Który?
Nie mam powodów do narzekań. Nowa ustawa o finansach jednostek samorządu terytorialnego przyniosła nam już pewne efekty w tej postaci, że w Warszawie budżet na 2025 r. jest korzystniejszy niż poprzednie i daje szanse na oddech. Dodatkowo daje możliwość łatania potrzeb, które nam się nawarstwiły przez poprzednie lata.
Zawsze brakuje pieniędzy, bo oczekiwania mieszkańców są naturalnie bardzo duże. Ten brak środków finansowych jest najbardziej odczuwalny w edukacji, do której miasto od wielu lat dokłada z własnego budżetu. Mimo tych korzystnych zmian wciąż będziemy dokładać. Warto przy tym podkreślić, że 30 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych jest spoza Warszawy, a wsparcie otrzymujemy tylko dla mieszkańców stolicy. Pozostałe pieniądze musimy wygospodarować we własnym zakresie. Dopłaty do zamiejscowych uczniów są więc finansowane przez warszawskich podatników.
Tak.
Rzeczywiście poziom dochodów w Śródmieściu jest zbliżony do poziomu wydatków. Z takim zastrzeżeniem, że nie wliczamy do tego oświaty.
W budżecie na 2025 r. na edukację mamy zarezerwowane 650 mln zł, a całość wydatków na ten cel w Śródmieściu wyniesie 1,2 mld zł. Już prawie 60 proc. środków finansowych jest przeznaczanych na oświatę z lokalnego budżetu, podczas gdy pozostała część pochodzi z budżetu państwa. Taka sytuacja jest też w innych samorządach.
Dzielnica nie zajmuje się dyskusją z ministrami, jedynie ratusz może prowadzić takie rozmowy. Wszystkie obecne regulacje w obu tych resortach powstawały w uzgodnieniu z władzami Warszawy, w sposób maksymalny zostały zrealizowane przez rządzących.
Jestem przede wszystkim samorządowcem wybieranym przez obecnie wyłonionych radnych. Tylko w takim znaczeniu jestem politykiem, ale samodzielnie polityki nie uprawiam, a już w szczególności, jeśli chodzi o edukację.
Na taką ocenę przyjdzie jeszcze czas, i to nie po kolejnym roku szkolnym, ale po znacznie dłuższym okresie. Praca nad tymi regulacjami była przez rząd konsultowana z władzami miasta i nie słyszę od moich kolegów ani koleżanek nadzorujących oświatę, aby to było takie złe rozwiązanie. Zastąpienie subwencji oświatowej potrzebami jest właściwym kierunkiem.
Nie. Jestem burmistrzem, który nadzoruje dzielnicową oświatę od kilku miesięcy. Mamy oczywiście szkoły podstawowe, które są mniej liczne, ale nie planujemy ich zamykania. Dodatkowo standard edukacji w szkołach śródmiejskich jest bardzo wysoki. Dlatego nie ma argumentów, aby takie placówki likwidować.
Rzeczywiście, mamy największe osiągnięcia edukacyjne. Dodatkowo samopoczucie uczniów jest też lepsze. Wynika to z tego, że mają komfortowe warunki do nauki w mniej licznych klasach i bez konieczności nauki zmianowej.
Mamy 21 szkół ponadpodstawowych, które są najlepsze w Polsce. To, że czasami warunki lokalowe nie są idealne, to koszt tego sukcesu.
Rzeczywiście dyrektorzy wnioskują do mnie o więcej klas dwujęzycznych, a także specjalne wsparcie dla uczniów zdolnych. To wszystko pozwala podwyższać jakość nauczania.
Ważne jest, że sami nauczyciele dążą do tego, aby znaleźć najlepsze rozwiązania dla wszystkich dzieci. Spotkałem się też z ciekawymi działaniami nauczycieli współorganizujących, którzy wspierają dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego. Warto podkreślić, że takich dzieci z orzeczeniami z roku na rok nam przybywa.
To już nie te czasy, że nauczyciele tak interpretują takie zachowania.
Pamiętam podobny przykład sprzed kilku lat, również spoza mojej dzielnicy. Nauczycielka stwierdziła kiedyś, że nie ma czegoś takiego jak depresja. Niemniej jednak mam wrażenie, że w tej kwestii niezrozumienie czy brak empatii wśród nauczycieli są już rzadkością. W Śródmieściu mogę taką tezę stawiać. Naprawdę mamy bardzo dużo mądrych nauczycieli, którzy z wielką troską podchodzą do dzieci z orzeczeniami.
Z pewnością jakieś decyzje w tym zakresie muszą zostać podjęte. Ta ustawa ma swoje minusy. Wszyscy sobie z tego zdajemy sprawę. To jednak decyzje Ministerstwa Edukacji podejmowane w konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim.
W Śródmieściu jest wyjątkowa grupa nauczycieli, którzy bardzo często nie patrzą, ile godzin mają poświęcić na pracę z uczniem.
Na obciążenie poszczególnych roczników nauką. Na przykład w liceach różnica między II i III klasą a między I i IV jest skokowa. Te pierwsze mają obłożenie na poziomie 27 godzin nauki tygodniowo. Z kolei w klasie maturalnej jest znacznie mniej lekcji. Mówię to w kontekście wprowadzania nowych przedmiotów.
