Tylko najlepsi naukowcy mają szansę na otrzymanie pieniędzy na powrót do Polski. Eksperci obawiają się, że gdy fundusze się skończą, ponownie wyjadą za granicę

73 mln zł przeznaczono do tej pory na program Polskie Powroty, który ma ściągnąć najlepszych polskich badaczy do ojczyzny. Wpłynęło 275 wniosków, finansowane są 64 projekty - wynika z danych Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej (NAWA).
- Wskaźnik sukcesu wynosi ok. 25 proc. Oznacza to, że jest cztery razy więcej kandydatów niż wyłonionych do finansowania grantów - wylicza Radosław Wojnowski z NAWA.
Chętnych jest sporo, ale większość odchodzi z kwitkiem. Jak dowiadujemy się w agencji, nie wynika to z tego, że pieniędzy na projekty jest za mało, ale z założenia, że mają one trafiać tylko do najlepszych, w których warto zainwestować. Tylko na najnowszą edycję programu przeznaczono 17,5 mln zł.
Miliony za zachętę
Naukowcy, którzy zdecydują się na powrót nad Wisłę i zakwalifikują się do wsparcia z NAWA, otrzymają pieniądze m.in. na przesiedlenie do Polski, wynagrodzenia swoje i członków zespołu oraz przygotowanie zaplecza badawczego (patrz: infografika). Projekty zaplanowane są na dwa-cztery lata i można dostać nawet 2,4 mln zł. Najchętniej wracają do nas Polacy z Wielkiej Brytanii, Niemiec i USA.
- Polska powoli staje się miejscem, w których chcą pracować naukowcy. W ciągu kilku ostatnich lat nasz rynek grantowy został bardzo rozbudowany i łatwiej uzyskać dofinansowanie na realizację projektów badawczych. Dlatego coraz więcej osób chce korzystać z programów powrotowych. Co ważne aplikują do nich naukowcy z najlepszych ośrodków badawczych, którzy widzą swoją szansę na rozwój w Polsce - mówi prof. Mateusz Strzelecki z Wydziału Nauk o Ziemi i Kształtowania Środowiska Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dodaje, że programy te nie są kierowane jedynie do młodych badaczy, ale też do osób, które mają bogate doświadczenie naukowe. - To istotne, bo wielu naukowców wyjechało z Polski podczas fali migracji po wejściu Polski do UE - wyjaśnia.
Uważa, że młodzi też widzą szansę w powrocie do naszego kraju, gdyż mają możliwość prowadzenia odważnych badań naukowych samodzielnie, co jest trudniejsze w zagranicznym ośrodku badawczym. Tam zazwyczaj młody naukowiec prowadzi badania pod okiem doświadczonego profesora. - Dzięki temu polska nauka może nadrobić lata zaległości, wykonać szybszy skok do przodu - uważa prof. Mateusz Strzelecki.
Zimny prysznic
Z danych NAWA wynika, że niewiele osób, które zakwalifikowały się do programu, wycofuje się z niego. - Dotychczas mieliśmy kilka takich rezygnacji, głównie z powodów rodzinnych - przyznaje Radosław Wojnowski.
Wiele projektów wciąż jednak trwa i nie wiadomo, ile zostanie zrealizowanych do końca. Trudno też przewidzieć, ile osób, które korzystały z programu, pozostanie na stałe w Polsce i będzie tutaj nadal rozwijać karierę naukową. Eksperci obawiają się, że wielu z nich zaraz po zakończeniu projektu ponownie wyjedzie, bo wynagrodzenia w Polsce dla badaczy są kilkakrotnie niższe niż na Zachodzie.
- Problemy zaczną się pojawiać, gdy pieniądze z programu powrotowego się skończą. Wtedy naukowca czeka zimny prysznic, bo zostanie mu goła pensja nauczyciela akademickiego lub pracownika instytutu, a poziom wynagrodzeń w szkolnictwie wyższym i nauce jest bardzo niski. Niemiecki naukowiec zarabia cztery-pięć razy więcej niż polski. Niestety może to skłaniać beneficjentów programu do tego, by z Polski ponownie wyjechać - uważa prof. Mateusz Strzelecki.
Wyścigi o granty
Zdaniem przedstawicieli NAWA wcale tak się nie musi stać. Wystarczy, że tacy naukowcy znajdą kolejny grant, np. z Narodowego Centrum Nauki, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, ERC, Horyzontu itd.
- Możliwości jest naprawdę wiele - potwierdza prof. Dominik Antonowicz z Wydziału Filozofii i Nauk Społecznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Jeżeli naukowiec, który otrzymał wsparcie z NAWA na powrót do Polski, nie jest w stanie sam sobie poradzić i znaleźć pieniędzy na realizację kolejnego projektu badawczego, to oznacza, że środki na jego przyjazd do kraju zostały źle zainwestowane. Polskiej nauce zależy na ściąganiu ludzi przedsiębiorczych, którzy będą tzw. lokomotywami rozwoju - dodaje.
Podkreśla, że to właśnie ci naukowcy powinni napędzać zespoły badawcze, pobudzać je do działania, aktywnie szukać i zdobywać pieniądze na realizację kolejnych badań.
Podczas opracowywania założeń programu „Polskie Powroty” zastanawiano się, czy dla osób, które zdecydują się skorzystać z pieniędzy, wprowadzić zastrzeżenie, wedle którego byliby zobowiązani do pracy w Polsce przez pewien czas jeszcze po zakończeniu grantu. NAWA uznała jednak, że to nie jest dobry pomysł.
- I słusznie. Naukowców nie można wiązać takimi zobowiązaniami. Nie tędy droga - komentuje prof. Antonowicz.
Środowisko akademickie zgadza się co do dwóch kwestii. Po pierwsze, że programy powrotowe kierowane do polskich naukowców są bardzo potrzebne, a po drugie, że nakłady na szkolnictwo wyższe i naukę w Polsce powinny wzrosnąć. I to znacznie. Wtedy łatwiej byłoby ściągnąć najlepszych do Polski i zatrzymywać na stałe.
- Powinniśmy pójść śladem państw, które już ten krok wykonały - Czech czy Węgier - i znacznie zwiększyć nakłady na naukę i szkolnictwo wyższe. Obecnie wynoszą one powyżej 1 proc. PKB, tymczasem w krajach rozwiniętych sięgają 3 proc. PKB. To jest przepaść. Zarazem trzeba pamiętać, że 1 zł przeznaczony na naukę zwraca się pięciokrotnie - podsumowuje prof. Mateusz Strzelecki.
ikona lupy />
Polskie Powroty NAWA / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe