od uczniów i uczennic przez nauczycieli i nauczycielki po rodziców i całe lokalne społeczności.
To też chyba łączy się z tematem wypalenia zawodowego, prawda?
Zdecydowanie. Wspólnie z Martą Młyńską, jedną z największych ekspertek w tym kraju zajmujących się tym tematem, która zresztą niedawno w Wydawnictwie Publicat wydała książkę Wypalona, często szkolimy rady pedagogiczne. Powtarzamy nauczyciel(k)om: macie ogromny potencjał… i tylko jedno życie. Pracujemy z osobami nauczycielskimi, aby dawały sobie prawo do zatrzymania, i rozwijały selfcare bez poczucia winy. Bo inaczej to nie ma sensu.
Sam zresztą w pewnym momencie zacząłem tak bardzo doświadczać, że jestem persona non grata w szkole, w której przepracowałem 11 lat, że podjąłem decyzję o odejściu z niej. To była trudna decyzja – bo pojawiały się m.in. wyrzuty sumienia: „a co z uczniami i uczennicami?”. Ale ostatecznie, dzięki wsparciu moich bliskich oraz psychiatrki, psychoterapeutki i prawnika, doszedłem do wniosku, że dbanie o własne zdrowie psychofizyczne jest fundamentem. Mam tylko jedno życie. Finalnie po kilku miesiącach podjąłem decyzję o rozpoczęciu pracy w Szkole w Chmurze i to była jedna z najlepszych decyzji ever.
Dlatego mój komunikat do nauczycieli i nauczycielek brzmi jasno: absolutnie się Wam nie dziwię. Jesteśmy w tym razem. Nie jesteście sami. Nie jesteście same. I nigdy już nie będziecie. I to zresztą powinno być punktem wyjścia do rozmowy o przyszłości edukacji i jakichkolwiek prób jej reformowania.
TikTok przyszedł i zmienił całe pokolenie w ciągu kilku lat. Teraz przyszedł Chat GPT i zmienił szkołę w ciągu roku. Zmiany, tak jak Pan wspominał, przyspieszają coraz bardziej.
Nie da się tego cofnąć. Rewolucja sztucznej inteligencji już się dzieje i będzie postępować. Możemy się jej obawiać – i to jest zupełnie naturalne – ale nie cofniemy jej. Dlatego znów: pierwszym krokiem jest akceptacja faktu, że AI będzie częścią życia. Pamiętajmy, że akceptacja nie oznacza sympatii. Wcale nie musimy lubić tego, co się dzieje, by to akceptować. Moje podejście jest takie, by traktować AI, tak samo jak wcześniej inne SoMe oraz TikToka, jako sojusznika. Uczyć się, jak AI wykorzystywać. Jak to bowiem mawiają: trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej (śmiech).
Chodzi o to, żeby nie zapadać się w panice, lecz rozwijać kompetencje meta, które pozwalają radzić sobie w arcydynamicznie zmieniającym się świecie. Najważniejsze są te, które nazwałem kiedyś Insygniami Przyszłości: metakompetencja uczenia się, metakompetencja myślenia (krytycznego i kreatywnego) i metakompetencja komunikacji (intra- oraz interpersonalnej). Jeśli będziemy robić wszystko, aby umieć się uczyć, oceniać informacje, tworzyć nowe rozwiązania i budować więzi, żaden technologiczny wybuch, nawet jeśli nami wstrząśnie, nas nie złamie.
Pokolenie Alfa w zderzeniu z wyzwaniami jakie niosą za sobą social media potrzebuje coraz częściej wsparcia psychologicznego. Coraz więcej uczniów jest też ze Specjalnymi Potrzebami Edukacyjnymi. Im szkoła powinna zapewnić indywidualne podejście. Przy okazji dyskusji o obcięciu finansowania edukacji domowej, środowiska z nią związane podkreślały, że łatają te dziury, bo szkoła systemowa tego nie zapewnia. Jak i kim dbać o dobrostan psychiczny młodzieży?
To pytanie, na które nie odpowiem tutaj krótko. To w zasadzie cała moja działalność, temat, w którym siedzę od lat, i naprawdę trudno mi go zamknąć w kilku zdaniach. Ale mogę powiedzieć jedno – ucząc w Szkole w Chmurze, sam doświadczam tego, jak bardzo taka forma edukacji ratuje życie. Widzę to nieustannie. I równocześnie obserwuję, jak wiele jest przekłamań w publicznej narracji, które idą z samej góry MEN.
Dlatego trzeba zderzyć się z faktami: zamiast powtarzać polityczne slogany, naprawdę otworzyć oczy i uszy. Zobaczyć, jak edukacja domowa wspiera zdrowie psychiczne wielu młodych ludzi, pomaga im rozwijać pasje, odzyskiwać radość uczenia się i kreować ścieżki swego życia. Posłuchać osób eksperckich, organizacji i praktyków oraz praktyczek. I naprawdę ważne jest rozcieńczanie słonej wody słodką, nawalanie faktami w obrębie całego dyskursu, co edukacja domowa robi nieustannie - np. Szkoła w Chmurze wydała teraz książkę “1000 historii o edukacji w Szkole w Chmurze” - oraz jednoczesne pamiętanie, że problem zawsze zaczyna się od góry. I dopóki ta „góra” tylko mówi o zdrowiu psychicznym, opatrując to foteczkami w socialach, a jednocześnie atakuje edukację domową, która wielu uczniom daje oparcie i ratuje ich życia - mamy do czynienia z fundamentalną, dramatyczną, okrutną sprzecznością.
Uwielbiam pewne słowa bodajże Ericha Frieda. “Chłopcy dla żartu rzucają kamieniami w żaby. Żaby umierają na poważnie”. Sparafrazuję je: “Dzieci w kryzysie psychicznym umierają na poważnie. MEN z niezrozumiałych powodów rzuca kamieniami w edukację domową, która dzieciaki autentycznie ratuje”.
Dlatego mówię jasno: wyjdźcie poza swoje polityczne interesy, otwórzcie oczy i – przede wszystkim – uszy. Bo ucho nie ma powieki. Nie da się go zamknąć. Wsłuchajcie się w prawdę. Jakkolwiek to brzmi, może nawet biblijnie, ale tak właśnie jest. I dlatego idealne będzie w tym momencie i na koniec naszej rozmowy zacytowanie słów Jezusa: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
*psycholog, wykładowca, edukator, autor bestsellerowej serii “Szkoła bohaterek i bohaterów”. Nauczyciel Roku 2018, Członek Kolegium Ekspertów Instytutu Strategie 2050, finalista Global Teacher Prize 2020, Digital Shaper 2020, nagrodzony LGBT+ Diamond 2019 Polish Business Award.