Nie zamierzają już wypełniać stosu niepotrzebnych dokumentów i ankiet. Są nimi zasypywani przez gminy, kuratoria i ministerstwo. Związkowcy żądają odbiurokratyzowania szkół.
Dyrektorzy i nauczyciele placówek oświatowych zostali poproszeni przez specjalny ministerialny zespół o zgłaszanie w ankietach propozycji zmian przepisów. Zdaniem ekspertów nauczyciele powinni się skupić na prowadzeniu zajęć z uczniami, a nie opracowywaniu obszernych arkuszy organizacyjnych i przygotowywaniu sprawozdań z realizacji zadań.
– Po wakacjach mamy opracować rekomendacje zmian dla ministerstwa w zakresie odbiurokratyzowania szkół. Od woli szefowej resortu będzie zależało, czy skończy się to nowelizacją przepisów – wyjaśnia Izabela Leśniewska, członek zespołu i dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Środowisko nauczycielskie wiąże z pracą zespołu nadzieje, lecz ma także obawy. – Jest ryzyko, że zespół sam zabrnie w formalizm i niewiele uda mu się wypracować. My potrzebujemy rozwiązań niekomplikujących pracy – zauważa Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
– Nie spodziewam się niczego dobrego po zespole, bo jeśli np. doprowadzi do likwidacji jednego dokumentu, to powstanie kolejny – twierdzi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Izabela Leśniewska wskazuje, że absurdów niepotrzebnych szkolnych zajęć z roku na rok przybywa. Za przykład podaje tegoroczną ustawę rekrutacyjną, która miała usprawnić nabór do przedszkoli, a przysporzyła tylko pedagogom dodatkowej pracy, bo muszą zasiadać w komisjach rekrutacyjnych i przygotowywać sterty dokumentów. Zobowiązani są np. pisemnie uzasadniać, dlaczego dziecko się nie dostało do placówki. A odpowiedź najczęściej jest taka sama: brak miejsc.
– Dyrektorzy wskazują, że biurokracja nie leży tylko po stronie przepisów, lecz także wynika z wymogów stawianych przez organy prowadzące, czyli najczęściej gminy – dodaje Izabela Leśniewska. Jej zdaniem większość takich danych gminy mogą pobrać bezpośrednio z Systemu Informacji Oświatowej.
Samorządy się z tym nie zgadzają. – Owszem, dokumentacji jest dużo, lecz dane, o które prosimy, dotyczą głównie sprawozdawczości. Musimy je zbierać – tłumaczy Zbigniew Bury, dyrektor wydziału edukacji Urzędu Miasta Rzeszowa.
Oprócz sugestii zmian przepisów, które napływają do członków zespołu, są też skargi na kuratorów, którzy podobnie jak gminy żądają od szkół wielu pisemnych informacji.
– Jeśli wszyscy mówią o zwalnianiu nauczycieli czy sześciolatkach objętych wychowaniem szkolnym, to występujemy do szkół i pytamy o to u źródła. Ograniczamy się do zdobywania najistotniejszych informacji – broni się Anna Wietrzyk, rzecznik prasowy śląskiego kuratorium oświaty, zastrzegając, że dyrektorzy mają wystarczającą wiedzę, by na takie pytania sami odpowiedzieć, i nie muszą do tego angażować swoich nauczycieli.
Pracownicy szkół żalą się też na kontrolerów. Jeden z dyrektorów na forum dla szefów oświaty napisał, że wizytator poprosił o regulamin korzystania z pracowni komputerowej i świetlicy.
Sformalizowany jest też awans zawodowy pedagogów, który sprowadza się do gromadzenia dokumentów w teczkach. Na ich podstawie można dostać wyższy stopień i więcej zarabiać. Dlatego pedagodzy zamiast przygotowywać się do zajęć, skupiają się na gromadzeniu kolejnych certyfikatów.
– Pewnych rzeczy z pragmatyki szkolnej się nie wyeliminuje, np. wypełniania dzienników lekcyjnych i arkuszy organizacyjnych. Resort jednak powinien zacząć od siebie, bo ustanowione przez niego przepisy, np. obowiązek wypełniania co roku dokumentów związanych z ewakuacją w szkole lub przebiegu kariery ucznia, są dodatkowym obciążeniem dla nauczycieli – podsumowuje Sławomir Broniarz.
ZNP proponuje, aby zacząć od prostych rzeczy. – Na wzór amerykański listę obecności powinna sprawdzać obsługa administracyjna, w tym sekretarka, a nie nauczyciele – nawołuje Sławomir Broniarz.
Z kolei samorządowcy chcieliby, by przy okazji znowelizować Kartę nauczyciela. MEN jednak wciąż nie wznowiło uzgodnień projektu tego dokumentu.