W roku akademickim 2013/2014 tylko 11,3 tys. osób ubiegało się o pożyczkę na kształcenie w szkole wyższej. To o 2,3 tys. osób mniej niż rok wcześniej. Od kilku lat liczba osób zainteresowanych kredytem spada.
Coraz mniej podpisuje też umowę z bankiem. W tym roku zdecydowało się na to jedynie 8 tys. osób, mimo że ponad 10,8 tys. spełniło kryteria do jego otrzymania. Według danych zebranych przez banki 2 tys. studentów nie zgłosiło się w celu podpisania umowy lub nie podpisało jej z innych powodów. Przykładowo przyczynami są: nagła poprawa sytuacji materialnej, podjęcie pracy, rezygnacja ze studiów czy niesolidność przy spłacaniu innych kredytów.
– Poza niżem demograficznym i kryzysem małe zainteresowanie kredytem wynika z tego, że część osób m.in. nie chce mieć zobowiązań, wiedząc, że studia nie gwarantują ich spłaty, część być może najbiedniejszych z zasady unika pożyczek. Studia nie są postrzegane jak inwestycja, która ma się zwrócić i opłacić. Więc kredyt studencki też nie jest traktowany jako narzędzie jej finansowania – uważa Marcin Chałupka, ekspert ds. szkolnictwa wyższego.

382 tys. studentów od 1999 r. banki udzieliły już pożyczki na studia

Eksperci krytykują też system kredytowania studiów.
– Nie spełnia on żadnej ze swoich ról, ani socjalnej, ani motywacyjnej – mówi Robert Pawłowski, prezes Funduszu Pomocy Studentom.
Wyjaśnia, że obecnie student może otrzymać 600 zł miesięcznie pomocy.
– Jeśli waha się, czy podjąć studia, bo nie ma na nie środków, taka kwota nie pomoże mu rozwiać tego dylematu. Po prostu nie pozwoli na utrzymanie się – wskazuje Robert Pawłowski.
Jego zdaniem nie motywuje też do kształcenia.
– W innych krajach jest tak, że wysokie wyniki pozwalają na umorzenie go w całości – uważa Pawłowski.
W Polsce z tej możliwości może skorzystać 5 proc. najlepszych absolwentów. Będą jednak zwolnieni tylko w części ze spłat.
– Niektóre uczelnie nawet zapominają o tym, aby wyliczyć, kto jest do tego uprawniony – wskazuje Pawłowski.
Uważa, że podstawowym błędem kredytów studenckich jest to, że nie jest on powiązany z systemem stypendialnym.
– Mimo że nadzoruje je Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, to nie stworzyło kompleksowego wsparcia studentów uwzględniającego równocześnie te dwa elementy – twierdzi Robert Pawłowski.
Podkreśla, że konieczne jest podwyższenie transzy środków, które może otrzymywać student. Tak aby wystarczyło studentowi na utrzymanie w ośrodku akademickim.
– Warto też rozważyć, czy nie lepiej przywrócić dwie stawki. Kilka lat temu student mógł wybrać albo 400 zł albo 600 zł transzy – mówi Piotr Okonkowski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.