3 mld zł, czyli blisko 9 proc. subwencji oświatowej, to pieniądze przeznaczone na potrzeby uczniów niepełnosprawnych. Eksperci alarmują, że bardzo często nie są one wydawane na specjalne zajęcia dla potrzebujących, lecz na codzienne potrzeby szkół.
Jak twierdzi Paweł Kubicki, rzecznik uczniów niepełnosprawnych, jednym z problemów jest nieprecyzyjne prawo.
– Na pewno brakuje monitoringu wydatkowania pieniędzy na dzieci niepełnosprawne przez samorządy – mówi Kubicki.
Z tych powodów na porządku dziennym jest emigracja rodziców z dziećmi spowodowana brakiem wsparcia uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.
Do takiej sytuacji doszło właśnie w Gdańsku, gdzie zdesperowani rodzice wysłali list do prezydenta miasta, w którym piszą, że ich niepełnosprawne dzieci nie mają gdzie się uczyć. Część z nich zmuszona jest nawet szukać szkół w innych miejscowościach. Na przykład 17-letni niedowidzący Mateusz od przyszłego roku będzie się uczył w Krakowie.
– Jeśli zostanie w Gdańsku, nie nauczy się samodzielności. Zostałby skazany na korzystanie z pomocy społecznej – mówi jego ojciec. Jak twierdzi, choć na papierze syn miał dodatkowe zajęcia, w praktyce większości lekcji nie było. Najgorzej było z nauką brajla. Ostatecznie rodzice płacą za lekcje z własnej kieszeni. Ojciec Mateusza wymienia jeszcze dwie osoby, których dzieci będą się uczyć w innym mieście.
Dyrektor miejskiego wydziału edukacji Regina Białousów przyznaje, że brakuje odpowiednio wykształconych nauczycieli znających brajla, ale zajęć dodatkowych jest bardzo dużo, a bardziej specjalistyczna oferta miała być w Ośrodku Wsparcia Edukacyjnego Dzieci i Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej, który ruszył we wrześniu. Jednak rodzice twierdzą, że w ośrodku zajęć właściwie nie ma, brakuje specjalistycznego sprzętu i kadry. Dodatkowo ten, kto z niego korzysta, traci zajęcia szkolne. – Nie chcemy dublować oferty – tłumaczy Białousów. I dodaje, że ośrodek dopiero ruszył i trzeba dać mu szansę. Rodzice twierdzą jednak, że władze miasta w ten sposób umywają ręce od rozwiązania problemów ich dzieci.
Na ostatnim posiedzeniu sejmowej podkomisji ds. osób niepełnosprawnych, rzeczniczka uczniów niepełnosprawnych Agnieszka Dudzińska wyliczyła 46 problemów w systemie edukacyjnym: od złego finansowania, przez kolejki do poradni psychologiczno-pedagogicznych, po brak klas integracyjnych i odpowiedniej kadry.
Za doraźne oszczędności budżet zapłaci później, gdy źle wyedukowani i słabo przystosowani do życia uczniowie wejdą w dorosłe życie. Jak wynika z wyliczeń zrobionych w ramach projektu „Wszystko jasne”, koszty, jakie ponosi państwo za, rodzinę, w której matka zamiast pracować, pobiera świadczenie pielęgnacyjne, bo zajmuje się niepełnosprawnym dzieckiem, które nigdy nie pójdzie do pracy, to 1 054 903 zł.
Komentarze(6)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeW szkołach masowych, a szkoda że tego NIK nie skontrolował, uczą nauczyciele bez przygotoweania do pracy z dziec kiem niepełnosprawnym. W klasach jest często 2 dzieci z różną niepełnosprawnoscią, nawet z umiarkowaną. Co taki uczeń ma robić np, na chemii?
jeśli przyjąć obronę urzędu -to mój syn doczeka uniwersytetu wieku średniego .mamy czekać ,tylko jak długo ? dzieci rosną a urząd i prezydent
nie robią nic .Z-ca Prezydenta p. Kamińska drwi z mojego dziecka mówiąc
cyt .znam pańskiego syna on widzi ! tak to prawda widzi 10 % tyle pozostało po chorobie nowotworowej ...
ale taka jest smutna prawda. Moje dziecko ma ZA(potwierdzone przez dwóch niezależnych lekarzy oraz ośrodek autystyczny), a Pani wychowawczyni wraz z dyrekcją szkoły nękała nas przez trzy lata jako nieudolnych wychowawczo (prawie oparło się o kuratora). Pani wychowawczyni poczytała sobie w internecie i stwierdziła, że nasze dziecko jest źle wychowane po prostu.Tylko dzięki psychologom daliśmy radę i nie zwariowaliśmy. Nasze dziecko spustoszenie emocjonalne ma ogromne "dzięki" tym paniom, widać to dopiero teraz jak uczą go inni w miarę "normalni i rozumni" nauczyciele, ktorym się jeszcze coś chce zdzialać dla dobra dziecka.