Ministerstwo Edukacji Narodowej zdecydowało o zmianach w finansowaniu edukacji domowej. Pełna subwencja będzie przysługiwała tylko 96 uczniom. Do tej pory było to 200 osób. Każdy kolejny uczeń to już ułamek subwencji.
Nowe rozporządzenie drastycznie obniżono próg uczniów edukacji domowej, do którego szkoła otrzymuje pełne finansowanie – z dotychczasowych 200 do 96 uczniów. Każdy kolejny uczeń to już ułamek subwencji.
Zasady finansowania edukacji domowej
Do 2015 roku wysokość dotacji przekazywanej szkołom niepublicznym była niezależna od formy kształcenia – uczniowie edukacji domowej (ED) objęci byli finansowaniem na poziomie 100 proc. kwoty bazowej. Od 2016 do 2021 roku dotację dla ucznia ED obniżono do 60 proc. kwoty bazowej, a w 2022 roku podniesiono ją do poziomu 80 proc. Warto tu cofnąć się do 2021 roku. Posłowie wielu opcji politycznych zasypało ówczesne Ministerstwo Edukacji i Nauki interpelacjami w sprawie szkół Salomon. Były to placówki, które "prowadziły" edukację domową. Organizowały nie tylko egzaminy, ale pomagały uczniom w bieżącej nauce. Wokół szkół narosły kontrowersje związane z finansowaniem właśnie. Ostatecznie placówki zamknięto. Cztery lata temu ich założyciel - Paweł Zakrzewski, próbował właśnie zainteresować posłów swoimi problemami. Jedną z interpelacji podpisała Barbara Nowacka.
W latach 2023 i 2024 wprowadzono nowe zasady naliczania dotacji – jej wysokość zaczęła zależeć od liczby uczniów w edukacji domowej w danej szkole oraz ich udziału procentowego w całej populacji uczniów placówki. Gdy w danej szkole liczba uczniów w edukacji domowej do ogólnej liczby uczniów:
• była niższa niż 30 proc. – liczba uczniów w edukacji domowej ponad 200 ucznia w danej szkole była mnożona przez 0,2 (zamiast 0,8);
• była wyższa lub równa 30 proc. – liczba uczniów w edukacji domowej ponad 200 ucznia w danej szkole była mnożona przez 0,4 (zamiast 0,8).
Jak wyjaśnia ministerstwo w uzasadnieniu do tego projektu, celem tej zmiany jest zrównoważenie finansowania w odniesieniu do rzeczywistych kosztów funkcjonowania szkoły. W związku z tym wyższe wsparcie finansowe, według wskaźnika 0,8, będzie dotyczyć jedynie liczby uczniów do poziomu 96, co odpowiada maksymalnej liczbie uczniów w typowej małej szkole. - Oczywiście koszty w przypadku edukacji domowej są niższe niż w przypadku edukacji stacjonarnej. Natomiast nie są aż tak niskie, żeby obniżać finansowanie do poziomu 20 proc. Nigdzie też w uzasadnieniu nie powołano się na konkretne liczby. Do dziś nie otrzymaliśmy też szczegółowych wyliczeń, na podstawie których ministerstwo podjęło decyzję, żeby ograniczyć finansowanie powyżej 96 ucznia - mówi Gabriela Letnovska, wiceprezes Fundacji Edukacji Domowej.
Tymczasem Szkoła w Chmurze wylicza: zaproponowane w rozporządzeniu rozwiązania dotyczące edukacji domowej bazują na fałszywym założeniu, że koszt prowadzenia takich szkół jest mniejszy. Rzeczywistość pokazuje, że nie jest to prawda. Szkoły prowadzące edukację domową muszą przecież: zatrudniać pełną kadrę pedagogiczną oraz administracyjną, prowadzić wszelkie procesy administracyjne (świadectwa, arkusze ocen, księga ucznia, legitymacje, dokumentacja pomocy psychologiczno-pedagogicznej, dokumentacja egzaminów i rad pedagogicznych), muszą regularnie przechodzić kontrole, muszą zapewniać wsparcie uczniom z kształceniem specjalnym oraz specjalnymi potrzebami edukacyjnymi na tych samych zasadach, muszą wreszcie wspierać rodziców i uczniów (konsultacje, pomoce naukowe, podręczniki, zakres wymaganego materiału). Jedyne, w czym koszty szkół edukacji domowej różnią się od szkół tradycyjnych to infrastruktura (budynek i media).
MEN niechętne edukacji domowej?
Dlatego osoby skupione wokół edukacji domowej nie widzą jednak sensu w tej zmianie i podejrzewają, że przyczyny zmian są inne. - Dla ministerstwa bardzo ważne są wyniki egzaminów państwowych. Jest to dla nas zrozumiałe, ponieważ jest to jeden jedno z narzędzi kontroli, czy edukacja jest efektywna. W momencie kiedy te wyniki chociaż trochę odbiegają od średniej, to politycy zastanawiają się jakie mogą podjąć kroki – mówi Letnovska.
Przypomnijmy: kwestia wyników egzaminów maturalnych była podejmowana przez MEN już rok temu. Uwagę ministerstwa edukacji przykuła zwłaszcza Szkoła w Chmurze. Barbara Nowacka mówiła: "wyniki egzaminów maturalnych i egzaminów szkolnych dzieci, które były objęte edukacją w tej niepublicznej placówce, budzą duże zaniepokojenie". - Mamy sygnały, że oceny końcowe uczniów były wyjątkowo wysokie i nie przekładają się na wyniki egzaminów maturalnych - dodała szefowa MEN-u. - Ministerstwo jest w kontakcie z kuratorami, w (ramach) których ta placówka funkcjonuje, kuratoria będą się przyglądać wynikom egzaminów maturalnych, szczególnie w korelacji do tego, w jaki sposób młodzież ta była oceniana, jakie otrzymywała oceny końcowe - mówiła ministra.
MEN zleciło kuratoriom przeprowadzenie kontroli szkół, w których są uczniowie w edukacji domowej. Dokładnie jej wyniki opisywaliśmy tutaj »»». Za najbardziej istotne nieprawidłowości w pracy kontrolowanych szkół kuratorzy uznali:
- brak określenia w statucie szczegółowych warunków i sposobu oceniania wewnątrzszkolnego uczniów, w tym przeprowadzanie egzaminów klasyfikacyjnych, co uniemożliwia/utrudnia uczniom i ich rodzicom ewentualne wniesienie zastrzeżeń dotyczących ustalenia rocznej oceny klasyfikacyjnej;
- niezorganizowanie w szkołach konsultacji umożliwiających uczniom – spełniającym obowiązek szkolny poza szkołą – przygotowanie do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych, co mogło zmniejszyć szanse uczniów na uzyskanie oceny klasyfikacyjnej odpowiedniej do posiadanych możliwości;
- nieuzgodnienie przez dyrektora zakresów materiałów – części podstawy programowej obowiązującej na danym etapie edukacyjnym, w danym roku szkolnym, co mogło utrudnić proces uczenia się, w szczególności efektywne (ukierunkowane) przygotowanie się uczniów do egzaminów klasyfikacyjnych;
- nieuzgodnienie przez przewodniczącego komisji – do czasu przeprowadzenia egzaminu klasyfikacyjnego – z uczniami spełniającymi obowiązek szkolny poza szkołą oraz ich rodzicami, liczby zajęć edukacyjnych, z których uczeń może zdawać egzaminy w ciągu jednego dnia, co może skutkować skumulowaniem kilku egzaminów w jednym terminie.
- Niestety, ucinając subwencję, MEN wybrało jeden z prostszych kroków, ale najszybszy do wdrożenia. Rozmawialiśmy z ministerstwem proponując różne działania, które jednak byłyby czasochłonne. Przede wszystkim zależałoby nam na porządnych badaniach edukacji domowej, badaniach jakości kształcenia, badania kompetencji uczniów. Na to niestety nie ma miejsca w budżecie w budżecie państwa, dlatego rozwiązanie ograniczenia kosztów wydaje się takim prostszym rozwiązaniem - mówi Letnovska. - Takie doraźne rozwiązanie podjęte po to, żeby szybko zadziałać, zadziała na niekorzyść obu stron - dodaje.