Jeśli chodzi o edukację zdrowotną, nie mówię o jej zasadności, tylko umiejscowieniu w siatce godzin lekcyjnych. Pojawia się pytanie, czy ta kolejna, 28. godzina będzie efektywna. Tym bardziej że np. w I i IV klasie liceum jest więcej luzu. Takie sygnały zgłaszają nam nauczyciele, ale jednocześnie uczniowie również chcieliby, aby lekcje rozpoczynały się od godz. 9. Być może wielu rodzicom taki pomysł się nie spodoba, ale warto go rozważyć.
Zgłaszana przez uczniów i pediatrów potrzeba późniejszego rozpoczynania lekcji nie wynika z przebodźcowania młodzieży, ale z przyczyn biologicznych, aby uczniowie mogli spać dłużej. Te argumenty specjalistów do mnie przemawiają i nie stałbym na przeszkodzie do ich realizacji.
Tak. Na 21 szkół ponadpodstawowych mamy aż 66 wakatów. Statystycznie to trzy etaty na szkołę, w której w sumie jest ok. 80 nauczycieli. Zawsze jest to kłopotliwe. Najwięcej brakuje nam psychologów i pedagogów.
Nie. W tym roku bilans mamy dodatni. Jeśli nawet zwolni się etat, to organizujemy wewnętrzną rekrutację, a dopiero w kolejnym etapie rekrutację zewnętrzną. Jeśli chodzi o urzędy, to jesteśmy konkurencyjni.
Na ogół konkurujemy z innymi urzędami, ale nie chcę wskazywać, z którymi jest to możliwe, a z którymi nie…
Będzie to 7 proc.
Nasza podwyżka będzie wyższa od prognozowanej inflacji. Dodatkowo zapewniamy gwarancję stabilności zatrudnienia, która dla części pracowników jest istotna.
Niepewność co do tego, czy szef się zmieni, jest zawsze. Jeśli zostanie wybrany na prezydenta Polski, to mamy pewien margines bezpieczeństwa w postaci pani pierwszej wiceprezydent Renaty Kaznowskiej, która w myśl przepisów do czasu wyłonienia nowego prezydenta pokierowałaby stolicą.
Nie znam szczegółów tego rozwiązania. Jednocześnie jest zbyt mało czasu, aby próbować wprowadzić takie zmiany przed majowymi wyborami. Dodam na marginesie, że pani wiceprezydent Kaznowska sama podkreśliła, iż nie jest zainteresowana fotelem prezydenta Warszawy.
Chciałbym, aby nie doszło do żadnych niemożliwych do przewidzenia działań zewnętrznych, kryzysów na większą skalę, tak abyśmy mogli w spokoju realizować plany.
Mam na myśli wszelkie zagrożenia, takie jak ostatnio pandemia czy wybuch wojny w Ukrainie. Ale też działania dezinformacyjne czy dywersyjne. Takie wydarzenia utrudniły realizację planów układanych jeszcze w trakcie poprzednich kadencji.
Prezydent Rafał Trzaskowski już w 2024 r. zabezpieczył dodatkowe środki na przygotowania obronne. Faktycznie brak ustawy utrudniał realizację tych zadań. Miasto niezależnie od tego prowadziło własne działania i próbuje się przygotować do nowych zagrożeń, w tym tych najgorszych. W Warszawie po raz pierwszy przeprowadzono ćwiczenia na wypadek zdarzeń wojennych wraz z ewakuacją jednego urzędu dzielnicy. Analizy tych ćwiczeń poskutkowały zwiększeniem wydatków na ten cel. Prowadzone są jednocześnie badania i zabezpieczanie ludności cywilnej. Miasto dysponuje też schronieniami dla mieszkańców.
Problem w tym, że nadal nie ma definicji schronów i warunków technicznych, jakie powinny spełniać te obiekty. Musimy też tworzyć dodatkowe miejsce schronienia.
Nie.
Nie, nie jestem ryzykantem. Pracujemy nad nowymi pomieszczeniami schronienia dla urzędników oraz mieszkańców. To są oczywiście wydatki, które na co dzień mogą wydawać się zbędne.
W sytuacji, w której te same pieniądze można wydać na coś potrzebnego już teraz albo na gromadzenie żywności czy leków na wypadek kryzysowego zdarzenia – takie koszty budzą podejrzliwość. Dla mnie jest to nierozsądne. Dlatego powinniśmy się przygotować na najgorsze. Nawet jeśli to jest bardzo kosztowne. Powinniśmy rozpocząć pracę nad budową nowych schronów.
Tak, ale ma też największą liczbę schronień dla ludności cywilnej. Na początku grudnia podczas konferencji o bezpieczeństwie dla kilkuset naszych uczniów specjaliści tłumaczyli, jak zachowywać się w sytuacji ataku kinetycznego na szkołę lub ataku tzw. strzelca. Uczniowie mogli się dowiedzieć, jak należy udzielać pierwszej pomocy i jak czytać sygnały ostrzegawcze. Potrzebne są takie działania edukacyjne. ©℗