Szkoły dające zawód zaczęły znowu przyciągać młodych. Po latach stagnacji wzrosła liczba ich uczniów. Nie tylko poprzez wzrost bezrobocia wśród absolwentów uczelni wyższych, ale i przez zmianę mentalności dyrektorów tych szkół.
Szkoły dające zawód zaczęły znowu przyciągać młodych. Po latach stagnacji wzrosła liczba ich uczniów. Nie tylko poprzez wzrost bezrobocia wśród absolwentów uczelni wyższych, ale i przez zmianę mentalności dyrektorów tych szkół.
Zarówno przedstawiciele uczelni wyższych, jak i szkół średnich narzekają, że niż demograficzny spustoszył klasy i sale wykładowe. Są jednak szkoły, który zupełnie tego nie odczuwają – to praktycznie wszystkie technika i duża część zawodówek. O ile w ostatniej dekadzie liczba kształcącej się w nich młodzieży kurczyła się w zastraszającym tempie, to w tym roku mamy do czynienia z pierwszym odbiciem.
Z danych biur edukacji w Warszawie, Krakowie i Gdańsku wynika, że liczba uczniów w tamtejszych średnich szkołach technicznych i zawodowych wzrosła w tym roku o 7 – 11 proc. Takiego wyniku nie odnotowano od 2000 roku. W skali całego kraju wzrost wynosi ok. 5 proc. – szacują eksperci.
Ich zdaniem ten wzrost popularności ma bezpośredni związek z rosnącym bezrobociem wśród absolwentów wyższych uczelni. Ale nie tylko. Trendowi przysłużyła się również zmiana myślenia w samych szkołach zawodowych – coraz częściej dostosowują się one do potrzeb lokalnych rynków pracy. Otwierają klasy uczące nowych specjalności czy zabiegają o sponsorów, którzy wyposażą pracownie w nowy sprzęt. Coraz częściej zdarza się też, że aby przyciągnąć uczniów, prywatne zawodówki czy technika inwestują w komercyjną reklamę.
/>
Tak zrobiła np. warszawska szkoła zawodowa GoWork. W spotach radiowych do potencjalnych kandydatów wysyła jasny sygnał – „Lepiej być dobrym fachowcem niż bezrobotnym magistrem”. Podobną strategię przyjęło prywatne Centrum Edukacyjne Nova, które po dwóch latach nauki daje dyplom technika ekonomisty, obsługi turystycznej lub opiekunki środowiskowej. Za większość kierunków trzeba co prawda płacić 80 – 170 zł miesięcznie, ale obecnie szkoła oferuje 5 – 10 proc. zniżki, a także funduje stypendia. Chętnych na naukę jest tak wielu, że jeszcze w tym roku szkoła zamierza uruchomić dodatkowe klasy.
Wojna o ucznia to efekt niżu demograficznego, który właśnie wyszedł z gimnazjum. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w roku szkolnym 2011/2012 naukę skończyło 1,2 mln gimnazjalistów, czyli o 4 proc. mniej niż rok temu. Sytuacja jest tak niekorzystna, że w reklamę zainwestował też Związek Rzemiosła Polskiego. Od kilku lat obserwował on spadek liczby chętnych do nauki zawodów rzemieślniczych – w 2009 było ich 32 tys. osób, w 2010 – 31 tys., w ubiegłym już tylko 28 tys. Natomiast w tym widać wyraźne odbicie.
– Rekrutacja nie jest zakończona i uczniowie mają jeszcze tydzień na złożenie dokumentów, a już widać, że w niektórych szkołach chętnych jest nawet o 5 proc. więcej niż przed rokiem – mówi Jerzy Barnik, prezes ZRP. Młodzi chcą się uczyć głównie fachu kucharza, fryzjera, mechanika samochodowego i lakiernika. Ciągle jednak niewielu jest zainteresowanych zawodem sprzedawcy, cukiernika czy elektryka.
Popularność zawodówek rośnie zwłaszcza w niewielkich miastach na południu i na wschodzie kraju, gdzie wielu rodzin nie stać na opłacenie studiów dla dzieci. Spory nabór zaobserwowały też szkoły w zachodnich i północnych regionach, gdzie dobrych fachowców poszukują nie tylko firmy krajowe, lecz także te mające siedziby po lewej stronie Odry.
Za to w dużych miastach prawdziwe oblężenie przeżywają technika. Np. w warszawskim Technikum Mechatronicznym o jedno miejsce ubiegało się w tym roku pięciu kandydatów. Z kolei do szkoły przy ul. Poznańskiej, która kształci np. kucharzy i techników żywienia, było 2 – 3 chętnych na jedno miejsce. W efekcie stołeczne szkoły techniczne przyjęły w tym roku 5138 osób – ponad 10 proc. więcej niż w ubiegłym.
W Niemczech jest porządek. Także z zawodówkami
Cieszący się ogólnoeuropejską renomą system szkolnictwa zawodowego w Niemczech został zreformowany za czasów socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schroedera w 2005 r. Ewentualną decyzję o wyborze szkoły zawodowej (Berufsschule) uczniowie podejmują w wieku 16 lat po ukończeniu podstawówki i jednego z czterech rodzajów szkoły średniej.
Berufsschule trwa od dwóch do trzech i pół roku. W tym czasie uczniowie dwa dni w tygodniu spędzają w murach szkoły, a pozostały czas pracują w firmach, praktycznie przygotowując się do zawodu. W 2004 r. władze podpisały porozumienie ze związkami zawodowymi i izbami rzemieślniczymi, zobowiązując duże i średnie przedsiębiorstwa do zatrudniania uczniów zawodówek w niepełnym wymiarze godzin.
Proces kształcenia kończy się egzaminem. Część praktyczną zdaje się przed trzyosobową komisją, złożoną z nauczyciela, przedstawiciela izby rzemieślniczej i opiekuna praktyk. Część ustna jest zdawana w dwóch turach: po zakończeniu pierwszej klasy i na koniec szkoły.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama