Dziś nauka to usługa edukacyjna. Szkoła to salon, który ją oferuje. W tym układzie rodzic zmienił się w klienta. Najczęściej roszczeniowego, z ograniczonym zaufaniem. Czyli szkolną zakałę, którą przeklinają nauczyciele.
Z Kasią problemy były od początku gimnazjum. Dziewczyna ledwo zaliczała semestry, opuszczała lekcje, a przy tym stwarzała fatalną atmosferę w klasie – obgadywała innych uczniów, dzieliła klasę, napuszczała jednych na drugich, była agresywna. – Korespondencja z matką nigdy się nie kończyła. Ja zgłaszałam jej problem. Matka go bagatelizowała, usprawiedliwiała. Odpowiadała, że jej złe zachowanie to na pewno nasza wina, bo nie dopilnowaliśmy dziecka – wspomina wychowawczyni nastolatki, nauczycielka z miasta powiatowego.
Prawdziwe problemy zaczęły się jednak, kiedy Kasi groził brak zaliczenia roku. Matka zaczęła przychodzić do szkoły na spotkania z dyrektorem. – Były skargi, krzyki, płacz, oskarżenia, że jestem złą nauczycielką. Potem przyszedł ojciec, szef lokalnej kancelarii adwokackiej. Powiedział mi wprost: zniszczę panią.