Mam wrażenie, że wpuszczono prezydenta w maliny, a zaproponowany projekt ustawy o Akademii Kopernikańskiej jest elementem politycznego dealu - uważa prof. Jerzy Langer fizyk, prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.

Prof. Jerzy Langer fizyk, prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego / Materiały prasowe
W tym tygodniu w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie prezydenckiego projektu ustawy o Akademii Kopernikańskiej, który powstawał we współpracy z Ministerstwem Edukacji i Nauki. Wczoraj pozytywnie zaopiniowała go Rada Ministrów. Środowisko akademickie natomiast apeluje o wycofanie tego projektu. Dlaczego?

Projekt wywoła przeciwne skutki od tych, które są wskazane w jego uzasadnieniu.

Mianowicie?

Projekt zakłada powołanie Akademii Kopernikańskiej, w założeniu prestiżowej instytucji międzynarodowej. To myślenie życzeniowe niepoparte żadnymi merytorycznymi argumentami i choćby pobieżną analizą wykonalności. Nauki nie budują instytucje, tylko ludzie. Nie da się zadekretować, zwłaszcza w nauce, jakości, prestiżu, szacunku – wynikają one z jakości pracy zweryfikowanej przez innych naukowców. Kluczowa wada tej ustawy jest systemowa – nie można budować nowej akademii, która opiera się o rządową nominację. Projektowana ustawa zakłada m.in., że minister nauki będzie rekomendował pierwszych członków Akademii Kopernikańskiej. Nawet w czasach skrajnego komunizmu, kiedy w latach 50. powstawała Polska Akademia Nauk nikomu do głowy by nie przyszło, że Bierut czy jego akolici będą mianowali członków PAN. A teraz ma decydować minister. Ci, co zgodzą się wejść do tej nowej akademii, będą narażeni na skrajny ostracyzm, ponieważ środowisko akademickie nie toleruje wskazywania palcem (niezbyt kompetentnym), kto jest lepszy. To jest nieprzekraczalna granica. Taka akademia nie zostałaby uznana przez międzynarodowe instytucje i jej utworzenie bardzo by obniżyło prestiż nauki w Polsce, ale i urzędu Prezydenta, bo mówiąc bez ogródek, nie po to był wybierany.

Inne zastrzeżenia?

Druga wada to struktura Akademii Kopernikańskiej. Ma ona składać się z sześciu izb, reprezentujących kilka dziedzin: astronomię i nauki matematyczno-przyrodnicze, medycynę, ekonomię i zarządzanie, filozofię i teologię oraz nauki prawne. Mają one nawiązywać do zainteresowań Mikołaja Kopernika. Trzeba jednak zauważyć, że interesował się też innymi dziedzinami, których w strukturze Akademii Kopernikańskiej nie ma. Wybór jest niejasny i absurdalny, bo przykładowo astronomia od wieków jest jedną z nauk przyrodniczych, zatem nie jest potrzebne jej dodatkowe wyodrębnianie. Nie ma też humanistyki czy socjologii, trudno powiedzieć dlaczego. To przypomina najczarniejsze czasy stalinizmu, kiedy pomijano takie dyscypliny jak socjologia czy genetyka, uważając je za zbrodnicze. Ponadto w projekcie pojawia się nowa instytucja – Szkoła Główna Mikołaja Kopernika. W proponowanych przepisach wskazane jest nawet, w których miastach znajdą się jej kolegia, co również nie jest w żaden sposób uzasadnione. Z urzędu otrzyma też kategorię naukową B+, z którą wiążą się liczne uprawnienia, np. do prowadzenia studiów, szkoły doktorskiej itd. To zanegowanie przedyskutowanej i ustalonej struktury wyższych uczelni w Polsce, gdzie otrzymana kategoria zależy od dorobku naukowego szkoły wyższej. A niby skąd kadry do tej nowej uczelni? I skąd na to niemałe pieniądze? Brak o tym nawet najmniejszej wzmianki w uzasadnieniu pełnym frazesów, ale pustym merytorycznie.

Po trzecie jednym z kluczowych zadań nowej akademii będzie przyznawanie nagród, grantów czy stypendiów kopernikańskich – przecież jest co najmniej kilka szanowanych instytucji w Polsce to świetnie czyniących, przykładowo Narodowe Centrum Nauki, PAN czy znakomita Fundacja Nauki Polskiej.

I wreszcie strona administracyjna generująca większość kosztów. Akademią ma de facto rządzić nieusuwalny sekretarz generalny w randze ministra, który będzie miał olbrzymie kompetencje. Podobnie jak pierwsza połowa składu Akademii ma być wskazana przez ministra. Horror, niestety, ale nie jedyny. Pojawia się również funkcja dyrektora Centrum Badawczego. W pośpiechu nie zdefiniowano czym ma być Centrum Badawcze, a jedynie opisano biuro administracyjne nazwane Centrum. A może w tym jest głębszy zamysł.

Jaki?

Przypomnijmy, że pojawiały się projekty połączenia PANowskich instytutów w jeden organizm, oczywiście wyłączony z PAN. Już tak raz postąpiono z resortowymi instytutami badawczymi, tworząc z nich Sieć Łukaszewicz, reklamowaną jako drugi największy tego typu organizm w Europie. Bez jakiejkolwiek analizy merytorycznej, wyrzucając niepokornych dyrektorów i oczywiście po nocnym głosowaniu w Sejmie. Na szczęście taki proceder nie udał się z uczelniami, ale z instytutami PAN, czemu nie? Obym się mylił.

Czy więc Akademia Kopernikańska może zagrozić PAN?

Proponowana ustawa jest bardziej śmieszna niż straszna. Akademia Kopernikańska powołana w tym kształcie nie jest w stanie zagrozić czemukolwiek, chyba, że byłoby tam iluś noblistów. To jednak marzenie ściętej głowy. Żaden noblista nie da się zapisać do instytucji rządowej, nie skusi się go żadnymi apanażami, bo, jak już wspominałem, z przepisu ustawy nie wynika prestiż. Ogromny żal, że wplątano w Akademię Kopernikańską urząd prezydenta, bo to on skierował te projekt do Sejmu. Bardzo źle się stało, gdyż w obecnej sytuacji politycznej na arenie międzynarodowej prezydent pełni ultraważną rolę, a osłabianie tego urzędu nie jest w interesie kraju. Mam wrażenie, że wpuszczono prezydenta w maliny i zaproponowany projekt ustawy jest elementem dealu politycznego – przypomnijmy, że tego samego dnia, gdy projekt o Akademii Kopernikańskiej skierowano do Sejmu prezydent zawetował kontrowersyjną ustawę tzw. lex Czarnek. Zastanawiające jest to, że grupa jego doradców, go nie ostrzegła. Projekt zakłada też organizację Kongresów Kopernikańskich w Toruniu. To kolejne kuriozum pokazujące, że projekt podsunęli prezydentowi ludzie nie mający zielonego pojęcia o nauce i środowisku naukowym. Po pierwsze nie ma szans by to zrobić, jak prawdziwy międzynarodowy kongres naukowy w przyszłym roku. To wymaga wielkich zabiegów i kontaktów ze światem. Pieniądze konieczne, ale to tylko paliwo. Chyba, że celem nie jest nauka, tylko polityczny PR. Niestety na to wskazuje szczegółowy, zapisany w projekcie ustawy, opis ochrony policyjnej, zakazu zgromadzeń itp. regulacji charakterystycznych dla świata wielkiej polityki, a nie nauki. A sam kongres ma służyć wymianie doświadczeń. Zgroza.

Co więcej ten projekt to ewidentna próba antagonizowania środowiska akademickiego. Tego robić nie wolno. Ono wymaga pomocy i wsparcia. Natomiast tworzenie Akademii Kopernikańskiej, z pominięciem obiecanych konsultacji społecznych, jest równoważne z generowaniem kolejnego konfliktu i podziałów. Przerabialiśmy to już w marcu 68. I wystarczy.

Zatem po co jest ta instytucja? Czy po to, aby wskazane osoby rozdawały wybranym pieniądze w formie stanowisk, grantów, nagród, stypendiów?

Niestety, ale centralizacja instytucji połączona z lokowaniem „swoich” na wysokopłatnych stanowiskach oraz dystrybucja środków po uważaniu, także wśród „swoich”, jest znakiem firmowym podejścia obecnej władzy do państwowości. Pod tym względem mamy już Budapeszt w Warszawie. Na szczęście oligarchizacja państwa nie doszła do poziomu węgierskiego, nie wspominając o Rosji, czy Białorusi. Jeszcze! Oczywiście w nauce, jak wszędzie, są osoby łase na stanowiska, apanaże i formalne wyrazy uznania. Tyle, że z mojej wieloletniej znajomości środowiska naukowego wynika, że to wciąż margines. Ale bardzo groźny, bo niszczący, zwłaszcza młode kadry, których grubo za mało.

Koszt Akademii Kopernikańskiej według szacunków wyniesie 25 mln zł, czy to wystarczy?

są głównie koszty biurokratyczne. By dokonać widocznej pozytywnej zmiany potrzeba setki razy więcej pieniędzy i przede wszystkim utalentowanych badaczy, współpracujących z najlepszymi na świecie. I znacznie mądrzej wspomóc najlepszych naukowców i najlepsze instytucje, a oni są w Polsce, choć pamiętajmy, że w sektorze biznesowym brakuje kilkudziesięciu tysięcy pracowników B+R (badawczo-rozwojowych – red.), by choćby dorównać Europie.

Liczy pan na to, że prace nad projektem uda się jeszcze zatrzymać?

Uważam, że jest to możliwe i projekt nie znajdzie większości w parlamencie. Gdy sytuacja w świecie trochę się uspokoi należy usiąść do rozmów przy wspólnym stole i porozmawiać o strategii rozwoju nauki w Polsce. Proponowana ustawa ma zbyt wiele wad i nie da się jej poprawić. Świadczy o tym wręcz niespotykana jedność praktycznie całego środowiska naukowego, które jest przeciwko niej. Na taki projekt ani nie ten czas, ani miejsce, ani ten styl. Ani kroku dalej.