- Na 21 szkół ponadpodstawowych mamy aż 66 wakatów. Statystycznie to są trzy etaty na szkołę. Najwięcej brakuje nam psychologów i pedagogów - uważa Aleksander Ferens, burmistrz dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy.
Zacznę może trochę nietypowo i zapytam, czy jako samorządowiec chce pan rozpocząć od narzekania na rząd.
ikona lupy />
Aleksander Ferens, burmistrz dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

Który?

Obecny…

Nie mam powodów do narzekań. Nowa ustawa o finansach jednostek samorządu terytorialnego przyniosła nam już pewne efekty w tej postaci, że w Warszawie budżet na 2025 r. jest korzystniejszy niż poprzednie i daje szanse na oddech. Dodatkowo daje możliwość łatania potrzeb, które nam się nawarstwiły przez poprzednie lata.

Zaproponowałem panu możliwość ponarzekania na rząd, bo samorządowcy niemal zawsze to robią. Dodatkowym paliwem do tego jest ustawiczny brak pieniędzy.

Zawsze brakuje pieniędzy, bo oczekiwania mieszkańców są naturalnie bardzo duże. Ten brak środków finansowych jest najbardziej odczuwalny w edukacji, do której miasto od wielu lat dokłada z własnego budżetu. Mimo tych korzystnych zmian wciąż będziemy dokładać. Warto przy tym podkreślić, że 30 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych jest spoza Warszawy, a wsparcie otrzymujemy tylko dla mieszkańców stolicy. Pozostałe pieniądze musimy wygospodarować we własnym zakresie. Dopłaty do zamiejscowych uczniów są więc finansowane przez warszawskich podatników.

Z drugiej strony w centrum stolicy Polski jest dużo wielkich firm, które płacą podatki, a te w części trafiają do budżetu miasta.

Tak.

Gdyby te środki trafiały nie do budżetu miasta, ale bezpośrednio do Śródmieścia, to zarządzana przez pana dzielnica nie musiałaby się martwić o pieniądze.

Rzeczywiście poziom dochodów w Śródmieściu jest zbliżony do poziomu wydatków. Z takim zastrzeżeniem, że nie wliczamy do tego oświaty.

Dla wielu samorządowców oświata jest poważną bolączką, bo często stanowi największy wydatek z lokalnego budżetu. U pana jest podobnie?

W budżecie na 2025 r. na edukację mamy zarezerwowane 650 mln zł, a całość wydatków na ten cel w Śródmieściu wyniesie 1,2 mld zł. Już prawie 60 proc. środków finansowych jest przeznaczanych na oświatę z lokalnego budżetu, podczas gdy pozostała część pochodzi z budżetu państwa. Taka sytuacja jest też w innych samorządach.

Skoro nie chce pan ponarzekać na rządzących, to może na ministra finansów lub edukacji?

Dzielnica nie zajmuje się dyskusją z ministrami, jedynie ratusz może prowadzić takie rozmowy. Wszystkie obecne regulacje w obu tych resortach powstawały w uzgodnieniu z władzami Warszawy, w sposób maksymalny zostały zrealizowane przez rządzących.

Pytam dlatego, bo pan też jest politykiem i należy do Koalicji Obywatelskiej.

Jestem przede wszystkim samorządowcem wybieranym przez obecnie wyłonionych radnych. Tylko w takim znaczeniu jestem politykiem, ale samodzielnie polityki nie uprawiam, a już w szczególności, jeśli chodzi o edukację.

W zachwalanej przez pana ustawie o finansach samorządu terytorialnego jest też mowa o potrzebach oświatowych, które zastąpiły subwencję oświatową. Część samorządów negatywnie zaopiniowała takie rozwiązanie.

Na taką ocenę przyjdzie jeszcze czas, i to nie po kolejnym roku szkolnym, ale po znacznie dłuższym okresie. Praca nad tymi regulacjami była przez rząd konsultowana z władzami miasta i nie słyszę od moich kolegów ani koleżanek nadzorujących oświatę, aby to było takie złe rozwiązanie. Zastąpienie subwencji oświatowej potrzebami jest właściwym kierunkiem.

Likwidował pan w swojej karierze szkołę?

Nie. Jestem burmistrzem, który nadzoruje dzielnicową oświatę od kilku miesięcy. Mamy oczywiście szkoły podstawowe, które są mniej liczne, ale nie planujemy ich zamykania. Dodatkowo standard edukacji w szkołach śródmiejskich jest bardzo wysoki. Dlatego nie ma argumentów, aby takie placówki likwidować.

Czyli inne dzielnice mogą panu tylko pozazdrościć.

Rzeczywiście, mamy największe osiągnięcia edukacyjne. Dodatkowo samopoczucie uczniów jest też lepsze. Wynika to z tego, że mają komfortowe warunki do nauki w mniej licznych klasach i bez konieczności nauki zmianowej.

W szkołach ponadpodstawowych, m.in. przez podwójny rocznik związany z odwracaniem reformy przewidującej obowiązkową naukę dla sześciolatków, nauka nie jest już tak komfortowa...

Mamy 21 szkół ponadpodstawowych, które są najlepsze w Polsce. To, że czasami warunki lokalowe nie są idealne, to koszt tego sukcesu.

Jednocześnie to organ prowadzący zezwala, aby w tych dobrych szkołach były liczne klasy po co najmniej 30 uczniów i aby było więcej oddziałów. Często sami rodzice i dyrektorzy o to proszą…

Rzeczywiście dyrektorzy wnioskują do mnie o więcej klas dwujęzycznych, a także specjalne wsparcie dla uczniów zdolnych. To wszystko pozwala podwyższać jakość nauczania.

A jak można pomóc uczniom, często również zdolnym, ale np. ze spektrum autyzmu, w tym z zespołem Aspergera czy ADHD?

Ważne jest, że sami nauczyciele dążą do tego, aby znaleźć najlepsze rozwiązania dla wszystkich dzieci. Spotkałem się też z ciekawymi działaniami nauczycieli współorganizujących, którzy wspierają dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego. Warto podkreślić, że takich dzieci z orzeczeniami z roku na rok nam przybywa.

Pieniądze na dzieci z orzeczeniami są. Co jednak trzeba zrobić, aby nauczyciele nie mylili demoralizacji ze spektrum autyzmu?

To już nie te czasy, że nauczyciele tak interpretują takie zachowania.

Akurat znam takie przypadki, ale uspokoję pana – nie z pana dzielnicy.

Pamiętam podobny przykład sprzed kilku lat, również spoza mojej dzielnicy. Nauczycielka stwierdziła kiedyś, że nie ma czegoś takiego jak depresja. Niemniej jednak mam wrażenie, że w tej kwestii niezrozumienie czy brak empatii wśród nauczycieli są już rzadkością. W Śródmieściu mogę taką tezę stawiać. Naprawdę mamy bardzo dużo mądrych nauczycieli, którzy z wielką troską podchodzą do dzieci z orzeczeniami.

Jedna z dyrektorek szkół ponadpodstawowych, i to tym razem z pańskiej dzielnicy, przyznała się w rozmowie ze mną, że jest zwolenniczką likwidacji Karty nauczyciela. Pan burmistrz też?

Z pewnością jakieś decyzje w tym zakresie muszą zostać podjęte. Ta ustawa ma swoje minusy. Wszyscy sobie z tego zdajemy sprawę. To jednak decyzje Ministerstwa Edukacji podejmowane w konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim.

Jest grupa nauczycieli, którzy chętnie pracowaliby przez osiem godzin dziennie na terenie szkoły, ale za przyzwoite uposażenia.

W Śródmieściu jest wyjątkowa grupa nauczycieli, którzy bardzo często nie patrzą, ile godzin mają poświęcić na pracę z uczniem.

A na coś narzekają?

Na obciążenie poszczególnych roczników nauką. Na przykład w liceach różnica między II i III klasą a między I i IV jest skokowa. Te pierwsze mają obłożenie na poziomie 27 godzin nauki tygodniowo. Z kolei w klasie maturalnej jest znacznie mniej lekcji. Mówię to w kontekście wprowadzania nowych przedmiotów.

Jednak krytykował pan wprowadzenie nowego przedmiotu, jakim ma być edukacja zdrowotna…

Jeśli chodzi o edukację zdrowotną, nie mówię o jej zasadności, tylko umiejscowieniu w siatce godzin lekcyjnych. Pojawia się pytanie, czy ta kolejna, 28. godzina będzie efektywna. Tym bardziej że np. w I i IV klasie liceum jest więcej luzu. Takie sygnały zgłaszają nam nauczyciele, ale jednocześnie uczniowie również chcieliby, aby lekcje rozpoczynały się od godz. 9. Być może wielu rodzicom taki pomysł się nie spodoba, ale warto go rozważyć.

Wystarczy, że dyrektor szkoły tak ułoży plan, że wszyscy będą przychodzić do szkoły na godzinę 8.55. Nie trzeba tu odgórnej nowelizacji prawa.

Zgłaszana przez uczniów i pediatrów potrzeba późniejszego rozpoczynania lekcji nie wynika z przebodźcowania młodzieży, ale z przyczyn biologicznych, aby uczniowie mogli spać dłużej. Te argumenty specjalistów do mnie przemawiają i nie stałbym na przeszkodzie do ich realizacji.

Czy w pańskiej dzielnicy też występują braki kadrowe?

Tak. Na 21 szkół ponadpodstawowych mamy aż 66 wakatów. Statystycznie to trzy etaty na szkołę, w której w sumie jest ok. 80 nauczycieli. Zawsze jest to kłopotliwe. Najwięcej brakuje nam psychologów i pedagogów.

Czy na stanowiskach urzędniczych w dzielnicy też ma pan problemy z obsadzaniem wakatów?

Nie. W tym roku bilans mamy dodatni. Jeśli nawet zwolni się etat, to organizujemy wewnętrzną rekrutację, a dopiero w kolejnym etapie rekrutację zewnętrzną. Jeśli chodzi o urzędy, to jesteśmy konkurencyjni.

Ale chyba nie w porównaniu z resortem finansów, w którym średnie uposażenie wynosi znacznie powyżej 10 tys. zł brutto…

Na ogół konkurujemy z innymi urzędami, ale nie chcę wskazywać, z którymi jest to możliwe, a z którymi nie…

A jakie będą u pana podwyżki w 2025 r.?

Będzie to 7 proc.

Czyli więcej niż dla pracowników w administracji rządowej i dla nauczycieli – te osoby mogą liczyć zaledwie na 5 proc.

Nasza podwyżka będzie wyższa od prognozowanej inflacji. Dodatkowo zapewniamy gwarancję stabilności zatrudnienia, która dla części pracowników jest istotna.

Nie obawia się pan, że może pan mieć innego szefa, jeśli prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego Polacy wybiorą na prezydenta kraju?

Niepewność co do tego, czy szef się zmieni, jest zawsze. Jeśli zostanie wybrany na prezydenta Polski, to mamy pewien margines bezpieczeństwa w postaci pani pierwszej wiceprezydent Renaty Kaznowskiej, która w myśl przepisów do czasu wyłonienia nowego prezydenta pokierowałaby stolicą.

Pojawił się też pomysł, aby powrócić do rozwiązania, w którym premier wskazuje komisarza po zwolnieniu stanowiska prezydenta Warszawy.

Nie znam szczegółów tego rozwiązania. Jednocześnie jest zbyt mało czasu, aby próbować wprowadzić takie zmiany przed majowymi wyborami. Dodam na marginesie, że pani wiceprezydent Kaznowska sama podkreśliła, iż nie jest zainteresowana fotelem prezydenta Warszawy.

Czego panu życzyć na 2025 r.?

Chciałbym, aby nie doszło do żadnych niemożliwych do przewidzenia działań zewnętrznych, kryzysów na większą skalę, tak abyśmy mogli w spokoju realizować plany.

Ma pan na myśli wojnę?

Mam na myśli wszelkie zagrożenia, takie jak ostatnio pandemia czy wybuch wojny w Ukrainie. Ale też działania dezinformacyjne czy dywersyjne. Takie wydarzenia utrudniły realizację planów układanych jeszcze w trakcie poprzednich kadencji.

Od 1 stycznia weszła w życie ustawa z 5 grudnia 2024 r. o ochronie ludności i obronie cywilnej. Jakie ma pan oczekiwania w związku z tymi rozwiązaniami?

Prezydent Rafał Trzaskowski już w 2024 r. zabezpieczył dodatkowe środki na przygotowania obronne. Faktycznie brak ustawy utrudniał realizację tych zadań. Miasto niezależnie od tego prowadziło własne działania i próbuje się przygotować do nowych zagrożeń, w tym tych najgorszych. W Warszawie po raz pierwszy przeprowadzono ćwiczenia na wypadek zdarzeń wojennych wraz z ewakuacją jednego urzędu dzielnicy. Analizy tych ćwiczeń poskutkowały zwiększeniem wydatków na ten cel. Prowadzone są jednocześnie badania i zabezpieczanie ludności cywilnej. Miasto dysponuje też schronieniami dla mieszkańców.

Ale nie schronami.

Problem w tym, że nadal nie ma definicji schronów i warunków technicznych, jakie powinny spełniać te obiekty. Musimy też tworzyć dodatkowe miejsce schronienia.

A u pana w budynku jest schron?

Nie.

Czyli jest pan ryzykantem?

Nie, nie jestem ryzykantem. Pracujemy nad nowymi pomieszczeniami schronienia dla urzędników oraz mieszkańców. To są oczywiście wydatki, które na co dzień mogą wydawać się zbędne.

Tak chyba nikt nie uważa.

W sytuacji, w której te same pieniądze można wydać na coś potrzebnego już teraz albo na gromadzenie żywności czy leków na wypadek kryzysowego zdarzenia – takie koszty budzą podejrzliwość. Dla mnie jest to nierozsądne. Dlatego powinniśmy się przygotować na najgorsze. Nawet jeśli to jest bardzo kosztowne. Powinniśmy rozpocząć pracę nad budową nowych schronów.

Śródmieście jest najbardziej narażone na działania wojenne.

Tak, ale ma też największą liczbę schronień dla ludności cywilnej. Na początku grudnia podczas konferencji o bezpieczeństwie dla kilkuset naszych uczniów specjaliści tłumaczyli, jak zachowywać się w sytuacji ataku kinetycznego na szkołę lub ataku tzw. strzelca. Uczniowie mogli się dowiedzieć, jak należy udzielać pierwszej pomocy i jak czytać sygnały ostrzegawcze. Potrzebne są takie działania edukacyjne. ©℗

Rozmawiał Artur Radwan