Powrót do szkół tuż przed zakończeniem roku szkolnego to dla części nauczycieli okazja do zweryfikowania, czego uczniowie nauczyli się podczas zajęć online. Wielu jednak wychodzi z założenia, że czas na nadrabianie zaległości przyjdzie po wakacjach.
Powrót do szkół tuż przed zakończeniem roku szkolnego to dla części nauczycieli okazja do zweryfikowania, czego uczniowie nauczyli się podczas zajęć online. Wielu jednak wychodzi z założenia, że czas na nadrabianie zaległości przyjdzie po wakacjach.
Od poniedziałku wszyscy uczniowie wracają do nauki stacjonarnej. W tym tygodniu jeszcze zajęcia w części oddziałów odbywają się w trybie hybrydowym. Dla dzieci i młodzieży to ostatni moment na poprawę ocen rocznych.
Wraz z dyskusją o powrocie do nauki stacjonarnej pojawiły się obawy wśród uczniów i rodziców, że nauczyciele przeznaczą ten czas na weryfikowanie rzeczywistej wiedzy swoich wychowanków. Jednak ze wstępnych zebranych przez nas informacji wynika, że powszechnego testowania nie będzie, a noty na świadectwach będą znacznie wyższe od tych sprzed pandemii.
– Sam minister Przemysław Czarnek jeszcze na początku maja mówił, że trzeba skupić się na nadrabianiu materiału, ale później zrewidował swoje stanowisko i zaczął apelować do nauczycieli, aby nadmiernie nie stresowali uczniów, tylko poświęcali czas na rozmowy i wsparcie swoich podopiecznych – przypomina Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach.
Podobnie do sprawy podeszła część nauczycieli. Nawet jeśli początkowo planowali wykorzystać niespodziewany powrót do szkół na sprawdziany, ostatecznie odstąpili od takich pomysłów. Nie bez wpływu na takie decyzje były wytyczne resortu edukacji, w których zawarto m.in. sugestię, aby ograniczyć liczbę sprawdzianów i kartkówek, a część niezrealizowanego materiału przenieść na kolejny rok szkolny. – Nauczyciele, którzy wcześniej już zapowiedzieli sprawdziany, zdecydowali o ich anulowaniu – potwierdza Jacek Rudnik.
Bez obiektywnej weryfikacji
Dyrektorzy przyznają jednak, że nie wszyscy chętnie podporządkowywali się wytycznym. Tym bardziej że na podstawie tzw. samokontroli powinni dokonywać monitoringu realizacji podstawy programowej. – Zwłaszcza w szkołach średnich są nauczyciele, którzy niezależnie od zaleceń decydują o organizacji sprawdzianów. Są jednak w mniejszości – mówi Grzegorz Gębka, dyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie. – Jednakże trudno im się dziwić, skoro z jednej strony wymagamy, aby efektywnie uczyli, a z drugiej zniechęcamy do sprawdzania, czy ich zaangażowanie przynosi zamierzony skutek – dodaje.
Podobnie jest w innych szkołach. – Często krytycznie wypowiadam się o naszej pani kurator, ale tym razem zachowała się bardzo właściwie – zrobiła spotkanie ze wszystkimi dyrektorami z Małopolski i poprosiła, aby łagodnie podejść do dzieci i młodzieży wracających do szkolnych ławek. Przyznała jednak, że ani ona, ani dyrektorzy nie mają narzędzi, aby zmusić nauczycieli do rezygnacji z testowania. I rzeczywiście, do mnie i do moich kolegów zgłaszali się uczniowie ze skargami na pedagogów, którzy wbrew odgórnym zaleceniom wykazywali chęć robienia sprawdzianów – mówi Tomasz Malicki, profesor oświaty i wicedyrektor Technikum nr 2 w Krakowie.
Samodzielna praca?
Niezależnie od podejścia do weryfikowania wiedzy zdobytej przez uczniów w trakcie nauki zdalnej, nikt nie zwolnił nauczycieli z obowiązku wystawiania rocznych ocen klasyfikacyjnych. Odbywa się to na podstawie rozdziału 3a ustawy o systemie oświaty (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1327 ze zm.). Szczegółowe rozwiązania dotyczące oceniania regulują wewnątrzszkolne regulaminy. Wiele z opisanych w tych dokumentach zasad okazuje się jednak nieadekwatnych i trudnych do zastosowania w obecnych okolicznościach.
– Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że drugi rok z rzędu mamy do czynienia z nienormalną sytuacją w oświacie. Zarówno rodzice, jak i uczniowie mogą kwestionować te regulacje, bo nie przystają one do sytuacji pandemicznej – przyznaje Tomasz Malicki. Dlatego, jak dodaje, podczas tegorocznej klasyfikacji jest więcej wysokich not i mniej niedostatecznych. – Tylko osoby, które nie łączyły się podczas nauki zdalnej, nie są sklasyfikowane i przed końcem roku szkolnego będą zmuszone przystąpić do egzaminu klasyfikacyjnego. W sytuacji oceny niedostatecznej uczeń może otrzymać promocję do kolejnej klasy, a w przypadku dwóch wymagana jest zgoda rady pedagogicznej. W tych przypadkach egzaminy poprawkowe odbywają się do końca sierpnia, ale takich sytuacji w tym roku w większości szkół będzie znacznie mniej niż przed pandemią – przekonuje ekspert.
Grzegorz Gębka również przyznaje, że w tym roku szkoły będą miały wyższe średnie niż w poprzednich latach. – Byliśmy nastawieni, że uczniowie nie wrócą już do nauki stacjonarnej w tym roku szkolnym, więc oceny końcowe są wystawione na podstawie tych zdobytych podczas nauki zdalnej – wskazuje.
Dyrektorzy przyznają, że wiele ocen pozytywnych zostało wystawionych za aktywność (to było najczęstsze dodatkowe kryterium wprowadzone przez nauczycieli). Nauczyciele mówią wprost, że nauka zdalna sprzyjała zdobywaniu dobrych ocen, jednak często nie odzwierciedlają one rzeczywistego stanu wiedzy uczniów. – W wielu przypadkach, ucząc matematyki, wiedziałem, że zadania są ściągnięte z internetu. Dlatego prosiłem swoich uczniów, aby chociaż wskazywali źródło, skąd te rozwiązania biorą, dzięki czemu przynajmniej miałem pewność, że coś robili. Za tego typu aktywność też premiowałem swoich podopiecznych – przyznaje Tomasz Malicki.
Choć końcowe noty powinny oceniać całoroczną pracę, zawsze pod koniec roku nauczyciele dają uczniom możliwość poprawienie ich. Tym razem może to być jednak bardziej skomplikowane. Dlatego warto pamiętać, że co do zasady rodzice i uczniowie nie mogą sugerować się przy wyliczaniu oceny końcowej średnią arytmetyczną. Nauczyciel może przyznać ocenę, która jednak tylko nieco odbiega od tzw. średniej.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama