Oświatowe związki uratowały przed likwidacją jednorazowy dodatek uzupełniający dla pedagogów. Skutek może być jednak taki, że więcej osób uczących w wygaszanych gimnazjach straci pracę.
W podpisanej przez prezydenta ustawie wprowadzającej reformę oświaty ostatecznie nie pojawił się przepis, który znosi tzw. jednorazowy dodatek uzupełniający (potocznie określany przez samorządy czternastką). A to oznacza, że do końca stycznia tego i kolejnego roku w myśl art. 30a i 30b samorządy będą musiały skrupulatnie wyliczać średnią dla poszczególnych stopni awansu. W tych, w których nie będzie ona osiągnięta, trzeba będzie wypłacić wyrównanie. Co roku średnio na ten cel gminy wydają ćwierć miliarda złotych.
O planach likwidacji wyrównania związkowcy dowiedzieli się dopiero po uzgodnieniach projektu ustawy. Głośno protestowali, argumentując, że rząd nie powinien takich ważnych zmian wprowadzać przy okazji reformy edukacji. Tym bardziej, że propozycja w tym zakresie nie była z nimi omawiana. – Bardzo nas cieszy, że MEN wycofało się z tego nieprzemyślanego pomysłu. W tym roku będziemy pracować nad ustawą o finansowaniu oświaty i wtedy możemy się zastanawiać, jaki kształt powinny przyjąć zmiany w ustalaniu średnich płac – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.
Minister edukacji Anna Zalewska tłumaczyła w Sejmie, że resort zdecydował wycofać się ze zmian po długich dyskusjach ze związkami zawodowymi i zawnioskowała o przywrócenie brzmienia art. 30a i 30b Karty Nauczyciela. Jak zaznaczyła, ma zamiar wrócić do rozmów o wynagordzeniach ze związkami i samorządowcami. Rząd uważa, że dzięki zmianom pojawią się dodatkowe miejsca pracy dla 5 tys. nauczycieli. Samorządy i pedagodzy są jednak sceptyczni.
Nieudana próba likwidacji czternastki ma swoje uzasadnienie. W ustawie – Przepisy wprowadzające prawo oświatowe znajduje się regulacja, która w okresie wygaszania gimnazjum daje możliwość zatrudniania nauczycieli na mniej niż pół etatu. Do tej pory, aby pedagog uratował posadę musiał pracować co najmniej na pół etatu, czyli dziewięć godzin tygodniowo. Od 2009 r. samorządy, aby unikać wypłaty jednorazowego dodatku uzupełniającego, zaleciły dyrektorom szkół, aby ci starali się nie zatrudniać nowych nauczycieli, a tym, którzy pracują, przyznawali godziny ponadwymiarowe. W efekcie wielu nauczycieli pracuje na 1,5 etatu. Dzięki temu mechanizmowi gminy unikają wypłaty wyrównania wskutek niezapewnionej średniej. Jednym z prekursorów zapewniania średnich i unikania konieczności wyrównania była Częstochowa. Tam od początku nauczyciele byli zachęcani do pracy na półtora etatu. Z wyliczeń miasta wynikało, że wystarczyłoby zwiększyć pensum pedagogów z 18 do 19 godzin i nie byłoby potrzeby wypłacania jednorazowego dodatku uzupełniającego.
– Samorządy nie będą teraz odchodzić od tej polityki i nagle zatrudniać nauczycieli gimnazjów zagrożonych zwolnieniami na niepełny etat. Z pewnością likwidacja jednorazowego dodatku uzupełniającego przyczyniłaby się do tego, że więcej osób mogłoby pracować w oświacie w niepełnym wymiarze – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Według niego obowiązek zapewniania ustawowych średnich jest sztucznym tworem, który robi nauczycielom więcej złego niż dobrego. Zaznacza, że przez ten mechanizm praca jest mocno ograniczona dla młodych osób.
Dlatego samorządy, ale także oświatowe związki przyznają, że warto zastanowić się nad zmianą średnich, a wręcz nad ich likwidacją.
– Cały system płac nauczycieli zamazuje rzeczywiste wynagrodzenia, jakie otrzymują. Dlatego trzeba zwiększyć płacę zasadniczą i jednocześnie wyrzucić z naliczania średnich niepotrzebne składniki – uważa Ryszard Proksa z Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
– Udział płacy zasadniczej powinien wzrosnąć o co najmniej 14 pkt. proc. Wtedy średnia pensja byłaby określana na podstawie dodatków motywacyjnego i stażowego oraz wynagrodzenia podstawowego. Przy tej okazji można by zrezygnować z uwzględniania w średnich pozostałych świadczeń, w tym godzin ponadwymiarowych – proponuje natomiast Sławomir Wittkowicz. Związkowcy i samorządy muszą w tym roku wypracować kompromis w tej sprawie. MEN planuje, że nowe przepisy o finansowaniu oświaty, w tym wynagradzaniu nauczycieli, mają zacząć obowiązywać już w 2018 r.