Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawy wprowadzające reformę edukacji. Z decyzją zwlekał do ostatniej chwili – wykorzystał pełne 21 dni, które przewidziano dla głowy państwa w procesie legislacyjnym.
/>
/>
Wraz ze startem prac nad reformą do MEN powołano nowego doradcę – prof. Andrzeja Waśkę. Do tej pory był on członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie i autorem podstawy programowej do języka polskiego. Teraz ma być odpowiedzialny za operacyjne wprowadzanie reformy.
Zmiana realizuje jedną z głównych obietnic wyborczych PiS – wydłużenie liceum ogólnokształcącego do czterech lat oraz likwidację gimnazjów. Minister edukacji Anna Zalewska przekonuje, że gimnazja się nie sprawdziły. I podaje dwa koronne argumenty. Po pierwsze, nie wyrównują szans.
Po drugie, Polski po prostu na gimnazja nie stać (podczas gdy liczba uczniów zmniejsza się w wyniku niżu demograficznego, tych szkół w systemie przybywa). Przeanalizowaliśmy, jaki jest bilans 17 lat istnienia gimnazjów. Z danych międzynarodowego badania umiejętności uczniów PISA wynika, że pierwszy argument pani minister nie jest do końca prawdziwy. Drugi ma oparcie w rzeczywistości.
W 2006 r. edukacja gimnazjalisty kosztowała samorząd średnio 6 tys. zł rocznie. O 3 tys. zł mniej niż ucznia podstawówki. W ciągu sześciu lat kwoty te zrównały się, dziś na dziecko i w podstawówce, i w gimnazjum trzeba wydać 9 tys. zł. Większość wydatków (80–90 proc.) to wynagrodzenia nauczycieli. Obok analizujemy dane, które pozwalają ocenić epokę gimnazjum.