Resort edukacji za wszelką cenę chce nie dopuścić do lawinowego zamykania szkół. Z obietnic rządu wynika, że szkoły nie będą likwidowane, tylko łączone lub wykorzystywane na inne potrzeby. Według ekspertów to półśrodki.
Łączenie klas i szkół- co planuje ministerstwo edukacji?
Jednym z planów ministerstwa edukacji jest wprowadzenie zasady, że:
- w trudnych warunkach demograficznych lub geograficznych można utworzyć w szkołach podstawowych oddziały z klasami I–III, I–IV lub IV–VIII (IV–VIII plus filia)
- dodatkowo szkoła podstawowa będzie mogła mieć wiele placówek filialnych (obecnie dozwolone są dwie),
- samorządy będą miały więcej możliwości przekształcania podstawówki w filię
- będzie też możliwość prowadzenia łączonych zajęć edukacyjnych dla klas I–III podstawówek, jeśli łączna liczba uczniów nie przekracza 12. Ma być też wprowadzona większa swoboda w tworzeniu zespołów.
– Z jednej strony cieszymy się, że będzie można tworzyć szkoły filialne z jednym głównym dyrektorem. Jednak wśród propozycji resortu jest też łączenie uczniów z różnych klas I–III. Taka propozycja budzi emocje w społeczeństwie, bo to rozwiązanie obniża jakość kształcenia. Chcę podkreślić, że to nie jest nasza propozycja – mówi Marek Wójcik, ekspert ds. legislacji ze Związku Miast Polskich.
– Od prawie półtora roku rozmawiamy o naszych żądaniach z resortem edukacji – dodaje.
Co będzie mogło funkcjonować w budynkach szkół?
Lekiem na niż demograficzny w szkołach ma być też możliwość przeznaczania niewykorzystanych budynków oświatowych na realizację zadań związanych z:
- opieką nad dziećmi w wieku do trzech lat,
- polityką senioralną,
- uczeniem się przez całe życie,
- ochroną zdrowia,
- kulturą oraz
- z programami pobudzenia aktywności obywateli
W szkole mogłyby funkcjonować, biblioteka publiczna, punkt apteczny, żłobek, klub seniora i inne instytucje publiczne. Ministerstwo przekonuje, że realizacja tych dodatkowych zadań nie wypłynie niekorzystnie na działanie szkół.
– To jest propozycja resortu edukacji, ale nie wiemy, czy Ministerstwo Rodziny, Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Kultury zgodzą się na takie rozwiązanie. W tej sprawie mamy otrzymać jasne stanowisko do końca tego miesiąca – mówi Marek Wójcik.
– Takie rozwiązanie jest przez nas bardzo pożądane, ale obawiamy się, że inne resorty się na to nie zgodzą. Takie sygnały już do nas płyną – podkreśla Wójcik.
Nie każdy samorząd tak optymistycznie patrzy na te zmiany.
– Wątpię, aby wprowadzenie takich przepisów zaktywizowało mieszkańców. W małych miejscowościach już funkcjonują domy kultury czy strażaka, które są otwierane kilka razy w ciągu roku – mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol i członek Związku Gmin Wiejskich.
– Potrzebne są po prostu pieniądze dla samorządu, aby utrzymać takie szkoły. Jeśli rządzący chcą za wszelką cenę zapobiec ich likwidacji, to muszą zadbać o dodatkowe środki. Innego rozwiązania nie widzę – dodaje.
Świetlica szkolna nie tylko dla uczniów
Kolejnym pomysłem resortu edukacji jest zapewnienie świetlicy szkolnej nie tylko dla uczniów, ale też dla przedszkolaków, które uczęszczają do tej samej placówki. Dodatkowo te dzieci mają mieć zapewniony płatny podwieczorek. Świetlica byłaby otwarta do 12 godzin.
Taka propozycja wynika z potrzeb rodziców, którzy często długo pracują i nie mają możliwości wcześniejszego odebrania dzieci.
W dużych aglomeracjach szkoły podstawowe borykają się z przepełnionymi świetlicami, ale w małych miejscowościach takie rozwiązanie może się sprawdzić.
Dzięki proponowanym zmianom samorządy mają mieć większą swobodę tworzenia sieci szkół i ich przekształcania bez blokowania takich zmian przez kuratorium. Jednak w przypadku likwidacji w dalszym ciągu decydujące zdanie będzie miał kurator.
Ważne
Proces zamykania szkół ma być nieco uproszczony. Samorządy nie będą miały obowiązku informowania mieszkańców o takim zamiarze.
Taka informacja znajdzie się tylko w BIP urzędu i na tablicy ogłoszeń.
Zamykanie małych szkół bez rozmowy z mieszkańcami
Zdaniem części ekspertów zaproponowane rozwiązania prowadzą do cichego zamykania małych szkół. Częścią procesu likwidacji ma być bowiem rozmowa z rodzicami uczniów, ale już nie z całą społecznością gminy.
– Jeśli ktoś myśli, że dzięki temu po cichu i bez rozgłosu zlikwidujemy małą szkołę, to nie wie, jak funkcjonują jednostki samorządowe. Przecież w takiej sytuacji włodarz naraża się na ryzyko, że dojdzie do referendum w sprawie jego odwołania – to się już zdarzało – a niemal na pewno na to, że nie zostanie ponownie wybrany – mówi Marek Wójcik.
– Tak czy inaczej, nikt, nawet kuratorzy, nie powinien nam blokować procesu likwidacji, bo w wielu szkołach mamy po dwóch–trzech uczniów na klasę. Tam nie ma nauki, a raczej indywidualne korepetycje. Ubolewamy nad tym, że ministerstwo nie zgodziło się na określenie minimalnej liczby uczniów w oddziale, od której klasa mogłaby być uruchomiona – zaznacza Wójcik.
Przekazanie uczniów do szkoły w sąsiedniej gminie
Najbardziej kontrowersyjnym rozwiązaniem jest przekazywanie dzieci do szkoły w sąsiedniej gminie. Z samorządowych danych wynika, że są już cztery gminy, które mają mniej niż 70 uczniów. Dla tych samorządów mają zostać przewidziane przepisy zakładające przekazanie tych dzieci do szkoły w sąsiedniej gminie, w której też może być niewielu uczniów. W takiej sytuacji środki na potrzeby oświatowe trafią do drugiego organu prowadzącego, z którym zostanie zawarte porozumienie.
– Utrzymywanie karłowatych szkół za nasze pieniądze jest bez sensu. Powinno się raczej myśleć o międzygminnych, obwodowych szkołach. Mimo tych zawirowań w ostatnich latach i tak w różny sposób udało się zamknąć kilkaset szkół, np. przez wstrzymanie naboru lub zaplanowanie remontu. W kolejnym roku dla małych placówek ma być przeznaczana dotacja, a nie subwencja oświatowa. Przypuszczam, że takie rozwiązanie skutecznie zniechęci samorządy do szczegółowego rozliczania się z tych środków, a tym samym utrzymywania takich placówek – mówi prof. Antoni Jeżowski z Instytutu Badań w Oświacie, były nauczyciel, dyrektor szkoły i samorządowiec.
Jego zdaniem małe szkoły są utrzymywane ze względów politycznych i chęci wygrania wyborów parlamentarnych czy samorządowych, a nie z uwagi na racjonalne potrzeby. ©℗