Absolwenci prawa, którzy zdali 7 lat temu egzamin wstępny na aplikację sądową, nie będą mogli rozpocząć szkolenia. Pomimo uznania, że decyzja prezesa sądu apelacyjnego jest bezskuteczna, nie jest on już gospodarzem aplikacji, a zatem korzystny dla aplikantów wyrok jest niewykonalny – orzekł Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Reklama
Absolwenci studiów prawniczych na przełomie czerwca i lipca 2005 r. przystąpili do egzaminu na aplikację sądową w okręgu Sądu Okręgowego w Ostrołęce. Egzamin zdali i zostali umieszczeni przez prezesa tego sądu na liście kandydatów na aplikantów. Pod koniec lipca 2005 r. poinformowano ich, że jednak nie zostali zakwalifikowani na aplikację, ponieważ prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie podniósł minimalną liczbę punktów uprawniającą do wpisu na listę.
Sporządzono zatem nową listę kandydatów. Osoby, które się na niej nie znalazły, złożyły odwołania do ministra sprawiedliwości, który uznał, że ich zarzuty nie mają uzasadnienia. Niedoszli aplikanci wnieśli więc skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, zaskarżając zmianę zasad punktacji. Sąd odrzucił skargę.
Sprawa następnie kilkakrotnie rozpoznawana była przez Naczelny Sąd Administracyjny. Wyroki sądów skrajnie różniły się od siebie. W 2008 r. WSA uznał, że skoro prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie odpowiadał za zorganizowanie postępowania kwalifikacyjnego w ramach całej apelacji warszawskiej, to na nim też ciążył obowiązek ustalenia jednolitego kryterium punktowego we wszystkich komisjach przy sądach okręgowych.
Komisje przedstawiały prezesowi jedynie wyniki egzaminacyjne kandydatów, na których podstawie prezes Sądu Apelacyjnego ustalał listę osób przyjętych. Podniesienie limitu punktów w trakcie rekrutacji było zatem dopuszczalne i zgodne z prawem. Inaczej w jednym obrębie apelacyjnym obowiązywałyby różne kryteria punktowe.
Aplikanci walczący o prawo do odbywania aplikacji uzyskali w końcu korzystne dla siebie rozstrzygnięcie NSA. Sędziowie stwierdzili bezskuteczność decyzji prezesa Sądu Apelacyjnego pozbawiającej ich możliwości odbywania aplikacji na podstawie zdanego egzaminu, jednak nie wskazano, w jaki sposób wyrok ten ma być wykonany. W 2009 r. nastąpiła bowiem fundamentalna zmiana modelu szkolenia przyszłych sędziów. Wprowadzono jednolity system naboru na aplikację i uruchomiono Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury.
Sprawa trafiła z powrotem do WSA, który uznał, że prezes Sądu Apelacyjnego nie może wykonać wyroku, bo nie ma już instrumentów, by absolwenci stali się aplikantami. Dziś adresatem wystąpienia o przyjęcie na aplikację może być bowiem jedynie minister sprawiedliwości.
Wyrok NSA okazał się zatem niewykonalny.
Wyrok WSA w Warszawie z 3 kwietnia 2012 r., sygn. akt II SA/Wa 2336/11.
Komentarze(11)
Pokaż:
A ponieważ władza udaje, że nie widzi tego co społeczeństwo, to dalej brnie w to bagno, zamiast z niego wyjść i pójść na suchy ląd.
Sędziami powinni zostawać ludzie z doświadczeniem życiowym. Taki człowiek musi mieć autorytet poparty nie tylko papierkiem, ale autorytet osobisty. Ma być częśćią społeczeństwa a nie wybcowaną z niego elytą we własnym mniemaniu, która feruje wyroki, które ze sprawiedliwości się mają tak jak ryba do roweru.
Oczywiście w żadym razie nie adwokaci, z uwagi na to, że nie ma możliwości wyłapać tych, którzy zbytnio "zaprzyjaźnili" sie ze swoimi klientami.
Jest to szczególnie ważne wobec niemal całkowitej dewalucaji funkcji ławników, nawet tazywanych w żargonie sądowym "wazonami".
Natomiast wybór pełnomocników procesowych powinien być nieograniczony. Skoro w naszym systemie dalej obowiązuje zasada iura novit curia, to rolą pełnomocnika powinno być naświetlenie odpowiednich faktów. Wielu pełnomocników w sądach to wiele profesjonalnych "oczu" patrzących czy aby proces nie ma charakteru zbyt rodzinno-towarzyskiego, jak to się może zdarzyć w zamkniętych małych środowiskach, gdzie każdy się zna z każdym.
Korporacje nie dość że zniszczyły rynek, to niszczą inicjatywę ludzi młodych. Dzięki temu termin "wymiar sprawiedliwości" traktowany jest przez Polaków jak ironia.