Nauczyciele są oburzeni, że o wszystkich ich przewinieniach dowie się rzecznik dyscyplinarny.
Dyrektorzy szkół i przedszkoli nie będą już zamiatać pod dywan nieporozumień i konfliktów oraz przemocy w podległych im placówkach. Jakiekolwiek incydenty, które naruszają prawa i dobro ucznia, od września muszą być zgłaszane do rzecznika dyscyplinarnego nauczycieli. Związkowcy obawiają się, że nowe regulacje w tym zakresie będą przez szefów placówek nadużywane.

Dyscyplinujące podwyżki

Przy okazji realizacji porozumienia rządu z oświatową Solidarnością odnośnie do wrześniowych podwyżek w nowelizacji Karty nauczyciela pojawiły się dodatkowe przepisy, które w teorii mają poprawić i uszczegółowić całe postępowanie dyscyplinarne wobec nauczycieli. Na przykład w art. 75 KN dodano ust. 2a, z którego wynika, że nauczycielowi nie można wymierzać kary porządkowej przewidzianej w kodeksie pracy za czyn naruszenia prawa lub dobra dziecka. I dodano wymóg, by dyrektor w ciągu trzech dni po powzięciu takiej informacji powiadomił o tym rzecznika dyscyplinarnego. Z kolei jeśli takiego czynu dopuściłby się dyrektor szkoły, to odpowiednio taką procedurę musi uruchomić organ prowadzący, czyli np. wójt lub burmistrz. Taki przepis sprawia, że wszystko, co dzieje się wewnątrz placówki, musi być w praktyce przekazywane rzecznikowi dyscyplinarnemu. Z kolei ten musi wszcząć postępowanie wyjaśniające i zdecydować, co dalej: czy je umarzać, czy też kierować do komisji dyscyplinarnej.
Postępowanie dyscyplinarne nauczycieli / DGP
– Obecnie rzecznicy dyscyplinarni nauczycieli wolą sprawy kierować do komisji dyscyplinarnych, niż brać odpowiedzialność za ich umorzenie – zauważa Jacek Rudnik, wicedyrektor szkoły nr 11 w Puławach. – Po wprowadzeniu tego przepisu doprecyzowującego dyrektorzy większość spraw będą traktować jako naruszenie praw ucznia lub dobra dziecka i dla świętego spokoju skierują sprawę do rzecznika – przewiduje Rudnik.
– Jestem świadoma tego, że będę zalewana przez dyrektorów sprawami nawet najmniejszego kalibru. Wszędzie tam, gdzie będzie dziecko i uczeń, należy się spodziewać postępowań wyjaśniających – mówi Elżbieta Woszczyk, rzecznik dyscyplinarny dla nauczycieli przy Wojewodzie Mazowieckim.

Kary porządkowe na bok

W celu zobrazowania działania tych przepisów warto posłużyć się kilkoma przykładami. Dwa lata temu w przedszkolu na warszawskiej Woli jeden z rodziców zarzucił nauczycielce, że popchnęła jego dziecko. Dyrektorka na podstawie art. 108 k.p. zastosowała wobec niej karę porządkową w postaci upomnienia i obniżyła jej dodatek motywacyjny. Jeśli taka sytuacja miałaby miejsce teraz, nie byłoby już podstaw do takiego działania, bo KN już na to nie pozwala. Musiałaby o tym powiadomić rzecznika dyscyplinarnego, który po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego zdecydowałby, co dalej. W efekcie całe postępowanie mogłoby się toczyć nawet latami.
– Miałem podobną sytuację, ale ja napisałem do rzecznika dyscyplinarnego, co mam robić, bo nauczyciel naruszył nietykalność cielesną ucznia. A ten od razu zdecydował o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego, a w trakcie rozprawy zapytał mnie, dlaczego nie zastosowałem kary porządkowej z kodeksu pracy. Po zmianach ten przepis staje się jeszcze bardziej zagmatwany i będzie prowadził do tego, że rzecznik będzie miał masę pracy i będzie musiał wyjaśniać sytuacje, które będą często błahe i powinny być rozwiązywane między rodzicami, dyrekcją oraz nauczycielami – mówi Jacek Rudnik.
Z kolei inny z dyrektorów na Mazowszu wskazuje przykład nauczyciela, który przyszedł do szkoły pod wpływem alkoholu. Otrzymał naganę i został pozbawiony trzynastki. W obecnym stanie prawnym, ma wątpliwości, czy mógłby zastosować przepisy porządkowe z kodeksu pracy, skoro z drugiej strony można to podciągnąć pod naruszenie dobra ucznia.
– I tu też pojawiają się wątpliwości, co należy rozumieć przez pojęcie „dobro ucznia”. O ile prawa ucznia są wszystkim znane i zapisane m.in. w statucie placówki, to pojęcie „dobro ucznia” nigdzie nie zostało zdefiniowane. A to oznacza, że spóźnienie się nauczyciela na lekcję lub dyżur na korytarzu również można interpretować jako naruszenie dobra dziecka – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w Forum Związków Zawodowych.
– Dyrektorzy mogą nadużywać tego prawa wobec niepokornych nauczycieli – przestrzega.
Podobnego zdania są organizacje związkowe.
– To jest bardzo niebezpieczne narzędzie. Dyrektor pod byle pretekstem może uznać, że spóźnienie się na lekcję jest naruszeniem dobra dziecka. A kierując wniosek do rzecznika dyscyplinarnego, można zawiesić nauczyciela i obniżyć mu o 50 proc. wynagrodzenie – zauważa Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Taka sprawa może się w postępowaniu okazać dęta i nawet jeśli nauczyciel zostanie oczyszczony z zarzutów, to po drodze zafundowano mu przeogromny stres – przekonuje Baszczyński.

Ograniczeni dyrektorzy

Prawnicy również mają wątpliwości, czy w ten sposób powinny być naprawiane i doprecyzowane przepisy dotyczące postępowania dyscyplinarnego nauczycieli. Wskazują, że kodeks pracy w rozdziale VI reguluje odpowiedzialność porządkową pracowników (w tym nauczycieli). W efekcie dochodzi do podwójnego podporządkowania nauczycieli zasadom odpowiedzialności za popełnione przewinienia, gdyż z jednej strony podlegają oni wspomnianym regulacjom kodeksowym, z drugiej zaś specjalnym zasadom określonym w rozdziale 10 Karty nauczyciela – odpowiedzialność dyscyplinarna.
– Do tej pory przepisy art. 75 jedynie wskazywały, że nauczyciel podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej „nauczycielskiej” za uchybienie godności zawodu lub obowiązkom określonym w Karcie w art. 6, natomiast za uchybienia przeciwko porządkowi pracy już zgodnie z art. 108 k.p. Wydawało się to jasne i czytelne, chociaż mogło powodować w praktyce nieporozumienia w przypadku czynów, które można kwalifikować niejako na styku odpowiedzialności nauczycielskiej i pracowniczej. Takimi szczególnymi przypadkami mogły być zachowania w stosunku do uczniów, które dałoby się czasami przyporządkować obu regulacjom, np. zachowanie zasad bezpieczeństwa w pracy z dziećmi (bhp), czy podjęcie pracy w stanie nietrzeźwości – wylicza Robert Kamionowski, radca prawny z Kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office – ekspert ds. oświaty.
– Ustawodawca postanowił doprecyzować te zasady i taki cel legislacyjny jest słuszny. Natomiast kształt nowego przepisu budzi jeszcze większe wątpliwości i całkowicie ubezwłasnowolnia dyrektorów szkół. Mają oni bowiem bezwzględny obowiązek zgłoszenia każdego czynu naruszającego prawa i dobro dziecka do rzecznika dyscyplinarnego, a za taki czyn nie można wymierzyć kary z art. 108 k.p. Co więcej, ustawa posługuje się nieprecyzyjnymi i niezdefiniowanymi pojęciami „prawa i dobra dziecka” – wyjaśnia mecenas Kamionkowski.
Zdaniem prawników, o ile prawa dziecka można wyinterpretować z obowiązujących dokumentów, jak statut szkoły czy sama Karta praw dziecka (Konwencja ONZ), o tyle pojęcie „dobra” jest całkowicie ocenne. Teraz to dyrektor ma zdecydować, jak potraktować dany czyn, czy zakwalifikować go jako naruszenie dyscypliny pracowniczej i ukarać z k.p., czy już jako czyn dyscyplinarny i zgłosić rzecznikowi.
– A gdy błędnie określi rodzaj przewinienia, sam naraża się na odpowiedzialność. Zwłaszcza że te nowe pojęcia nie do końca odpowiadają obowiązkom opisanym w art. 6 Karty, stanowiącym właśnie podstawę odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczyciela, wprowadzając odpowiedzialność za nowe kategorie czynów – wyjaśnia Robert Kamionowski.
Dyrektorzy również uważają, że takie rozwiązanie ich ogranicza.
– Środowiska nauczycielskie bardzo się emocjonują z powodu takiego rozwiązania. Narusza ono zasadę zarządzania zakładem pracy, a wyniesienie kwestii dyscyplinujących pracownika poza szkołę jest wbrew sztuce zarządzania – uważa Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
– Działanie polegające na tym, że pracodawca musi informować rzecznika o każdym występku, prowadzi do zrujnowania współpracy między nauczycielami i dyrektorami. Być może dzięki temu rozwiązaniu uda się pozbyć nauczycieli, którzy nie nadają się do tego zawodu. Ale takie osoby są w mniejszości, a cena jest zbyt wysoka. Chyba tylko w wojsku raportuje się wyżej o takich sytuacjach. Działania MEN prowadzą do zmilitaryzowania oświaty – dodaje.