Na palcach jednej ręki można policzyć przypadki, gdy uczelnia zwalnia nauczyciela, ponieważ ten źle pracuje. Czy to oznacza, że mamy świetną kadrę akademicką? Zdaniem ekspertów – niekoniecznie.
Na palcach jednej ręki można policzyć przypadki, gdy uczelnia zwalnia nauczyciela, ponieważ ten źle pracuje. Czy to oznacza, że mamy świetną kadrę akademicką? Zdaniem ekspertów – niekoniecznie.
/>
Blady strach padł na nauczycieli akademickich, kiedy w 2011 r. weszła w życie nowelizacja ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 84, poz. 455), która zaostrzyła kryteria oceny ich pracy. Uczelnia musi teraz przeprowadzać ją co dwa lata i brać pod uwagę opinie studentów. Druga negatywna nota powinna oznaczać rozstanie z wykładowcą. Nauczyciele obawiali się, że w dobie niżu demograficznego będzie to dobry pretekst, by masowo ich zwalniać. Tak się jednak nie stało.
Mimo że od 2011 r. kadra akademicka zatrudniona na uczelniach publicznych skurczyła się o prawie 2 tys. osób, to zaledwie promil stracił pracę w wyniku złej oceny. – Nowelizacja nie spowodowała lawiny zwolnień – potwierdza Jacek Przygodzki z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Nauczyciele na piątkę
Identyczne wnioski płyną z sondy przeprowadzonej przez DGP. Na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS) od 2011 r. z powodu negatywnych not uczelnia zwolniła cztery osoby – na 1,7 tys. zatrudnionych nauczycieli akademickich. Z kolei na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu pracę z tego powodu straciły trzy (na 3 tys. nauczycieli). Podobnie wygląda to na innych uczelniach.
– Były dwa takie przypadki. Jeden w 2013 r., drugi w tym – informuje Artur Szwedo z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Szkoły wyższe starają się unikać sytuacji, kiedy powodem wypowiedzenia umowy jest zła opinia o dorobku zawodowym nauczyciela.
– W tegorocznej ocenie okresowej negatywną ocenę otrzymały dwie osoby. Jednej z nich kończyła się umowa, a więc nie było potrzeby wypowiadania stosunku pracy. Druga zostanie przesunięta na wakujące stanowisko administracyjne – mówi Sylwester Czopek, prorektor do spraw nauki Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Wpasowani w system
Zebrane przez nas dane mogą świadczyć albo o tym, że mamy bardzo dobrą kadrę akademicką, albo że system ocen jest nieskuteczny. Eksperci wybierają tę drugą opcję.
– Niestety, system oceny pracy nauczyciela akademickiego nie wskazuje najgorszych pracowników – uważa prof. Grażyna Skąpska, przewodnicząca Konwentu Rzeczników, organu opiniodawczego przy ministrze nauki i szkolnictwa wyższego. – Nauczyciele dostosowali się do nowego systemu, czyli po prostu działają tak, aby nazbierać jak najwięcej punktów. To zapewnia im dobrą ocenę pracy, która niekoniecznie oznacza, że są świetnymi pracownikami – wyjaśnia.
Przykład?
– Jednym z elementów pracy akademika jest działalność naukowa. O tym, czy dorobek naukowca jest na wysokim poziomie, świadczy chociażby liczba cytowań w różnych publikacjach. Zatem, aby nazbierać ich jak najwięcej, akademicy umawiają się, że będą cytować siebie nawzajem – tłumaczy prof. Skąpska. Zdarza się nawet, że dziekan wydaje takie zalecenie pracownikom: „ty zacytuj mnie w swojej pracy, a ja ciebie”.
– Obecny system prowadzi do patologii. Efekty, które przynosi, są sprzeczne za założeniami – komentuje prof. Skąpska.
Związkowcy mają podobne zdanie.
– Środowisko po prostu stosuje mechanizmy samoobrony – przyznaje Janusz Rak, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Przykładowo, zgodnie z ustawą uczelnia ma obowiązek oceniać akademika co dwa lata, ale żeby noty były lepsze, bierze pod uwagę ich dorobek z ostatnich czerech lat.
– To rozwiązanie zgodne z prawem. Ustawa wskazuje, co ile ocena ma być przeprowadzana, ale nie z jakiego okresu pracę należy brać pod uwagę – twierdzi Janusz Rak.
Uczelnie stosują też różne kryteria, jeśli chodzi o liczbę punktów, które trzeba zgromadzić, by dostać pozytywną ocenę. – Progi mogą być ustawione nisko. W efekcie złą notę dostaną tylko te osoby, które zupełnie nie przykładają się do pracy. Dlatego większość może przejść przez to sito bez problemu – mówi Janusz Rak.
W jego ocenie niepotrzebne jest również tak częste przeprowadzanie ocen (jedynie w przypadku profesorów uczelnia dokonuje ich rzadziej – co cztery lata).
– Jeżeli nauczyciel pracuje na uczelni 40 lat, to oznacza, że może być oceniany nawet 20 razy. Niepotrzebnie. To stresowanie pracowników, które niczemu nie służy – uważa Janusz Rak.
Podobne zdanie ma prof. Grażyna Skąpska. – Trzeba brać pod uwagę specyfikę pracy w tym zawodzie. Przecież jeśli kilka lat naukowiec prowadzi badania, to w tym czasie może nie mieć publikacji. Czy to oznacza, że powinien automatycznie zostać źle oceniony? – pyta.
Studenci bez wpływu
Mimo że nowy system miał spowodować, iż większy wpływ na ocenę pracy nauczycieli będą mieli studenci, w praktyce niewiele to zmieniło.
– Całościowa ocena pracownika uwzględnia trzy obszary: naukowy, dydaktyczny i organizacyjny. Studenci mają wpływ na ocenę dydaktyczną. Ustawa przykłada jednak większą wagę do osiągnięć naukowych. Dwie pozostałe oceny mają mniejsze znaczenie – wyjaśnia Artur Szwedo.
– Wpływ studentów jest znikomy z prostej przyczyny – niewielu z nich wypełnia ankiety. Na przykład na roku jest 90 osób, a oddanych ankiet pięć. W takiej sytuacji, jeśli nawet są to bardzo pozytywne opinie, nie możemy ich uznać za niemiarodajne – twierdzi prof. dr hab. Bernard Mendlik, dziekan Wydziału Edukacji Muzycznej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama