Ponad 42 proc. placówek ma problem ze znalezieniem nauczyciela etyki. A tam, gdzie nie ma problemu, nie ma najczęściej też chętnych do uczęszczania na te zajęcia.

To wyniki sondy przeprowadzonej dla DGP przez Forum Oświatowe Nauczycieli i Dyrektorów. Zapytaliśmy nauczycieli o tę sprawę w związku z planami Ministerstwa Edukacji i Nauki, które chce wprowadzić obowiązkową religię lub etykę w szkołach.
Jak się okazuje, w 5 proc. szkół etykę prowadzi katecheta. Na pytanie, jaki przedmiot wybierają dziś uczniowie, większość ankietowanych wskazuje religię. Jednocześnie blisko 15 proc., oceniają nauczyciele, nie chodzi na żadną z tych lekcji. I nad tą grupą pochyla się teraz MEiN.
– Obowiązkowe zajęcia religii lub etyki w dobie autentycznych problemów w oświacie uważam za duże nieporozumienie – mówi Janusz Aftyka, przewodniczący Forum Oświatowego Nauczycieli i Dyrektorów.
Tym bardziej że ta propozycja resortu rodzi kolejne pytania. – Co będzie miała zrobić osoba wyznania prawosławnego? Czy resort przewiduje dla nich osobne lekcje religii? – pyta Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP.
Etyk i filozof, prof. Jacek Hołówka ocenia pomysł przymusowego wyboru między religią a etyką negatywnie. – Skandalem jest, że nie wybrano do kształcenia etyków największych i najbardziej doświadczonych krajowych uczelni. Mam obawy, że będzie to dla uczniów wybór między religią a… religią, choć pod inną nazwą. A to oznacza naruszenie konstytucji, która daje każdemu prawo do zachowania swoich przekonań – mówi. – Rodzice mają prawo decydować o tym, jakie idee, światopoglądy poznają ich dzieci. Czy nie to powtarzał nam dotąd również resort edukacji, kwestionując prawo wstępu na teren szkół niektórych organizacji?
Resort edukacji postawił na sześć uczelni, które mają kształcić etyków. Z naszej sondy wynika, że nie wystąpił z taką propozycją do innych. Takie zapewnienia słyszymy m.in. na Uniwersytecie Warszawskim, UAM w Poznaniu czy na Uniwersytecie Gdańskim. Choć tu, jak zapewnia prof. Arnold Kłończyński, prorektor ds. studenckich i jakości kształcenia, gdy będzie potrzeba, uczelnia jest gotowa utworzyć takie studia. Również Uniwersytet Jagielloński nie prowadził teraz rozmów z resortem. – Jednak we wrześniu 2020 r. MEiN skierowało na UJ pismo w identycznej sprawie. Mimo przeprowadzenia przez pracowników Wydziału Filozoficznego dodatkowych konsultacji, nie podjęto wówczas wiążących ustaleń – precyzuje prof. Armen Edigarian, prorektor ds. dydaktyki.
Na liście uczelni wskazanych do kształcenia etyków jest Uniwersytet Szczeciński, a precyzyjniej tutejszy Wydział Teologiczny. – Zapytanie z resortu przyszło w kwietniu, w maju senat US wyraził zgodę. Teraz czekamy na szczegóły umowy ze strony MEiN, by można było dopinać sprawy organizacyjne – mówi dziekan tego wydziału ks. prof. Grzegorz Chojnacki. Podkreśla, że uczelnia ma już doświadczenie w kształceniu etyków. Odbywały się m.in. we współpracy z Instytutem Filozofii czy Bioetyki, jednak były odpłatne i zrezygnowano z nich po tym, jak stopniowo wykruszyli się chętni. Teraz jednak resort chce sfinansować zajęcia dla 25 słuchaczy na roku. Studia podyplomowe trwałyby trzy semestry, a ruszyć miałyby w semestrze letnim przyszłego roku.
Ksiądz prof. Grzegorz Chojnacki stanowczo odpiera zarzut, że program ma zawęzić się jedynie do etyki chrześcijańskiej. – Wykładowcami będą samodzielni pracownicy, filozofowie, przynajmniej w stopniu doktora. Wśród planowanych zajęć są: etyka stosowana, społeczna, bioetyka, etyka zawodowa, etyka i komunikacja, etyka a wielkie tradycje religijno-kulturowe, ekoetyka – wylicza. Zapewnia, że uczelnia będzie ankietować studentów, jak oceniają wykładowców. – Nie ma mowy, by górę wzięło zaangażowanie własne czy ideologiczne któregoś z nich – mówi. Zaraz jednak dodaje, że każda z uczeni będzie miała własny program i to od niego zależy, z jakim pakietem wiedzy wyjdzie świeżo upieczony nauczyciel etyki.
