Jeśli świeżo upieczony magister marzy o dostaniu się do szkoły doktorskiej – ma minimalne szanse. W uprzywilejowanej pozycji będą doktoranci z dorobkiem, którzy kształcą się teraz na studiach.
Jeśli świeżo upieczony magister marzy o dostaniu się do szkoły doktorskiej – ma minimalne szanse. W uprzywilejowanej pozycji będą doktoranci z dorobkiem, którzy kształcą się teraz na studiach.
Kształcenie doktorantów było jednym z tych elementów systemu szkolnictwa wyższego i nauki, który wymagał sporych zmian. Wciąż obowiązujący model oparty na studiach doktoranckich jest bowiem powszechnie uważany za niewydolny. W opinii większości środowiska akademickiego poziom bronionych doktoratów był coraz słabszy, podobnie jak stopień umiędzynarodowienia kształcenia. Kwestionowano także staranność w ustalaniu programów studiów.
/>
Odpowiedzią na te bolączki mają być szkoły doktorskie, które od października zastąpią studia doktoranckie. Nowa instytucja została wprowadzona ustawą – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (tzw. ustawa 2.0; Dz.U. z 2019 r. poz. 730). W założeniach szkoły doktorskie mają wspierać interdyscyplinarność w badaniach naukowych oraz kształcenie zaawansowanych kompetencji cennych dla gospodarki. Nowy model wiąże się dodatkowo ze zdecydowaną poprawą sytuacji materialnej dla doktorantów. Każdy z nich otrzyma bowiem stypendium.
– Od przedstawicieli wielu uczelni można usłyszeć, że ich obecni doktoranci, którzy kształcą się na studiach, planują wziąć udział w rekrutacji do nowych szkół doktorskich. Sami to zresztą zapowiadają. Nowym doktorantom przysługiwać będzie bowiem wyższe stypendium, o które nie trzeba będzie stale zbiegać, jak to było dotychczas (przed oceną śródokresową wyniesie 2104,65 zł netto, po ocenie śródokresowej: 3242,29 zł netto – przyp. red.) – mówi Łukasz Kierznowski, przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów.
Potwierdza to także dr hab. Robert Suwaj z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej.
Obydwaj eksperci nie mają wątpliwości co do legalności tego zjawiska. – Ustawa 2.0 tego nie zabrania – mówi wprost Robert Suwaj.
Z kolei Łukasz Kierznowski zwraca uwagę, że nie ma obecnie instrumentów prawnych, które mogłyby ten proces zatrzymać.
– Rekrutacja do szkół doktorskich starych doktorantów jest jak najbardziej możliwa. Nie ma w tym względzie żadnych ustawowych ograniczeń. Dlatego w zasadach rekrutacji również nie mogą się one znaleźć, podobnie jak np. kryteria oceny dyskryminujące kandydatów odbywających już studia doktoranckie. Gdyby takowe były, uczelnie mogłyby narazić się na zarzut poważnego naruszenia przepisów i związane z tym konsekwencje prawne – zaznacza Kierznowski.
W podobnym tonie wypowiada się także Robert Suwaj. Jak podkreśla, wszelkie ograniczenia na poziomie rekrutacji, które nie wynikają z ustawy, są niedopuszczalne.
– Z drugiej strony uczelnie mogą nawet nie chcieć tego zjawiska ograniczać. Przypomnijmy, że przy ocenie jakości działalności naukowej doktoranci i ich dorobek będą stanowić – inaczej niż do tej pory – bardzo ważny element. Im lepsi doktoranci, tym wyższa ocena uczelni, która przekłada się także na otrzymywane środki – wyjaśnia ekspert.
Nie ma też wątpliwości, że starym doktorantom, nawet jeżeli na studiach kształcą się już kilka lat, zmiana może się po prostu opłacać.
– Dostaną więcej czasu na zrobienie doktoratu przy stabilniejszym i korzystniejszym finansowaniu. Oprócz wybitnych jednostek, którym będzie zależeć na jak najszybszym ukończeniu tego etapu kariery, podejrzewam, że ok. 90 proc. nie będzie miało wątpliwości, co im się bardziej opłaca – dodaje.
– W konsekwencji starzy doktoranci mogą zdominować nowe szkoły doktorskie. Co oznacza minimalny napływ świeżej krwi do tych nowych struktur, przynajmniej w pierwszych latach. Chyba jednak nie o to w reformie chodziło – mówi Robert Suwaj.
W ocenie Łukasza Kierznowskiego rozwiązaniem byłaby poprawa bytu finansowego starych doktorantów.
– Kwestie finansowe są bowiem głównym powodem, dla którego planują oni rekrutować się do szkół doktorskich, a przecież mają już swój dorobek naukowy i wiedzą, że w rekrutacji do szkoły doktorskiej prześcigną większość tych kandydatów, którzy dopiero kończą studia magisterskie – wskazuje.
Zaznacza jednocześnie, że są uczelnie, które z własnej inicjatywy podniosły kwoty stypendiów doktoranckich od 1 stycznia tego roku do poziomu ok. 2 tys. zł.
– Warto uczynić z tego rozwiązanie systemowe. Z pewnością wesprze to udany start szkół doktorskich – prognozuje Łukasz Kierznowski.
W odpowiedzi na zapytanie DGP resort nauki przyznaje, że doktoranci, którzy rozpoczęli studia przed rokiem akademickim 2019/2020, mogą wziąć udział w rekrutacji do szkoły doktorskiej. Odbywa się ona na zasadach konkursu, gdzie wybierani są najlepsi kandydaci.
– Z tego względu nie jest możliwe wykluczenie z tego procesu osób wyłącznie ze względu na ich uczestnictwo w studiach doktoranckich – zaznacza ministerstwo.
Podkreśla jednocześnie, iż realizowana w trakcie kształcenia w szkole doktorskiej rozprawa doktorska nie powinna być tożsama treściowo z pracą przygotowywaną w ramach studiów doktoranckich. Tym samym decyzja doktoranta o podjęciu (od początku) nauki w szkole doktorskiej wiąże się z ryzykiem poświęcenia części efektów dotychczasowej pracy naukowej.
Zdaniem Roberta Suwaja nie sposób jednak uznawać tych wskazówek za wiążące i wiarygodne, skoro brak im podstaw w niedawno uchwalonej ustawie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama