Widziałem wielu młodych ludzi, którzy z lęku miesiącami nie byli w stanie przekroczyć progu swoich mieszkań. To ofiary nauczania indywidualnego - mówi dr n. med. Krzysztof Szwajca, psychiatra, psychoterapeuta, superwizor psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

dr n. med. Krzysztof Szwajca, psychiatra, psychoterapeuta, superwizor psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego / Materiały prasowe
Przybywa uczniów na nauczaniu indywidualnym. Czy to było do przewidzenia?
Tak, w każdym razie mnie to nie dziwi. Najbardziej niebezpiecznym dla młodych ludzi następstwem pandemii jest wyobcowanie społeczne. Dzieci lękowe, słabiej funkcjonujące w relacjach gorzej zniosły pandemiczną izolację i trudniej radzą sobie z powrotem do szkół. Oduczyli się kolegować, nawiązywać kontakty. Gabinety psychiatrów zalane są pacjentami z takimi problemami. A skutkiem tego jest wzrastająca liczba wniosków o nauczanie indywidualne.
Czy jest więc ono koniecznością?
Jest bardzo niebezpieczne. Ponieważ leczę pacjentów też na terenie ich domów, przez lata widziałem wielu młodych ludzi, którzy z lęku miesiącami nie byli w stanie przekroczyć progu swoich mieszkań. Powiem wprost: to ofiary nauczania indywidualnego. Dziś zresztą super wizowałem terapię, która nie ma szansy na sukces.
Dlaczego?
W tym konkretnym przypadku terapeuta próbuje pracować z 17-letnią pacjentką, która przez cztery lata dostawała nauczanie indywidualne, a do tego półtora roku uczyła się w pandemii w trybie zdalnym. Jakiś lekarz regularnie je przedłużał, komisja to akceptowała. W efekcie nastolatka prawie nie ma szans, by wrócić do realnego życia, swobodnego poruszania się po świecie. To nie tak, że nauczanie indywidualne jest zawsze szkodliwe, ale powinno być dawkowane możliwie skromnie i na krótki czas.
Jakie są ku temu przeciwwskazania?
Dziś podstawą do orzekania nauczania indywidualnego są głównie zaświadczenia od lekarzy psychiatrów. Musimy być jednak ostrożni. Dla nastolatka rok w nauczaniu indywidualnym to jak cztery lata spędzone przez dorosłego w więzieniu. W adolescencji zmiany zachodzą szybko. Zmienia się moda, tematy rozmów, zainteresowania. Po roku możemy już nie umieć się dogadać z rówieśnikami.
A jakie są wskazania?
Psychiatryczne - bardzo zniuansowane. Nie ma diagnozy, która automatycznie powinna skutkować przyznaniem nauczania indywidualnego. Przed specjalistami trudny wybór, bo musimy ocenić pozytywy i ryzyka tej opcji, a przede wszystkim możliwości młodego człowieka. Bywa, że naprawdę nie da rady chodzić do klasy, a zastosowane leczenie nie pomaga. Czasem wypisuję z bólem serca takie zaświadczenia. Nauczanie indywidualne powinniśmy traktować jako ostateczność i dbać, żeby nie zamknęło młodego człowieka w domu. Skoro nie może chodzić do szkoły, niech chociaż chodzi na terapię grupową czy do świetlicy socjoterapeutycznej. Ludzie są nam potrzebni.
Dlaczego wniosków o nauczanie indywidualne jest więcej właśnie teraz?
To również oczywiste procesy. Weźmy np. ludzi z drugiej klasy szkoły średniej. Dopiero teraz poznają swoich rówieśników, bo pandemia zabrała im półtora roku. A wrócili do szkół, które próbują nadrobić edukacyjne zaległości. Ciągle słyszę w gabinecie, że nauki jest teraz więcej niż kiedykolwiek, praktycznie codziennie klasówki, kartkówki. Pewnie nie ma wyjścia, ale koncentracja na jednym sprawia, że pomijana jest praca zespołowa. Nie jest to łatwy klimat dla wrażliwców. ©℗
Rozmawiały Paulina Nowosielska, Patrycja Otto