Mniej miejsc na studiach oraz nieuznawanie kwalifikacji medyków za granicą – takie mogą być skutki uboczne zmian w systemie nauczania.
W październiku uczelnie przyjmą pierwszych studentów medycyny, którzy mają być kształceni na nowych zasadach. Do samodzielnej pracy mają być gotowi już po sześciu latach nauki na uniwersytecie medycznym. Nie będą musieli odbywać ponadrocznego stażu w szpitalach, a do egzaminu warunkującego otrzymanie prawa wykonywania zawodu będą mogli przystąpić jeszcze na studiach. Zmiany pozornie korzystne dla lekarzy mogą im skomplikować start w zawodzie. Już wiadomo, że będą mieli problemy z uznawaniem ich kwalifikacji w krajach UE.

Niefortunna zmiana

Stanie się tak dlatego, że resort zdrowia zmienił nazwę egzaminu, który lekarze muszą zdać, chcąc uzyskać prawo wykonywania zawodu. Do 2013 roku będzie obowiązywał Lekarski Egzamin Państwowy (LEP). Wiosną przyszłego roku zostanie zastąpiony Lekarskim Egzaminem Końcowym (LEK). Jednak egzamin pod nazwą LEP został wpisany do traktatu akcesyjnego oraz załącznika V dyrektywy 2005/36/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 7 września 2005 roku.
Na podstawie tego ostatniego dokumentu automatycznie uznawane są kwalifikacje lekarzy wszystkich krajów członkowskich UE. Dotychczas absolwenci LEP bez problemów mogli podjąć pracę lub rozpocząć specjalizację w każdym z krajów członkowskich UE. Wystarczyło, że uzyskali odpowiednie zaświadczenie z izby lekarskiej. Ze statystyk samorządu lekarskiego wynika, że taki dokument uzyskało dotychczas 1252 absolwentów LEP. Od przyszłego roku uznanie kwalifikacji nie będzie takie proste.
LEP został zapisany w załączniku do traktatu akcesyjnego, ale pomyślną dla młodych lekarzy wiadomością jest to, że dokument ten nie musi być zmieniany. Dyrektywa, na którą powołuje się traktat, została w międzyczasie uchylona. Będzie natomiast niezbędne wpisanie LEK (zamiast LEP) w załączniku do obowiązującej dyrektywy 2005/36/WE.
– Polska powinna powiadomić Komisję Europejską o zastąpieniu LEP przez LEK – mówi Dorota Lutostańska, z departamentu prawa UE w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Komisja musi opublikować komunikat o zmianie w załączniku dyrektywy w Dzienniku Urzędowym UE. Komunikaty takie są publikowane dwa razy w roku. Czas trwania procedury będzie zależał od nacisków na Komisję Europejską. Jak ustaliliśmy, o tym, że resort zdrowia powinien poinformować KE o zmianie nazwy egzaminu, ministerstwo wie już od pół roku. Jeszcze w listopadzie w trakcie konsultacji międzyresortowych projektu rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie LEK przypominał o tym wiceminister spraw zagranicznych Mikołaj Dowgielewicz.
Wczoraj Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na pytanie GDP potwierdziło, że nie wystąpiło jeszcze do KE i zamierza to zrobić dopiero po wejściu w życie przepisów wykonawczych do ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, która wprowadza LEK. Według resortu prace nad projektem rozporządzenia w sprawie egzaminu kończą się. Czasu nie zostało jednak wiele, bo jak ustaliliśmy w Centrum Egzaminów Medycznych w Łodzi, pierwszy LEK odbędzie się już prawdopodobnie w lutym przyszłego roku. Jeśli do tego czasu załącznik do dyrektywy nie zostanie poprawiony, absolwenci LEK będą spotykać się z odmową instytucji odpowiedzialnych za uznawanie ich kwalifikacji w krajach członkowskich UE.
– Odpowiedni organ porówna nazwę egzaminu pojawiającą się w zaświadczeniu przedkładanym przez lekarza z tym, która występuje w załączniku do dyrektywy. A te będą się różnić – podkreśla Konstanty Radziwiłł, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej.