O program kształcenia zapytaliśmy również toruńską uczelnię. Do czasu zamknięcia numeru odpowiedzi nie nadeszły. – Decyzje dopiero zapadają – usłyszeliśmy w rektoracie.
Ksiądz prof. Alfred Wierzbicki, etyk i teolog, ma również uwagi do doboru uczelni. – Większość z nich ma dobrą kadrę etyczną – przyznaje. – Nie rozumiem jednak, czemu wybór padł na Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. A także czemu nadzór nad studiami na Uniwersytecie Szczecińskim ma prowadzić Wydział Teologiczny – pyta. Przekonuje, że na większości wydziałów filozoficznych w kraju wykładana jest etyka. Każda uczelnia z dorobkiem powinna więc mieć prawo kształcić nauczycieli etyki. – Wskazanie palcem na krótką listę uczelni jest przejawem centralizmu obecnej władzy. Tymczasem od czasów Sokratesa etyka była przede wszystkim rozmową. Polecam to uwadze ministra edukacji.
Doktor Andrzej Waleszczyński ma kształcić nauczycieli etyki na UKSW. Uważa, że pomysł obowiązkowej religii lub etyki jest dobry, ale resort może polec organizacyjnie. – Edukacja moralna jest konieczna w szkole. Jak się dobrze poprowadzi zajęcia etyki, to właśnie tam stawia się pytania, które nigdzie indziej nie mają okazji paść. O śmierć, małżeństwo, postawy moralne – wylicza. Przekonuje, że te pytania młody człowiek powinien sobie stawiać. – Ci, co uczą etyki w szkołach, muszą stawić czoła zagadnieniu tożsamości moralnej uczniów, rodziców. Ale zarzut, że nauczyciel jest ideologiem, można postawić nie tylko etykowi, ale prowadzącemu historię, biologię, WOS.
Organizacyjną miną jest brak ludzi dobrze przygotowanych do pracy. – Najnowsza propozycja MEiN to kropla w morzu – ocenia. Jest przekonany, że gdy teraz pojawi się obligatoryjnie etyka lub religia, chętni mogą rozłożyć się nawet pół na pół. Wówczas braki kadrowe okażą się bardzo dotkliwe. – Nie rozumiem więc, dlaczego nie wskazano również UW czy UJ, które mają potężne zaplecze dydaktyczne – mówi. Osobnym problemem jest brak programu nauczania etyki. – to temat ciągle traktowany po macoszemu.
Na UKSW wśród proponowanych wykładów i ćwiczeń są m.in.: kierunki etyki normatywnej, uzasadnienie twierdzeń etycznych, inspiracje moralne w tekstach kultury. A wśród kadry dydaktycznej osoby świeckie, z wyjątkiem ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego.
Część ekspertów dostrzega plusy rozwiązania MEiN. – W ostatnich latach szkoła skupiła się na aspekcie kształcenia. Kojarzy nam się z matematyką, fizyką czy chemią. Tymczasem powinna pełnić jeszcze inną rolę, wychowawczą. Propozycja MEiN jest krokiem do tego, by ją odzyskała – ocenia dr hab. Piotr Mikiewicz, socjolog edukacji, kierownik Zakładu Socjologii Edukacji i Polityki Oświatowej w Instytucie Pedagogiki Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Także prof. Kazimierz Przyszczypkowski z Zakładu Polityki Oświatowej i Edukacji Obywatelskiej UAM w Poznaniu widzi konieczność stawienia czoła pokoleniu nihilistów. Inną stawia jednak diagnozę zjawiska. – Lekcje religii nie przystają do współczesności, stąd odpływ uczniów. Młodzież powinna mieć możliwość refleksji nad sensem życia, funkcjonowaniem świata. Tu jednak konieczne jest pokazanie jego różnorodności, a nie zawężanie do jednego wzorca – ocenia
Ksiądz prof. Wierzbicki podkreśla jednak, że błąd popełniono wcześniej, kiedy wprowadzono religię i etykę jako alternatywę. – Nie myślano o konsekwencjach i o tym, że lekcje staną się platformą sporu ideologicznego – podkreśla. Podaje przykład Włoch, gdzie wszyscy uczniowie szkół średnich mają filozofię z elementami etyki. Obok tego dla wierzących jest religia. – To rozwiązanie najlepsze, bo ratujące kod kulturowy bez konfliktowania ludzi.