Edukacja seksualna czy seksualizacja; lekcja z telefonem czy bez – przedstawiamy pomysły partii na zmiany w szkołach. Po obu stronach sceny politycznej są zwolennicy radykalnych rozwiązań.

Wczoraj pisaliśmy o planach na zdrowie. Dziś edukacja: spytaliśmy o to, czy powinno się zakazać smarfonów w szkołach, kto powinien rządzić placówkami edukacyjnymi – minister czy samorząd, oraz co z dostępem do edukacji seksualnej. Szczegółowo odpowiedziała nam opozycja. Rzecznik PiS Rafał Bochenek przekonuje natomiast, że program wyborczy partia ogłosi dopiero we wrześniu. Choć już wiele można wywnioskować z wypowiedzi polityków tej opcji. Co istotne, po obu stronach sceny politycznej są zwolennicy radykalnych rozwiązań.

Technologia tak, smartfony niekoniecznie

– Te urządzenia w czasie lekcji powinny być zakazane – ucina Miłosz Motyka, rzecznik PSL.

Krystyna Szumilas, która odpowiada DGP w imieniu Koalicji Obywatelskiej, niuansuje sprawę. – Każda szkoła jest inna, uczą się w niej dzieci w różnym wieku, z różnymi potrzebami i nie da się jednym odgórnym zakazem załatwić tematu – mówi. I dodaje, że ograniczenia związane z korzystaniem z telefonów na terenie szkoły powinny być efektem współpracy rodziców, szkoły i uczniów. A rozmowa o używaniu telefonów komórkowych przez dzieci nie może się ograniczać jedynie do dyskusji o zakazie. – Decyzja w tej sprawie powinna należeć do dyrektora i rodziców – wtóruje Michał Wawer z Konfederacji. Przeciwko zakazom jest też Polska 2050. „Nie chcemy, by uczniowie spędzali przerwy przyklejeni do telefonów, to czas na relacje koleżeńskie, ale chcemy, by wiedzieli, jak użyć smartfona, by przyczynił się do rozwoju wiedzy” – czytamy w odpowiedziach. Ważnym narzędziem każdego ucznia powinien być sprzęt, taki jak laptop, tablet, smartfon z internetem i odpowiednio dobranymi aplikacjami użytkowymi i edukacyjnymi. Absolwent szkoły średniej powinien z łatwością i bezpiecznie poruszać się w świecie cyfrowym, ale też znać jego ograniczenia, skutki uboczne i zagrożenia.

– Zamiast zakazywać, lepiej edukować z zakresu bezpiecznego korzystania – przekonuje także Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica). I precyzuje, że w czasie zajęć warto wprowadzić uzasadnione ograniczenia co do smartfonów. Ale tak, aby nie uniemożliwiało to procesu dydaktycznego. Całkowity zakaz tylko jeszcze bardziej oderwałby szkołę od rzeczywistości młodych.

Co do partii rządzącej, to w PiS wypowiedzi na ten temat łagodnieją, im bliżej wyborów. Jeszcze kilka miesięcy temu Przemysław Czarnek przedstawiał się jako przeciwnik smartfonów w szkołach. I deklarował, że w jego resorcie trwają prace nad rozwiązaniami, które pomogłyby wprowadzić takie ograniczenia w szkołach. Ostatnie wypowiedzi Marzeny Machałek, wiceszefowej MEiN, mówią o tym, że o centralnych zakazach nie ma mowy, a od tego jest statut szkoły.

Podział władzy

– Dyrektorom należy zapewnić dużo szerszą niż obecnie możliwość zarządzania placówką. Z kolei wpływ rodziców na decyzje dyrektora należy zwiększyć poprzez przyznanie im bonu edukacyjnego i stworzenie możliwości głosowania nogami, czyli przeniesienia dziecka (i podążających za dzieckiem pieniędzy z bonu) do innej szkoły publicznej lub prywatnej – opisuje stanowisko swojej partii Michał Wawer z Konfederacji.

Zdaniem PSL natomiast szkołą powinna rządzić wspólnota samorządowa. Rząd byłby jednak gwarantem finansowania, by subwencja oświatowa w pełni pokrywała wynagrodzenia nauczycieli.

Za oddaniem władzy lokalnej społeczności jest też Krystyna Szumilas (KO). – Mam na myśli rodziców i nauczycieli – precyzuje. – To im najbardziej zależy na szkole. Kto może pomóc szkole w jak najlepszym zorganizowaniu się dla dobra uczniów? Oczywiście ten, kto jest najbliżej i zna jej potrzeby, czyli samorząd. Jest jeden warunek – trzeba mu zapewnić środki na finansowanie edukacji.

