Szkoły wyższe mają nie decydować o przyznawaniu świadczeń socjalnych. Wnioskami studentów o ich udzielenie zajmą się ośrodki pomocy społecznej (OPS). Mniej pieniędzy ma trafić do najzdolniejszych żaków, a więcej zasilić portfele biednych – DGP ustalił, że takie zmiany znajdą się w projekcie reformy systemu pomocy materialnej dla studentów.

Pracują nad nim eksperci resortu nauki, Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie (UEK) oraz Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na stworzenie propozycji zmian w przepisach otrzymali z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) niemal 2,5 mln zł.
– Szczegółowy projekt przedstawimy na wiosnę. Wówczas propozycje trafią do konsultacji – zapowiada dr Marcin Kędzierski z UEK, współautor projektu.
Jak jest dziś
Ustawa z 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 85 ze zm.) wyznacza jedynie ogólne ramy rozdzielania pieniędzy między studentów. O reszcie decyduje uczelnia. Także o progu dochodowym uprawniającym do świadczeń socjalnych. Przepisy wskazują jedynie widełki – wynoszą od 686,4 zł do 1051,7 zł netto miesięcznie na osobę w rodzinie.
W efekcie student, który ma 1 tys. zł dochodu, na jednej uczelni będzie kwalifikował się do świadczenia, a w innej, gdzie próg to 800 zł, już wsparcia nie dostanie. Różnią się też kwoty przyzwanej pomocy finansowej. Na jednym uniwersytecie stypendium socjalne wynosi np. 400 zł, a na innym 600 zł miesięcznie.
Obecnie z budżetu m.in. na stypendia socjalne, rektora, świadczenia dla niepełnosprawnych i zapomogi trafia rocznie ok. 1,4 mld zł.
Przymiarka do zmian
Z informacji, do których dotarł DGP, wynika, że eksperci, którzy pracują nad założeniami do projektu ustawy w ramach grantu z NCBR, zaproponują gruntowną zmianę obecnego systemu. Zgodnie z ich propozycjami o świadczenia socjalne student nie będzie już wnioskował na uczelni. Powstanie centralny system, tzw. kalkulator. Student wpisze w niego swój PESEL, a system ściągnie informacje o dochodach jego i jego rodziny. W ten sposób wyliczy, czy należy się mu stypendium.
Eksperci proponują też ustalenie jednego progu dochodu uprawniającego do świadczeń. Widełki zostałyby zlikwidowane. Chcą również, aby przy przydzielaniu wsparcia obowiązywała zasada złotówka za złotówkę. Wysokość stypendiów ma być jednakowa dla osób, które mają identyczny dochód, niezależnie od uczelni, na której studiują. Wedle propozycji weryfikacją oświadczeń złożonych przez studentów w centralnym systemie zajmą się gminne ośrodki pomocy społecznej. Ma to ograniczyć przypadki wyłudzania stypendiów. Obecnie bowiem uczelnie mają ograniczone możliwości np. ubiegania się o zwrot nienależnie pobranych świadczeń.
Plan reformy zakłada, że stypendia rektora, czyli te przyznawane np. za osiągnięcia naukowe, pozostaną w gestii uczelni. Będzie jednak ich mniej, i to znacznie. Z założeń planowanej ustawy wynika bowiem, że docelowo będzie mogło na nie trafić nie więcej niż 10 proc. ogólnej puli na świadczenia dla studentów. Dziś nie może być to więcej niż 60 proc.
Krytyka środowiska
– Nie będzie zgody na to, aby system pomocy materialnej przenieść poza uczelnie – mówi Mateusz Kuliński, rzecznik praw studenta. Wyjaśnia, że teraz studenci biorą udział w decydowaniu o tych pieniądzach. – Obecny system nie jest doskonały i wymaga poprawy. Ale w mojej ocenie wystarczy doprecyzować przepisy tak, aby nie budziły wątpliwości – dodaje Kuliński.
Podobnie uważa Jacek Pakuła, prawnik, pomysłodawca organizowanej od 2012 r. konferencji „Pomoc materialna dla studentów i doktorantów”. – O tym, że system przyznawania pomocy materialnej na studiach wymaga zmian, świadczy chociażby to, że w 2020 r. wojewódzkie sądy administracyjne wydały ponad 100 wyroków w sprawie stypendiów – przyznaje.
Nie jest jednak zwolennikiem gruntownej reformy. – Mimo wszelkich wad obecnego systemu pomocy materialnej dla studentów ma on jedną wielką zaletę: jest nam znany. Lepiej go pozostawić i jedynie uszczelnić – uważa Pakuła. ©℗