Wiele lat temu rozmawiałem z ówczesnym dyrektorem British Council w Warszawie. Mój rozmówca twierdził, że reprezentowana przez niego instytucja – w odróżnieniu od swych francuskich, austriackich i niemieckich odpowiedników – nie dofinansowuje wydawców publikujących ambitne i przez to trudno zbywalne książki. Powód? Wydawca powinien być przedsiębiorczy, a więc pomysłowy, energiczny i samodzielny. Aktualnym godnym uwagi wydarzeniem jest sprzedaż dziennika „Financial Times” i tygodnika „The Economist”. Osobiście podejrzewam, że brytyjski wydawca jest mało przedsiębiorczy, skoro decyduje się na wyprzedaż. Niepokój może budzić polityka nowych wydawców. Co dla nich będzie ważne? Zachowanie charakteru czasopism czy też jego zmiana? Osiąganie zysków kosztem poziomu?

Bertrand Russell sądził, że pojęcie władzy ma dla nauk społecznych tak samo fundamentalne znaczenie jak pojęcie energii dla fizyki. Formy władzy przekształcają się analogicznie jak formy energii. Zawarta w paliwach energia chemiczna przekształca się w energię cieplną. Ta może zamienić się w energię mechaniczną, która dzięki turbinom poruszającym prądnice staje się energią elektryczną. Analogicznie władza ekonomiczna może – poprzez nabycie mediów – przekształcać się we władzę nad opinią publiczną, co z kolei daje możliwość zdobywania władzy politycznej. Zręczny sprzedawca odkurzaczy z czasem stał się zamożnym przedsiębiorcą, który uzyskał kontrolę właścicielską nad redakcjami czasopism i kanałów telewizyjnych. Wsparcie medialne umożliwiło mu oddziaływanie na opinię publiczną, a następnie osiągnięcie stanowiska premiera. Podobno Silvio Berlusconi – bo o nim tu mowa – ma zwyczaj decydowania nie tylko o treści istotnych dla niego przekazów, ale również o krawatach i ubraniach prezenterów telewizyjnych. W tego rodzaju sytuacjach demokracja i wolność słowa nabierają cech iluzorycznych.
Znany guru nauk o zarządzaniu Peter Drucker twierdził, że celem przedsiębiorstwa nie jest osiąganie zysku, lecz zaspokajanie potrzeb klientów. W przypadku mediów pojęcie potrzeb klientów jest niejednoznaczne. Wydawcy brukowców twierdzą, że dostarczają czytelnikom tego, co ich interesuje, i że zaspokajają ich potrzeby. Dostarczane treści są czasami tylko niewybredne, czasami skandaliczne, a czasami po prostu kłamliwe. Ogromna fortuna Ruperta Murdocha wyrosła m.in. na przejmowaniu upadających gazet terenowych i zatrudnianiu nowych dziennikarzy, którym narzucono ograniczony zakres zainteresowań: sport, seks, wypadki i skandale. Z czasem doszło do korumpowania przez koncern Murdocha oficerów policji brytyjskiej oraz skandalicznego wykorzystywania rozpaczy rodziców porywanych dzieci dla zwiększania nakładu.
Linia oddzielająca zysk jako świadectwo racjonalności od zysku świadczącego o bezczelności i podłej pazerności została przekroczona. Peter Drucker – w odróżnieniu od konserwatywnego noblisty Miltona Friedmana – twierdził, że na przedsiębiorstwie ciąży społeczna odpowiedzialność. Przedsiębiorcy odpowiadają za swe decyzje przed klientami i pracownikami, przed społecznością lokalną i społeczeństwem. W praktyce przedsiębiorcy i kierownicy, aby usprawiedliwić budzące zastrzeżenia decyzje, powołują się na „sygnały rynku”. Drucker twierdził, że „potrzeba może zdominować życie klienta i wypełnić całą jego świadomość, pozostanie ona jednak tylko potencjalną potrzebą, dopóki działania ludzi biznesu nie sprawią, że przekształci się w efektywny popyt. Tylko wtedy istnieje klient i rynek. Właściwie żadne potrzeby nie istniały, dopóki nie stworzyły ich działania biznesowe – poprzez innowację, kredyty, reklamę czy umiejętne sprzedawanie. W każdym z tych przypadków to właśnie działanie biznesowe stwarza klienta”.
Wydawcy brukowców i pracujący u nich dziennikarze stwarzają popyt na informacje budzące niskie instynkty, naruszające godność i dobra osobiste wielu ludzi. Potrzebna jest pogłębiona dyskusja nad społeczną odpowiedzialnością mediów. W trakcie tej dyskusji celowe byłoby wnikliwe rozważenie takich studiów przypadku jak Berlusconi czy Murdoch.