Brytyjska prasa pisze o ponad 150 tys. studentów, którzy zamierzają pozwać uczelnie za nauczanie zdalne. Pozywający są rozczarowani m.in. jakością i kosztami nauczania oraz rozwiązaniami, które uniwersytety przyjęły w trakcie pandemii. Dotychczasowe negocjacje nie przyniosły skutku.

Ponad 150 tysięcy poszkodowanych

O decyzji studentów pisze m.in. Daily Mail i Time. Jak podają redakcje, pozew zbiorowy wobec wybranych uczelni wyższych zapowiada grupa prawie 150 tys. młodych ludzi, którzy w trakcie pandemii COVID-19 zostali zmuszeni do korzystania z edukacji zdalnej. Studenci podkreślają, że uczelnie złamały w ten sposób zasady świadczenia usług (studia w Wielkiej Brytanii są płatne) i domagają się odszkodowań na poziomie ok. 5 tys. funtów (średnio od osoby), czyli różnicy pomiędzy kosztem edukacji stacjonarnej a zdalnej. Jak podliczył Daily Mail takie roszczenie może kosztować sektor brytyjskiej edukacji zawrotną sumę nawet ok. 765 milionów funtów.

Pierwsze pozwy jeszcze w tym roku?

Jak podaje redakcja, w pierwszej kolejności ruszy proces przeciwko University College Londonuczelni, którą w 2018 roku uznano za trzeci, najlepszy uniwersytet europejski (po Uniwersytecie w Cambridge i Oksford). Proces rozpocznie się prawdopodobnie jeszcze w tym roku. Wcześniej zaproponowano negocjacje, które zakończyły się fiaskiem.

Maiah Thompson – 20-letnia studentka z Kanady – wyjaśniła redakcji The Times, że od ponad 16 miesięcy bezskutecznie domaga się od uczelni zwrotu kosztów o zawrotnej wysokości ponad 32 tys. funtów (opłata dla studenta międzynarodowego). "Obiecano mi coś innego. Zapisałam się na uczelnię światowej sławy, a nie na lekcje na Zoomie" – wyjaśnia Thompson. Uczelnie i eksperci edukacji odpierają zarzuty mówiąc m.in. o zachowaniu odgórnie narzuconych wytycznych rządowych odnośnie bezpieczeństwa studentów w trakcie pandemii.

Odmowa dostępu do zajęć stacjonarnych i bibliotek

W zeszłym roku agencja Reuters oszacowała, że na pozew zbiorowy może zdecydować się ok. 100 tys. studentów z 18 brytyjskich uczelni. Pozwy miały dotyczyć nie tylko przymusu korzystania z zajęć online (zamiast zajęć stacjonarnych), ale również odmowy studentom dostępu do uczelnianych placówek, w tym bibliotek. Reuters przytacza słowa Anny Boase, prawniczki reprezentującej w zeszłym roku pierwsze grupy "poszkodowanych". Zdaniem Boase studenci domagają się po prostu sprawiedliwości. "Idą do sądu po odszkodowanie, czyli różnicę pomiędzy zawrotnymi sumami, które wydali, a faktyczną jakością usług dostarczonych przez uczelnie" – wyjaśniła prawniczka.