Jakość w edukacji domowej
Jakość edukacji domowej to jeden z obszarów, który budzi szczególne zainteresowanie MEN i wymaga, zdaniem jego kierownictwa, udoskonalenia. Pozostałe to bezpieczeństwo dzieci oraz socjalizacja. - Jeśli chodzi o jakość edukacji, trudno ją oceniać wyłącznie na podstawie wyników egzaminów, takich jak matura czy egzamin ósmoklasisty, bez uwzględnienia dodatkowych czynników. W praktyce jedynym dostępnym miernikiem są właśnie wyniki egzaminów państwowych, które – w zależności od szkoły – osiągają różne średnie. Warto jednak pamiętać, że środowisko edukacji domowej jest bardzo zróżnicowane, a liczba uczniów – zwłaszcza w starszych klasach szkół średnich – dynamicznie rośnie. W związku z tym trudno jednoznacznie określić, w jakim stopniu na wyniki egzaminów wpływała edukacja domowa, a w jakim edukacja tradycyjna. Zdajemy sobie również sprawę, że wielu maturzystów – zarówno w ubiegłym, jak i bieżącym roku – przeszło na edukację domową dopiero w ostatnich latach nauki. Dlatego ocena jakości tej formy edukacji wyłącznie przez pryzmat wyników egzaminacyjnych nie będzie miarodajna - mówi Letnovska.
Jak podkreśla wiceprezes Fundacji Edukacji Domowej, do edukacji domowej trafiają również uczniowie z różnymi trudnościami – osoby w kryzysie zdrowia psychicznego, neuroatypowe, czy po prostu przeżywające trudny moment życiowy. - Dla wielu z nich edukacja domowa stała się ratunkiem - mówi i dodaje: "Wielu maturzystów – zarówno w tym, jak i w ubiegłym roku – mogło przystąpić do egzaminu dojrzałości wyłącznie dlatego, że zmienili tryb nauczania na edukację domową. Spotykamy się z relacjami absolwentów i ich rodziców, którzy mówią wprost, że w tradycyjnej szkole nie byli w stanie funkcjonować, a osiągnięcie nawet minimalnego wyniku na maturze byłoby dla nich niemożliwe – o ile w ogóle zdecydowaliby się do niej przystąpić. Edukacja domowa pozwoliła im stanąć na nogi. Dlatego same liczby i statystyki to za mało, by ocenić jej jakość". - W rozmowach z ministerstwem prosiliśmy, by analizy wyników egzaminów państwowych uwzględniały dodatkowe czynniki – takie jak stan zdrowia ucznia, jego kondycja psychiczna czy czas spędzony w edukacji domowej. Bez tego obraz będzie zniekształcony i niemiarodajny - podkreśla Letnovska.
Ważne
Liczba uczniów w edukacji domowej:
- 2021 rok: 19 947 uczniów
- 2022 rok: 31 770 uczniów
- 2023 rok: 42 329 uczniów
- Styczeń 2024: 53 968 uczniów
- Rok szkolny 2024/2025: 57 798 uczniów
To koniec edukacji domowej?
- Obawiamy się, że wiele szkół będzie ograniczać liczbę przyjmowanych uczniów do ustawowego limitu 96 osób, a potem pojawi się problem. Inne szkoły, chcąc nadal wspierać większą liczbę uczniów, będą zmuszone wprowadzić opłaty. Takie sygnały już do nas docierają – i to jeszcze zanim rozporządzenie zostało podpisane - mówi Letnovska.
To oznacza, że edukacja domowa może stać się dostępna wyłącznie dla uprzywilejowanych. Rodziny, których nie będzie stać na pokrycie kosztów, będą miały bardzo ograniczony wybór bezpłatnych szkół. - A to uderza w równość szans - podsumowuje.
- W dodatku wiemy, że niektóre organy prowadzące szkoły już rozważają zakładanie kolejnych placówek, aby obejść ograniczenia. Systemowo może to być rozwiązanie, bo nowe szkoły będą mogły objąć wsparciem większą liczbę uczniów – ale trzeba zadać sobie pytanie, czy o to właśnie chodziło Ministerstwu? Czy tworzenie kolejnych szkół, wymagających kolejnych środków, faktycznie przynosi oszczędności? W naszej ocenie – nie. To nie jest przemyślane rozwiązanie. Znów łatana jest dziura budżetowa, zamiast rozwiązywać problem długofalowo - podsumowuje Letnovska.
Ważne
Dopiero od przyszłego roku Instytut Badań Edukacyjnych będzie monitorował losy absolwentów edukacji domowej.