W duchu wspólnotowym i większej autonomii szkół odpowiada nam też w imieniu Lewicy posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. – Władza centralna powinna określać podstawę programową oraz w większym niż dziś stopniu zapewniać finansowanie szkół, nie tylko w kwestii wynagrodzeń, lecz także środków na programy opiekuńcze, posiłki, usługi stomatologiczne– wylicza.

W tym temacie małą rewolucję zapowiada z kolei Polska 2050. Od tego ugrupowania słyszymy, że kuratoria oświaty są reliktem minionej epoki. Dlatego należy przekształcić podległe wojewodom i MEiN kuratoria w centra wsparcia, stanowiące oddziały nowej Komisji Edukacji Narodowej. KEN byłaby instytucją niezależną, kolegialną, odpowiedzialną za zapewnianie dostępności i podniesienie jakości edukacji w sposób wolny od nacisków politycznych. Z kolei samorządy powinny otrzymać jednoznaczną gwarancję rządową dla stabilnej wysokości subwencji oświatowej.

Jest to propozycja inna od tej, która przebija z wypowiedzi polityków PiS. W ostatnich latach ta partia dążyła do zwiększenia roli nadzoru merytorycznego nad szkołami, chcąc przekazać więcej uprawnień kuratorom. To się nie udało, lex Czarnek nie dostał podpisu prezydenta. Pojawił się za to projekt poselski, który także idzie w tym kierunku. Niezależnie od tego jedną z głównych osi sporu między obecnym MEiN a samorządami w dyskusji o szkołach są pieniądze. Część JST przekonuje, że nie starcza im środków z subwencji nawet na pensje dla nauczycieli. Zdaniem resortu subwencja jest jedną z form uzupełniania dochodów własnych samorządów. I w obowiązującym systemie prawnym nie ma regulacji, z której wynikałoby, iż budżet państwa zapewnia wyłącznie w ramach części oświatowej subwencji ogólnej środki na pokrycie wszystkich wydatków szkolnych.

Porozmawiajmy o seksie

Z Lewicy słyszymy, że edukację o zdrowiu i seksualności trzeba rozszerzyć na każdy etap kształcenia i w sposób dopasowany do wieku i rozwoju uczniów.

O poszerzeniu dostępu do edukacji seksualnej w szkołach mówi też Polska 2050. – Obecny zakres i forma edukacji w tym zakresie się nie sprawdziły i należy je zmienić. Proponujemy przekształcić przedmioty wychowanie do życia w rodzinie i doradztwo zawodowe w jeden przedmiot „wiedza o człowieku”. Podczas tych zajęć realizowana byłaby edukacja psychologiczna, seksualna, antydyskryminacyjna i w zakresie rozwoju zawodowego – pada propozycja.

Krystyna Szumilas mówi, że taka edukacja jest potrzebna, bo uczy nie tylko, jak chronić się przed złym dotykiem i przemocą seksualną, unikać niechcianych ciąż i szeregu chorób, lecz także uczy kształtowania wartościowych i dojrzałych relacji oraz budowania związków. Ocenia, że potrzebny jest nowoczesny program w tym zakresie, ale też możliwe być powinno organizowanie w szkole na wniosek i za zgodą rodziców dodatkowych zajęć przez organizacje pozarządowe, posiadające stosowną wiedzę i doświadczenie.

Konfederacja jest za tym, by decyzja o zajęciach należała wyłącznie do dyrekcji i rodziców, a państwo nie powinno nic tu narzucać. PSL uważa, że edukacja seksualna powinna być od ostatnich klas szkoły podstawowej.

A PiS? Przekonuje, że do programów nauczania szkolnego wprowadzono już wiedzę o życiu seksualnym człowieka, zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji. A na dyrekcji i nauczycielu spoczywa obowiązek informowania rodziców o tych zajęciach. Jednak zarówno wspomniane przepisy lex Czarnek, jak i obecny projekt poselski w założeniach mówią o „zakazie seksualizacji uczniów”. W tym sensie, by nauczaniem tych kwestii zajmowały się wyłącznie wykwalifikowane kadry, a nie podmioty zewnętrzne. O każdym pomyśle z tego zakresu miałby być informowany kurator, a jego zgoda byłaby tu kluczowa. ©℗