Resort edukacji jest otwarty na kompromisy w sprawie zmian pragmatyki zawodowej nauczycieli. Związkowcy jednak mówią nie, a samorządy pytają o pieniądze

Na jutro zaplanowane jest kolejne spotkanie oświatowych związków, korporacji samorządowych z przedstawicielami ministerstwa. Trzy największe centrale związkowe, w tym współpracująca z rządem Solidarność, podpisały porozumienie, w którym sprzeciwiają się propozycjom ministra Przemysława Czarnka. Samorządy do niego nie przystąpiły, ale czekają na konkretne wyliczenia i oczekują dodatkowych pieniędzy, które zrekompensują wydatki związane z odprawami zwalnianych pracowników i przyznanymi jednocześnie podwyżkami.
Można się dogadać
Trzy główne postulaty związkowców sprowadzają się faktycznie do dwóch, bo pierwszy punkt porozumienia w całości odrzuca propozycje resortu edukacji. Poza tym domagają się m.in. powiązania wysokości minimalnych stawek nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. Ten postulat był już podnoszony przez Solidarność w kwietniu 2019 r., ale do tej pory nie został zrealizowany. Przemysław Czarnek w rozmowie z DGP podkreślał, że nie uchyla się od wprowadzenia takiego mechanizmu, ale zastrzegał, że jest to skomplikowane ze względu na przepisy finansowe i ograniczenia wynikające z prawa unijnego.
- To jest tylko mydlenie oczu. Inne zawody mają taki mechanizm i nic się nie dzieje - zwraca uwagę Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w FZZ.
Na razie resort zaproponował zastąpienie średnich płac przeciętnymi, które procentowo byłyby uzależnione od kwoty bazowej proponowanej przez rząd w ustawie budżetowej. Ale na to nie ma zgody związków. Nie jest jednak wykluczone, że postulat wprowadzenia automatycznego wzrostu płac zostanie spełniony. - Resort nie chce na razie odkrywać wszystkich kart, ale zamierza na kolejnych spotkaniach pokazać, że jest otwarty na dialog - mówi jeden z byłych dyrektorów MEiN.
Wcześniejsze emerytury
Kolejny postulat w podpisanym przez związki porozumieniu to przywrócenie art. 88 Karty nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1762) w kształcie sprzed 2008 r., czyli możliwości wcześniejszego przechodzenia na emeryturę. Obecnie nauczycieli obowiązuje powszechny wiek emerytalny, czyli 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Na wcześniejsze odejście pozwalają tzw. emerytury kompensacyjne, ale wiąże się to z zakazem dorabiania w szkołach. Powrót do wcześniejszych przepisów pozwoliłby nauczycielom przechodzić na świadczenie po 30 latach pracy, w tym 20 latach przy tablicy. Będzie to konieczne, jeśli rząd zdecyduje się zwiększyć pensum o cztery godziny (wielu nauczycielom zabraknie bowiem wówczas godzin do etatu). Przemysław Czarnek potwierdził, że wejście w życie tego przepisu jest niemal pewne. Zaznaczył jednak, że chce ze związkami zawodowymi ustalić, na jaki okres miałby ten mechanizm obowiązywać.
- Wystarczy, aby ten przepis funkcjonował przez dwa do trzech lat. Wtedy starsi nauczyciele zrobią miejsce młodszym, a dodatkowo będzie można wprowadzić wyższe pensum - mówi Andrzej Antolak, nauczyciel i członek Rady Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo-Wschodniego. Jego zdaniem jedynie wysokie zarobki mogłyby zatrzymać osoby, które spełniają ten warunek stażowy. - Na razie propozycja resortu do tego nie zachęca - ocenia.
Innego zdania jest resort edukacji, który podkreśla, że na same podwyżki od września 2022 r. zarezerwowanych ma być 8 mln zł. Płace miałyby wzrosnąć nawet o 1400 zł brutto.
Niedobór godzin
Kwestia, która ma być jeszcze dyskutowana, dotyczy pensum nauczycieli w małych miejscowościach i uczących klasy I-III szkół podstawowych. Oni mogą mieć problem ze zrealizowaniem 22 godzin tablicowych i jeśli resort tego nie uwzględni, będą zmuszeni przejść od września 2022 r. na niepełny etat. - Zwracaliśmy uwagę ministrowi, że w efekcie tych zmian wielu nauczycieli zamiast na pełnym etacie będzie pracować tylko na jego części - mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Dla nauczycieli wczesnoszkolnych tygodniowy wymiar co do zasady wynosi 18 godzin, a resort nie rozważa zwiększenia liczby zajęć dla najmłodszych dzieci. Wskazuje jednak, że niektórzy nauczyciele klas I-III jednocześnie uczą swoją klasę języka angielskiego, wf, a także informatyki. To może pomóc w wypełnianiu luk.
Problem będzie jeszcze bardziej widoczny w małych szkołach. - Prawie 60 proc. szkół podstawowych w małych gminach ma mniej niż 100 uczniów. Dochodzi do takich absurdów, że w ośmiu klasach mamy tylko kilkunastu uczniów - mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. Jego zdaniem w takich sytuacjach trzeba stworzyć tzw. szkoły zbiorcze, gdzie będzie jeden dyrektor i wicedyrektorzy w filialnych placówkach. - Wtedy dyrektor podpisywałby umowę o pracę z nauczycielem, który uczyłby w kilku szkołach, aby mieć pełen etat. Inaczej grozi nam zapaść finansowa, bo uczniów nie przybywa w podstawówkach, a subwencja idzie za uczniem, a nie za oddziałem - dodaje.
Zmiany w Karcie nauczyciela / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe