Najważniejsze nie jest prawo, lecz ludzie, którzy mają je stosować. Niektóre uczelnie wykorzystają nowe szanse i będą się dynamicznie rozwijać. Pozostałe stracą potencjał - mówi w wywiadzie dla DGP Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego.

Czy w związku z pani odejściem z rządu projekt nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, nad którym pracowało Ministerstwo Nauki przez ostatni rok, trafi do kosza?

Nie. Prace nad nowelizacją tej ustawy, podobnie jak ustawy o zasadach finansowania nauki, będą prowadzone dalej zgodnie z planem. W ubiegłym tygodniu projekt był rozpatrywany na Stałym Komitecie Rady Ministrów. Proponowane rozwiązania to naturalna kontynuacja przeprowadzonych wcześniej reform nauki i szkolnictwa wyższego.

Jakich zatem kluczowych zmian mogą spodziewać się uczelnie?

Szczególnie istotne jest wprowadzenie podziału uczelni na badawcze i zawodowe. Pozwoli to im na nowo zdefiniować misję, określić mocne strony i specjalizację, dając tym samym impuls do rozwoju. Stwarza też szansę na to, by w większym stopniu włączały się we współpracę międzynarodową z uczelniami tego samego typu. Ważne jest uznawanie przez szkoły wyższe kwalifikacji osób, które zdobyły je w pracy zawodowej lub realizując swoje pasje poznawcze. Jest to szczególnie istotne dla osób dojrzałych, które dzięki temu będą mogły szybciej ukończyć studia.

A co jest najistotniejsze w planowanej reformie dla studentów?

Otrzymają stypendia naukowe już od pierwszego roku studiów. Regulaminy przyznawania pomocy materialnej oparte będą na zasadach uzgodnionych z Parlamentem Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.

Kiedy proponowane przepisy zaczną obowiązywać? Pierwotnie miał być to 1 października tego roku, potem 1 stycznia 2014 r. Data ta jest wciąż przesuwana.

Przewidywany termin wejścia w życie obu nowelizacji to 1 października przyszłego roku. Początek nowego roku akademickiego to dobry moment na wprowadzenie zmian.

Jakie wyciągnęła pani wnioski po sześciu latach sprawowania urzędu ministra nauki?

W ciągu tych sześciu lat udało się stworzyć w Polsce europejski system nauki i szkolnictwa wyższego. To była fantastyczna wspólna podróż do Europy z różnymi przesiadkami i różną prędkością. A wniosek jest prosty: nie wszystko zależy od ministra.

Co ma pani na myśli?

Uczelnie mają autonomię, która pozwala im realizować własną misję, program i zadania. Prawo stanowi jedynie fundamenty, na których tworzą własne przedsięwzięcia naukowo-dydaktyczne. To, czy i jak skorzystają z nowych możliwości, zależy od ich władz i samych akademików. Podobnie jak w przypadku samorządnie zarządzanych gmin, z pewnością są takie uczelnie, które wykorzystują nowe szanse i będą się dynamicznie rozwijać, i pozostaną takie, które nie wykorzystują nowych możliwości. Najważniejsi są ludzie, nie prawo.