Odpowiedzią na bolączki polskiej nauki ma być właśnie NAWA. Agencja będzie odpowiedzialna za umiędzynarodowienie szkolnictwa wyższego. Będzie uprawniona m.in. do: samodzielnego zawierania umów z instytucjami nauki, w tym zagranicznymi. Do jej zdań będzie należało także stworzenie nowych programów dla najlepszych studentów z zagranicy, podniesienie stawek stypendialnych i zwiększenie puli tych świadczeń. Ponadto wypracuje nowatorskie programy wymiany akademickiej (studentów i uczonych) pozwalających na udział polskich uczelni w światowych badaniach. To ma się przełożyć na ich miejsce w światowych rankingach. Agencja ma być również odpowiedzialna za stworzenie mechanizmów współpracy z obcokrajowcami będącymi absolwentami polskich uczelni oraz monitorowania ich kariery zawodowej i naukowej.
Więcej pieniędzy na naukę obcokrajowców będzie premiować, ale słabsze ośrodki akademickie. Nie przełoży się to na jakość kształcenia. Pytanie, czy uczelniom w walce o lepsze miejsca w rankingach pomoże specjalna agencja?
Więcej pieniędzy na naukę obcokrajowców będzie premiować, ale słabsze ośrodki akademickie. Nie przełoży się to na jakość kształcenia. Pytanie, czy uczelniom w walce o lepsze miejsca w rankingach pomoże specjalna agencja?
Uczelnie dostaną trzykrotnie wyższą dotację na naukę cudzoziemca niż Polaka. Ta ważna zmiana wejdzie w życie już 1 stycznia 2017 r. Wynika z niej, że w algorytmie finansowania uczelni zostanie dodany nowy element – składnik umiędzynarodowienia (zastąpi on składnik wymiany). Zgodnie z nim za studentów z zagranicy, którzy przyjadą do naszego kraju na cały cykl kształcenia (np. trzyletnie studia licencjackie), uczelnia dostanie trzy razy wyższą dotację. – To będzie premiować placówki, które swoją ofertą dydaktyczną i prestiżem przyciągną chętnych do nauki z zagranicy – tłumaczy resort. Za tych, którzy przyjadą do Polski tylko na część studiów (np. semestr), przelicznik wyniesie dwa. Natomiast za osoby wysłane na naukę za granicę – jeden. Obecnie placówki publiczne rocznie za jednego studenta Polaka otrzymują przeciętnie 8–12 tys. zł (koszt zależy od kierunku studiów, np. za tych, którzy kształcą się na artystycznych, dotacja wynosi kilkadziesiąt tysięcy złotych).
(Nie)korzystna premia
Eksperci oraz same uczelnie do pomysłu resortu podchodzą sceptycznie. Część mówi wprost: to niezrozumiałe premiowanie tych placówek, które już teraz z kształcenia cudzoziemców zrobiły niezły biznes. A to, jak podkreśla Jadwiga Wiśniewska, poseł do Parlamentu Europejskiego, powoduje, że zapominają, że ich podstawowa funkcja to misja i służba społeczna wobec polskich obywateli. Kolejny zarzut: wyższa dotacja nie przełoży się na lepszą jakość kształcenia.
– To szansa, ale przede wszystkich dla słabych ośrodków akademickich – uważa prof. Mirosław Szreder z Uniwersytetu Gdańskiego. Dodaje, że w ten sposób będą starały się zrekompensować stratę spowodowaną wprowadzeniem w algorytmie dodatkowej wagi za kategorię naukową. – Zamiast podejmować działania długofalowe, aby zwiększyć poziom prowadzonych badań naukowych, wykonają szybszy zabieg, czyli ściągną studentów obcokrajowców – dodaje prof. Szreder.
Resort nauki broni zmiany i tłumaczy, że kształcenie studentów cudzoziemców jest prowadzone zazwyczaj w obcym języku. A to znacząco zwiększa koszty – głównie z uwagi na konieczność zatrudnienia odpowiedniej kadry, która prowadzi dla nich wykłady.
NAWA rozwiąże problem
Wyższa dotacja to niejedyne rozwiązania które ma zachęcić do nauki obcokrajowców na polskich uczelniach. Ministerstwo Nauki pracuje nad projektem nowej ustawy o Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej (NAWA). DGP dotarł do tego dokumentu.
– Obecne problemy polskiej nauki to niska mobilność międzynarodowa naukowców, mała liczba programów nauczania prowadzonych w języku angielskim na wszystkich poziomach kształcenia, a także tych z zagranicznymi partnerami. Kierunki w językach obcych stanowią zaledwie 3,5 proc. fakultetów uruchomionych na polskich uczelniach – wskazuje resort w uzasadnieniu ustawy. Ponadto mała liczba wybitnych profesorów z zagranicy – obecnie obcokrajowcy stanowią tylko 2,4 proc. spośród wszystkich pracowników naukowo-dydaktycznych polskich uczelni, przy czym ponad połowa wywodzi się z państw sąsiednich: Ukrainy, Słowacji, Białorusi, Rosji i Czech.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama