Do Sejmu wpłynął rządowy projekt nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym oraz niektórych innych ustaw. Dokument ten ma charakter przekrojowy: przewiduje kilkadziesiąt zmian w przepisach dotyczących szkolnictwa wyższego i nauki, normujących szerokie spektrum różnorodnych materii, od ram kwalifikacji przez obowiązki sprawozdawcze i informacyjne ciążące na uczelniach aż po pożyczki i kredyty studenckie. Jest to kolejna w ostatnich latach nowelizacja przepisów dotyczących systemu szkolnictwa wyższego (dwie poprzednie, równie obszerne, weszły w życie w 2011 i 2014 r.), jednak ta wyróżnia się wśród poprzednich z kilku względów.
Po pierwsze zwraca uwagę wymiar deregulacyjny projektowanych unormowań. Pojęcie „deregulacji” może być rozumiane rozmaicie, niemniej w tym przypadku mamy do czynienia z działaniem koncentrującym się głównie na usunięciu unormowań o charakterze biurokratycznym. Tym samym, po latach dokładania obowiązków w obrębie szkolnictwa wyższego, rząd przygotował projekt aktu, który hołduje odmiennej filozofii.
Podstawą nowo projektowanych zmian jest zasadne przeświadczenie o tym, że obowiązki tego rodzaju powinny być racjonalizowane, czyli minimalizowane w takim zakresie, w jakim nie będzie to negatywnie wpływało na prowadzenie działalności naukowej i dydaktycznej. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście także postępujący proces cyfryzacji życia, który wymusza zmiany w prawie odnoszące się do funkcjonowania instytucji wykonujących zadania publiczne.
Projekt nowelizacji wpisuje się w przejawiający się na przestrzeni kilku ostatnich lat trend legislacyjny, którego istotą jest identyfikowanie instytucji prawnych oraz procedur skonstruowanych w mało przyjazny sposób, a także odstających od realiów społecznych i gospodarczych – oraz usuwanie tych elementów normatywnych, które owe niedoskonałości przewidują. Można przypomnieć, że odnotowaliśmy już – w poprzedniej kadencji Sejmu – ustawy deregulacyjne, odnoszące się do ułatwień w zakresie wykonywania niektórych zawodów i prowadzenia niektórych rodzajów działalności, a także ustawę o redukcji obciążeń administracyjnych w gospodarce.
Po drugie projekt – choć powstawał dość szybko – jest wynikiem relatywnie rzadko stosowanej w praktyce legislacyjnej metody konsultowania projektowanych rozwiązań, polegającej na organizowaniu prekonsultacji. Tym mianem można nazwać zespół czynności nakierowanych na pozyskanie opinii partnerów społecznych (interesariuszy) jeszcze przed formalnym wdrożeniem procedury legislacyjnej. W grę mogą wchodzić różnego rodzaju działania, takie choćby jak organizowanie konferencji, wysłuchań, przeprowadzanie badań opinii publicznej czy też uprzednie konsultowanie ogólnych kierunków planowanej prawodawczej ingerencji. W omawianym przypadku mieliśmy do czynienia ze skorzystaniem przez projektodawcę z nowoczesnego narzędzia w postaci otwartego i powszechnie dostępnego kanału przepływu informacji – specjalnie dedykowanego adresu poczty elektronicznej, na który można było przekazywać pomysły w zakresie objętym projektowaną regulacją. Niewątpliwą zaletą tej metody było to, że prekonsultacje nie miały charakteru wyłącznie instytucjonalnego, ale stworzyły możliwość wypowiedzenia się każdemu. W sumie propozycje przekazane w tym trybie dały zapewne projektodawcy pogląd co do tego, jakich konkretnych zmian oczekuje środowisko naukowe i akademickie. Odwołanie się do prekonsultacji nie wyłączyło przy tym przeprowadzenia tradycyjnych konsultacji projektu ustawy, zresztą także dość szeroko zakrojonych.
Po trzecie przyjęty przez rząd projekt wydaje się być dopiero pierwszym krokiem w porządkowaniu spraw polskiego szkolnictwa wyższego i nauki. Mimo licznych zmian zawartych w projekcie nie mamy jeszcze do czynienia z nowym, systemowym uregulowaniem. Jest ono jednak już zapowiedziane (minister nauki i szkolnictwa wyższego rozstrzygnął już konkurs na merytoryczne założenia do projektu ustawy, na podstawie których zostanie skonstruowany nowy akt).
Patrząc z tej perspektywy, aktualny projekt rządowy można zakwalifikować jako wstęp do dalej idącego zamierzenia prawodawczego. Należałoby sobie życzyć, by w nowej, kompleksowej ustawie trend związany z odbiurokratyzowaniem systemu szkolnictwa wyższego został nie tylko utrzymany, lecz również umocniony. Byłoby dobrze, gdyby owa tendencja zmaterializowała się również w warstwie konstrukcyjnej, w szczególności by nowa ustawa dotycząca szkolnictwa wyższego była bardziej syntetyczna i mniej kazuistyczna. Polskie środowisko akademickie i naukowe zasługuje na podstawowy akt prawny, stworzony z dbałością o czytelność i wewnętrzną spójność. Będzie to sprzyjać nie tylko jakości unormowań, ale i codziennej praktyce interpretacyjnej.