Porażkę najlepiej przekuć w sukces. Tej zasady wydaje się trzymać szefowa resortu edukacji narodowej. Chwali się więc pieniędzmi unijnymi, bo na te krajowe nie ma co liczyć. Jej kolega z rządowej ławy Jacek Rostowski, minister finansów, nie dał się bowiem przekonać wizją kolejnych maluchów w przedszkolach i 320 mln zł wolał w tym roku zatrzymać w publicznej kasie.
W takiej sytuacji nie dziwi ani komunikat na stronie internetowej MEN, ani zapowiedź w TVN 24, z której wynika, że pieniędzy na przedszkola jednak nie zabraknie. Za to w wypowiedziach pani minister zabrakło jednak jednego szczegółu. 200 mln zł, którymi się chwali, nie są nowymi środkami, które w ostatnim tygodniu udało się zdobyć. O tym, że w tym roku gminy będą mogły starać się o unijne pieniądze na założenie oddziałów przedszkolnych, DGP pisał wielokrotnie. Takiego uszczegółowienia zabrakło zapewne, żeby zmniejszyć wydźwięk informacji o porażce ministerialnego projektu, który zakładał, że dodatkowe 320 mln zł pozwoli na obniżenie kosztów, jakie ponoszą rodzice, posyłając dzieci do przedszkoli. Z tych środków już od września tego roku opłaty za szóstą i siódmą godzinę pobytu dzieci w przedszkolach miały nie przekraczać jednego złotego (obecnie w części gmin są to nawet 4 zł za godzinę).
Niestety będą, chociaż jak zapewnia minister edukacji, korzystne zmiany w dopłatach zaczną obowiązywać od przyszłego roku. Czy tak faktycznie będzie, przekonamy się w kolejnych miesiącach, bo dobrymi chęciami wiadomo co jest wybrukowane. Zwłaszcza że minister Rostowski wydaje się nie czuć rangi problemu, jakim są brak miejsc w przedszkolach i olbrzymie koszty ponoszone w związku z tym przez rodziców. Przecież o dodatkowych pieniądzach na ten cel mówiła nie tylko minister Szumilas. Wcześniej nawet premier zapewniał, że środki ekstra na przedszkola się znajdą. Miało to być pół miliarda złotych. A później zadziałał efekt śnieżnej kuli. 500 mln zł stopniało do 320 mln zł, aby na samym końcu zostało z nich wielkie zero. Żeby jednak wizerunek rządzących za bardzo nie ucierpiał, pieniądze zaoszczędzone na przedszkolach mają trafić do rodziców dzieci niepełnosprawnych. Takie działanie idealnie wpisuje się w stare porzekało – z pustego i Salomon nie naleje.