Rząd przejmie finansowanie prywatnych szkół – dotacje dla nich mają być przyznawane przez wojewodów. To odpowiedź resortu edukacji na problemy z rozliczeniami, jakie zgłaszają właściciele tych placówek.

Jak wynika z informacji DGP, w ubiegłym tygodniu przedstawiciele niepublicznych placówek spotkali się z ministrem edukacji i nauki Przemysławem Czarnkiem, który zapewnił, że w ciągu pół roku rozwiąże problemy związane z przyznawaniem dotacji prywatnym właścicielom. Co więcej, przyznał, że ma już wstępną zgodę resortu finansów na przygotowanie takich zmian.
O co chodzi? Właściciele prywatnych szkół i przedszkoli skarżą się na ciągłe kontrole ze strony samorządów, często zarzuca im się złe wydawanie środków publicznych. Twierdzą też, że dotacje, którą otrzymują od gmin, są mocno zaniżone. Jeśli nie chcą się z tym pogodzić, muszą się decydować na wieloletnią batalię sądową. W efekcie dla właścicieli placówek oświatowych, którzy nie mają dobrych relacji z wójtem, burmistrzem lub prezydentem miasta, prowadzenie biznesu może być uciążliwe.
Jest zgoda
Według naszych ustaleń po zmianach dotacje dla prywatnych szkół mają być przyznawane przez poszczególnych wojewodów. Pieniędzy nie będzie wypłacać gmina, tylko właściwy ze względu na siedzibę placówki urząd wojewódzki. Jeśli wojewoda miałby zastrzeżenia do sposobu wydatkowania pieniędzy, z pomocą ma przyjść regionalna izba obrachunkowa.
– Nie mamy nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, bo to kolejny przykład, że urzędy wojewódzkie są potrzebne, choć niektórzy politycy chcieliby nas likwidować. Ale już mamy problemy kadrowe, gdy dojdzie nam jeszcze rozliczanie dotacji dla kilku tysięcy placówek, to nie wyobrażam sobie realizowania tego zadania przy obecnej liczbie urzędników – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Samorządowcy i eksperci również nie mieliby nic przeciwko temu, aby dotowaniem niepublicznych szkół zajął się rząd. – Ten pomysł bardzo mi się podoba. Od początku postulowałem, aby inny organ zajmował się przekazywaniem dotacji, a inny kontrolą prawidłowości ich wydawania. Niektóre gminy niechętnie patrzą na tego typu placówki i ich kontrole czasami są uciążliwe, a zarzuty nieuzasadnione – przyznaje Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN.
Zdaniem ekspertów dotowanie niepublicznych szkół (w tym niepobierających czesnego, ale prowadzonych przez osoby fizyczne lub prawne, czyli inne niż samorząd) – nie powinno być dla budżetu centralnego nadmiernym wydatkiem.
Trudne zmiany
Wszystko wskazuje też na to, że podobnego rozwiązania nie uda się wprowadzić dla niepublicznych przedszkoli. Zdaniem ekspertów przedszkola są zadaniem własnym gmin. Dodatkowo mają na ten cel zagwarantowany odpis z podatku CIT i PIT. Co więcej, rząd wypłaca dla dzieci od 3 do 5 lat dotacje, a dla sześciolatków, które nie idą do szkoły, subwencję oświatową.
Minister jednak obiecał niepublicznym placówkom, że wydatki na jednego przedszkolaka w samorządzie będą ustalane nie na 30 września, ale 31 grudnia. Dzięki temu właściciele prywatnych placówek unikną zaniżonej dotacji, która jest ustalana na podstawie wydatków w przeliczeniu na samorządowego malucha. – Takie sytuacje występują bardzo często. Ostatnio w Biłgoraju na 30 września 2020 r. ustalono, że na przedszkolaki trzeba będzie przeznaczyć ok. 11 mln zł, i na tej podstawie wyliczono wysokość dotacji dla niepublicznych przedszkoli. A w kolejnych miesiącach okazało się, że rzeczywiste koszty wzrosły w tej gminie o ponad 200 tys. zł – wyjaśnia Beata Patoleta, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego. Jej zdaniem przesunięcie okresu ustalania wysokości dotacji byłoby dobrą informacją dla prywatnych placówek.
– Warto też zastanowić się nad wprowadzeniem zasady, że jeśli gmina uważa, iż prywatne przedszkole źle wydaje pieniądze z gminnej dotacji, to powinna zwrócić się do regionalnej izby obrachunkowej o przeprowadzenie stosownej kontroli, a nie sama, często bez odpowiedniej wiedzy merytorycznej, kwestionować te wydatki – postuluje.
Krok dalej?
Samorządy jednak coraz częściej mówią o tym, aby rząd całkowicie przejął wypłacanie wynagrodzeń pracowników oświatowych. – My zajmiemy się utrzymaniem obiektów, a pozostałe wydatki niech będą finansowane bezpośrednio z budżetu państwa. Obecnie wiele gmin otrzymuje subwencję oświatową, która nie pokrywa nawet 50 proc. wydatków na oświatę – mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol i przewodniczący zarządu Związku Gmin Wiejskich RP.
Resort edukacji, wśród różnego rodzaju propozycji reformy systemu, nie wykluczał takiego rozwiązania, że pieniądze na wynagrodzenia pracowników oświaty do samorządów trafiałyby z budżetu centralnego w formie dotacji, a nie subwencji.
– Wtedy jednak samorządy nie mogłyby wliczać dotacji do dochodu, jak w przypadku subwencji, z której nie muszą się skrupulatnie rozliczać. Dla niektórych byłby to ogromny problem z zaciąganiem np. kredytów na inwestycje – zwraca uwagę Grzegorz Pochopień.
Resort edukacji i nauki nie odpowiedział na nasze pytania o zmiany w sposobie dotowania i rozliczania prywatnych placówek. Jeszcze w tym miesiącu mają być jednak przedstawione założenia związane z finansowaniem wynagrodzeń samorządowych nauczycieli. W ocenie ekspertów przy tej okazji należałoby też zmienić zasady dotowania jednostek oświatowych. ©℗
Placówki oświatowe publiczne i niepubliczne