"Było kilkaset (szkół – PAP). Przełożyło się to na prawie 16 tys. uczniów" – poinformowała szefowa MEN, odpowiadając na pytanie dziennikarki TVP Info, ile szkół zapowiedziało, że nie przeprowadzi klasyfikacji uczniów ostatnich klas liceów i techników. Zalewska przypomniała, że nieklasyfikowanie uczniów skutkowałoby nie tylko niedopuszczeniem do egzaminu dojrzałości, ale to "by było pozostawienie ucznia w trzeciej klasie".
Minister edukacji zapewniła, że resort monitorował pod tym względem sytuację podczas kwietniowego strajku. "Kiedy publicznie padały już deklaracje, że podejmowane są takie decyzje, że uczniowie nie będą klasyfikowani, podjęliśmy decyzję, że w ciągu jednego dnia oddamy kompetencje w ustawie dyrektorowi, żeby mógł klasyfikować uczniów" – ujawniła.
Zalewska przyznała, że zmiany wprowadzone w prawie oświatowym dotyczące klasyfikacji uczniów, „wymusiła sytuacja”. Oceniła, że brak takich rozwiązań był "niedopatrzeniem". "W ustawie potrzebna jest taka kompetencja, bo możemy sobie wyobrazić, że rada pedagogiczna nie zbierze się w postaci kworum. Nie możemy narażać dzieci na takie konsekwencje" - wyjaśniła. Zwróciła uwagę, że dzięki temu "prawie 60 tys. uczniów przystąpiło do matury".
Szefowa MEN przypomniała, że przeprowadzenie egzaminów dojrzałości nie obyło się bez utrudnień. Poinformowała, że już "2 maja CBŚ kontaktowało się z Państwową Komisją Egzaminacyjną i z nami (MEN – PAP), że istnieje takie prawdopodobieństwo (alarmów bombowych – PAP)". "Dla nas sprawdzenie takiego prawdopodobieństwa to sprawdzenie procedur (…) a jednocześnie przygotowanie się razem z policją. Musieliśmy mieć policjanta z psem, pirotechnika i przeprowadzić wszystko tak sprawnie, żeby młodzież tego nie zauważyła. (…) Plombowaliśmy pomieszczenia, policja chroniła szkoły. Udało się, prowadzone są śledztwa" – powiedziała. Łącznie w pierwsze dwa dni matur zgłoszono prawie 800 fałszywych alarmów.
Zalewska odnosząc się do zarzutów opozycji, jakoby startując w wyborach do Parlamentu Europejskiego uciekała od odpowiedzialności za nieudaną reformę systemu oświaty przypomniała, że w listopadzie 2015 r. otrzymała "mandat eurodeputowanej po Dawidzie Jackiewiczu, który został ministrem skarbu". "I wtedy pan premier Jarosław Kaczyński i przyszła premier Beata Szydło dali mi trzy dni na to, żebym podjęła decyzję (…), żebym zrezygnowała z tego mandatu i została ministrem edukacji, który będzie odpowiedzialny za przeprowadzenie bardzo trudnej reformy" - wspomniała. "Ja już byłam w europarlamencie, zrezygnowałam z tego i (…) muszę powiedzieć, że nie żałuję" - oznajmiła.