Mniej godzin ponadwymiarowych i niepełne etaty sprawią, że gminom trudniej będzie wywiązać się z ustawowych średnich wynagrodzeń dla nauczycieli. Oznacza to, że będą musiały wypłacić im wyższe niż rok wcześniej wyrównania w postaci czternastej pensji.
W tym roku wskutek podwyżek nauczycieli obowiązują dwie kwoty bazowe będące podstawą do wyliczenia średniego wynagrodzenia – od 1 stycznia 2752,92 zł, a od 1 kwietnia 2900,20 zł. Samorządy przy naliczaniu średniej płacy muszą uwzględnić je obie. Jeśli okaże się, że pedagodzy na którymkolwiek stopniu awansu zawodowego nie osiągną średniej płacy przewidzianej w art. 30 Karty nauczyciela, samorząd do końca stycznia jest zobligowany do wypłacenia im wyrównania w postaci czternastki. Gminy co roku przeznaczają na to świadczenie średnio 250 mln zł. Szacują, że w tym roku te wydatki mogą być wyższe.
Drogie gołe etaty
Aby uniknąć wypłacania czternastek, zdecydowana większość samorządów od lat stosuje politykę ograniczana gołych etatów. Dyrektorzy szkół i przedszkoli starają się zatrudniać nauczyciela na półtora etatu, czyli 18 godzin plus dodatkowych 9. Po reformie okazało się, że w wielu gminach jest to niemożliwe, bo trzeba było ratować nauczycieli w wygaszanych gimnazjach i zatrudniać ich na niepełny wymiar.
– Takie działanie i brak pieniędzy na wyższe dodatki motywacyjne przy jednoczesnym tegorocznym wzroście wynagrodzeń o 5,4 proc. oznacza dla gmin dodatkowe koszty w postaci wyższych czternastek – przekonuje Tadeusz Kołaczy, wiceburmistrz Chrzanowa.
Dodaje, że obowiązek wypłacania ekstra pensji powinien być już dawno zlikwidowany.
Czternastki do likwidacji?
Anna Zalewska, szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej, w rozmowie z DGP tłumaczyła, że już dwukrotnie chciała zlikwidować ten dodatek, ale spotkała się z oporem oświatowych związków zawodowych. Temat wynagradzania nauczycieli, średnich płac oraz czternastej pensji ma być 7 listopada przedmiotem spotkania przedstawicieli związków, samorządów i resortu edukacji w Warszawie w Centrum Dialogu.
Ryszard Proksa, przewodniczący sekcji krajowej oświaty NSZZ „Solidarność”, od ponad roku forsuje rozwiązanie, które zakłada likwidację średniej płacy u nauczycieli, czternastki i innych dodatków oraz zwiększenie wynagrodzenia zasadniczego. Związek chce też, aby pensje wzrastały wraz ze wzrostem przeciętnego wynagrodzenia i PKB. Anna Zalewska zgodziła się tylko na to, aby urzędnicy przeanalizowali ten pomysł i ustalili, jakie są jego koszty.
MEN mniej radykalne
Resort rozważa nieco łagodniejsze zmiany. Proponuje, by średnia płaca nauczycieli była naliczana dla wszystkich czterech stopni awansu zawodowego łącznie, a nie – jak obecnie – oddzielnie dla każdego z nich. Dzięki temu znacznie mniej samorządów wypłacałoby jednorazowy dodatek uzupełniający.
Dlaczego? Dziś często zdarza się, że średnia płaca gwarantowana przez Kartę znacznie przekracza wymaganą pulę wynagrodzeń dla dyplomowanych, a niewiele do średniej brakuje u stażystów (i należy im wypłacić dodatek). Po zmianach kwoty liczone byłyby wspólnie, bilansowałyby się i nie byłoby potrzeby wypłacania wyrównania.
– Już takie rozwiązanie byłoby dla nas dużą ulgą finansową. Czternastki są krytykowane nawet przez nauczycieli, których oburza to, że dodatek otrzymuje każdy bez względu na jakość pracy – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich.
Resort edukacji deklaruje, że pod koniec roku przedstawi zmiany w systemie wynagradzania nauczycieli. Samorządy nie liczą na zbyt wiele, bo wiedzą, że 2019 to rok wyborczy i nikt nie będzie chciał się narażać nauczycielom.