Uczelnie też mają kłopoty

To nie jedyny problem, który spowodowała reforma kształcenia lekarzy. Uczelnie medyczne alarmują, że nowe zasady nauczania lekarzy zrujnują ich budżety. Likwidacja stażu przyniesie oszczędności tylko budżetowi państwa, bo nie trzeba będzie płacić wynagrodzeń lekarzom stażystom.
Jak oszacował resort zdrowia, wydatki budżetowe zmniejszą się o 162 mln zł rocznie. Cały finansowy ciężar zmian w kształceniu lekarzy spadnie jednak na uczelnie medyczne. Te zapowiadają, że jeśli nie uda im się udźwignąć kosztów reformy, będą zmniejszać liczbę miejsc na wydziałach lekarskich. Już w tym roku zdecydowało się na to Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wystąpiło do ministra zdrowia o zmniejszenie limitu przyjęć: na wydział lekarski z 320 do 260 oraz lekarsko-dentystyczny z 80 do 65. Władze uczelni twierdzą, że nie są w stanie w skróconym czasie nauki wykształcić takiej samej liczby osób, co dotychczas.
– Nie dostaliśmy z Ministerstwa Zdrowia funduszy na zatrudnienie dodatkowej kadry dydaktycznej i sfinansowanie innych kosztów zajęć – tłumaczy Maciej Rogala, rzecznik prasowy Collegium Medicum UJ.
A reforma przygotowana przez resort będzie kosztowna. To na tych placówkach spocznie obowiązek praktycznego przygotowania lekarzy do samodzielnego wykonywania zawodu. Będą musiały one przygotować nowe programy nauczania, bardziej skondensowane, bo w pięć lat realizujące to, czego przyszli lekarze byli dotychczas uczeni przez lat sześć. Muszą kupić nowy sprzęt i aparaturę medyczną (fantomy, symulatory). Największym problemem dla nich będzie jednak zorganizowanie na szóstym roku zajęć praktycznych w szpitalach, które zastąpią staż. Jak podkreśla Małgorzata Tafil-Klawe, prorektor Collegium Medicum Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, zajęcia będą odbywały się w proporcjach jeden nauczyciel i dwóch albo trzech studentów. To wymaga dużych zmian organizacyjnych na uczelniach, bo trzeba będzie opłacić dodatkowe etaty dydaktyków, skoro grupy studentów mają być znacznie mniejsze niż dotychczas.
–Szacujemy, że wydatki z uczelni z powodu tych zmian wzrosną o kilkanaście milionów złotych – mówi Małgorzta Tafil-Klawe. Z szacunków Lubelskiego Uniwersytetu Medycznego wynika, że koszt kształcenia będzie dwukrotnie wyższy w porównaniu z aktualnie ponoszonym.
– Przewidujemy konieczność sfinansowania budowy i doposażenia dwóch centrów dydaktyczno-symulacyjnych. Szacunkowy koszt budowy jednego to 45 – 55 mln zł – mówi Włodzimierz Matysiak, rzecznik uczelni.

Za mało absolwentów

Skutki reformy kształcenia lekarzy mogą więc okazać się odwrotne do zamierzonych.
– Nowy system tylko jednorazowo przyniesie zwiększenie liczby lekarzy. Tylko w jednym roku 2018 liczba absolwentów studiów oraz stażu podyplomowego będzie podwójna. W kolejnych latach uczelnie znowu będą wypuszczać na rynek pracy mniej więcej 3 tys. nowych medyków – zauważa prof. Jerzy Kruszewski, przewodniczący Komisji Kształcenia Medycznego w NIL.
Lekarski rynek pracy nie zostanie więc zasilony przez nowych absolwentów. Ci są systemowi pilnie potrzebni. Na 10 tys. mieszkańców w 2009 roku w Polsce przypadało mniej niż 21 lekarzy. W krajach starej Unii ten wskaźnik jest dwukrotnie wyższy. Mniej lekarzy niż Polska ma Rumunia, gdzie na 10 tys. mieszkańców przypada ich 19.