- Od strony formalnej sprawy konfliktów między studentami a profesorami również rozwiązuje się regulaminowo. Każdy ma prawo zawiadomić rzecznika dyscyplinarnego o czymś, co w jego ocenie jest deliktem dyscyplinarnym - mówi w wywiadzie dla DGP prof. Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego.
Czy nauczyciel akademicki może zabronić studentom manifestowania poglądów na prowadzonych przez siebie zajęciach?
Mamy tu konflikt kilku wartości. Studenci na pewno mają swobodę wyrażania swoich przekonań, podobnie jak profesorowie. Gdy dochodzi do ich manifestowania na uczelni, za decydujące uznałbym regulacje wewnętrzne obowiązujące na uczelni, np. regulamin studiów. Jeżeli one tych kwestii nie regulują, to w graniach powszechnie obowiązującego prawa (czyli nie zniesławiając nikogo) dopuszczałbym każdą manifestację poglądów. Jednak choć na naszym uniwersytecie takich kwestii nie regulujemy, to mogę sobie wyobrazić, że uczelnia, która ma wyraźny profil światopoglądowy, może zakazać eksponowania symboli, które są z nim sprzeczne. Przykładowo niektóre amerykańskie uczelnie wyznaniowe wymagają od pracowników i studentów podpisania deklaracji wiary. Jest to o tyle uczciwe, że od początku wiadomo, na co człowiek się pisze. Uczelnie niewyznaniowe powinny natomiast gwarantować pluralizm poglądów i poszanowanie różnych opinii. Działa to w dwie strony. Jeżeli pozwalamy studentom na awatary Antify, powinnyśmy też dopuszczać ustawianie awatarów ONR. Dobrą tradycją uniwersytetu jest to, że pomimo różnych poglądów i tego, że czasem się ze sobą nie zgadzamy, to staramy się je manifestować tak, aby nie urazić drugiej strony.
Czy awatar z błyskawicą (symbol Strajku Kobiet) jest manifestowaniem poglądów, które tę zasadę narusza?
To jest na pewno manifestowane poglądów. Ja bym nie odbierał tego jednak jako przekroczenia granic. Ale rozumiem, że ktoś może mieć inne zdanie na ten temat.
Jeżeli jednak pracownik akademicki zakomunikuje zakaz manifestowania przez studentów poglądów na swoich zajęciach, to czy wobec osób, które się do niego nie zastosują, mogą zostać wyciągnięte konsekwencje?
To są problemy, które pojawiają się nie pierwszy raz i przybierają różne formy. W XIX w. zdarzyło się np., że protestujący studenci obrzucili rektora kaloszami, a że rzucali wszyscy, to wszystkich trudno było ukarać. Zostawienie tych kwestii zdrowemu rozsądkowi byłoby najlepszym rozwiązaniem. Od strony formalnej sprawy konfliktów między studentami a profesorami również rozwiązuje się regulaminowo. Każdy ma prawo zawiadomić rzecznika dyscyplinarnego o czymś, co w jego ocenie jest deliktem dyscyplinarnym. To jest uprawnienie, które przysługuje wszystkim członkom wspólnoty akademickiej, ale oczywiście nie można go nadużywać. Taki wniosek nie oznacza jednak automatycznego wyciągnięcia konsekwencji dyscyplinarnych wobec obwinionego. Wiele skarg, które trafiają do rzecznika, jest bezzasadna. Trzeba natomiast pamiętać, że uniwersytet oprócz tego, że jest miejscem ścierania się różnych poglądów, powinien być obszarem, gdzie wyznaczamy granice. Profesorowe i studenci głęboko wierzą, że to, co robią, jest słuszne i czasami te przekonania ostro się ze sobą zderzają. Dlatego też ważne jest postawienie granic. Zdarza się, że gościa, który ma zaplanowany wykład na uczelni, studenci nie chcą wpuścić i protestują tak intensywnie, że władze uczelni odwołują wykład. W którymś momencie będą się musiały wypowiedzieć na ten temat sądy i wytworzy się jakaś praktyka. Na razie wierzę w mądrość ludzi tworzących wspólnotę akademicką. Brak porozumienia skończy się tak, że będą uczelnie o łagodniejszych i ostrzejszych regulaminach i w zależności od tego, co studentowi będzie bliższe, taki uniwersytet wybierze.
Źródło sprawy
Kilka dni temu dr hab. Jan Majchrowski z Uniwersytetu Warszawskiego poinformował studentów, że na zajęciach, ze względu na ich cel i charakter, nie będzie tolerował jakiejkolwiek manifestacji o charakterze politycznym lub ideologicznym, bez względu na to, jaką formę by one przybrały (słowną, tekstową, graficzną, w tym odwoływanie się do symboliki o takim charakterze itp.), i niezależnie od tego, jaki kierunek w toczących się sporach politycznych lub ideologicznych by one reprezentowały. – Osoby, które naruszą tę zasadę, muszą się liczyć z usunięciem z tych zajęć ze wszystkimi tego formalnymi konsekwencjami – zaznaczył.
Do sprawy odniosła się już uczelnia. W rekomendacjach rzeczniczki akademickiej i głównej specjalistki ds. równouprawnienia na UW czytamy, że wykładowcy wykorzystujący znak Strajku Kobiet do zaznaczenia swoich przekonań powinni zadbać o to, by nikt ze studentów nie poczuł się wykluczony – np. poprzez podkreślenie zgody na różnorodność poglądów oraz oferowanie przestrzeni do dyskusji akademickiej. Natomiast wykładowcy nieidentyfikujący się ze Strajkiem Kobiet nie mają prawa wykluczać ani karać żadnego ze studentów ze względu na wykorzystanie tego znaku, ponieważ nie ma do tego żadnych podstaw.