Podręcznik do plecaka ucznia, laptop do teczki dyrektora – tak zdaniem fundacji Polska bez Korupcji działa rynek edukacyjny. Jej przedstawiciele domagają się, by pracownikom wydawnictw zakazać wchodzenia na teren szkół.
„Szkoła zobowiązuje się, że przez 3 kolejne lata, począwszy od roku szkolnego 2012/2013, będą w niej używane podręczniki do nauki języka angielskiego wydawnictwa [...]. Wydawnictwo zobowiązuje się do sprzedaży
szkole jednej tablicy Esprit 80 cali (wartość 4919 zł brutto) w promocyjnej cenie 1,23 zł” – to cytat z umowy, jaką jedna ze szkół podstawowych zawarła z wydawnictwem edukacyjnym dwa lata temu.
W zamian za prezent dyrektor zgodził się, by do czerwca 2016 r. w jego placówce obowiązywały podręczniki do nauki języka angielskiego konkretnej firmy. Zapewnił też wydawcy
prawo do kontrolowania, czy wywiązuje się z porozumienia. W razie zerwania umowy zgodził się nawet na dotkliwą karę.
– To tylko wierzchołek góry lodowej – twierdzi Mateusz Górowski, założyciel fundacji Polska bez Korupcji. W ubiegłym roku wysłał do gmin pisma z prośbą, by w trybie dostępu do informacji publicznej udostępniono mu porozumienia podlegających im szkół z firmami edukacyjnymi. Z przysłanych do niego dokumentów wynika, że forma umowy, w której wydawca dostarcza sprzęt, zapewniając sobie wyłączność na dystrybucję podręczników, to powszechna praktyka. Wśród benefitów, jakie szkołom oferowały wydawnictwa, znalazły się między innymi projektory multimedialne i laptopy. Z kontraktów wynika też jednak, że w niektórych przypadkach dla dyrektorów współpraca z wydawnictwami to konieczny pakt z diabłem. Wydawnictwa oferowały to, na co szkół po prostu nie było stać – pakiety
książek dla najbiedniejszych uczniów, nagrody dla laureatów konkursów, finansowanie szkoleń dla nauczycieli.
Walkę na rynku podręczników ma ograniczyć darmowy elementarz
– W ostatnim czasie dostawaliśmy też sygnały o tym, że przedstawiciele handlowi po prostu korumpują dyrektorów, już bez umowy przekazując im laptopy lub
pieniądze w zamian za wyłączność na podręcznik w danym roku – podkreśla Górowski. Jego zdaniem to odpowiedź na pytanie, dlaczego książki są takie drogie. – Oszacowaliśmy, że ok. 20 proc. ich wartości to tzw. renta korupcyjna. Tej części ceny rodzice nie musieliby płacić, gdyby wydawnictwa nie wydawały tak wielkich sum na agresywny marketing – zaznacza. Według badań GUS przeciętny rodzic wydaje rocznie na książki dla jednego dziecka 382 zł. Z wyliczeń DGP, które publikowaliśmy ostatnio, wynika z kolei, że w pierwszej klasie gimnazjum na podręczniki trzeba wydać co najmniej 600 zł.
Pozyskane umowy
fundacja przekazała do kuratoriów oświaty. Część z nich złożyła już doniesienia do lokalnych prokuratur. Informacje o nieprawidłowościach przekazano też do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Na początku ubiegłego roku szkolnego resort skontrolował ponad 1700 szkół podstawowych i gimnazjów. Nieprawidłowości stwierdzono w zaledwie 12 placówkach.
Lekiem na zaciętą walkę na rynku podręczników miały być zmiany w prawie oświatowym. Z jednej strony ministerialny darmowy elementarz, a później kolejne książki do starszych klas. Z drugiej – zakaz zawierania umów między dyrekcją a wydawnictwami. – W tzw. dużej ustawie podręcznikowej dodaliśmy art. 22d, który zakazuje oferowania, obiecywania lub udzielania szkołom lub nauczycielom jakichkolwiek korzyści w sposób pośredni lub bezpośredni w zamian za dokonanie wyboru określonych podręczników, materiałów edukacyjnych lub materiałów ćwiczeniowych – wyjaśnia Joanna Dębek, rzeczniczka resortu. W świetle prawa takie działanie jest nieuczciwą konkurencją.
Dyrektorzy, którzy podpisują umowy z wydawnictwami, narażają się nie tylko na postępowanie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, ale także konsekwencje karne – jeśli wyboru książki nie skonsultują z radą pedagogiczną, przekraczają swoje uprawnienia. Zgodnie z przepisami Karty nauczyciela oraz ustawy o systemie oświaty to nauczyciele mają prawo wyboru podręcznika szkolnego i decydując, powinni się kierować wyłącznie przesłankami merytorycznymi.
Zdaniem Mateusza Górowskiego rozwiązania przygotowane przez resort to jednak za mało. Szef fundacji Polska bez Korupcji obawia się, że zmiany nie tylko nie wyleczą, ale pogłębią patologię. Chodzi o dotację, którą MEN przyznaje szkołom na podręczniki dla uczniów. W tym roku tylko dla pierwszych klas szkół podstawowych, ale docelowo – wszystkich. – Już otrzymujemy sygnały, że przedstawiciele handlowi wydawnictw lobbowali w szkołach za kupowaniem ich podręczników z pieniędzy z dotacji – ujawnia Górowski i dodaje, że rozwiązaniem problemu byłby zupełny zakaz wstępu dla przedstawicieli handlowych do szkół. – Będziemy apelować o to w ministerstwie.
1 mld zł szacunkowa wartość rynku podręczników przed wprowadzeniem darmowego elementarza
382 zł tyle średnio w ubiegłym roku szkolnym rodzice wydali na podręczniki
20 proc. wartości podręcznika to według szacunków fundacji Polska bez Korupcji tzw. renta korupcyjna