Primum non nocere – ta łacińska zasada etyczna przyświecać winna każdemu lekarzowi. Po pierwsze nie szkodzić, czyli inaczej mówiąc, robić wszystko, by nie tylko leczyć – to w drugiej kolejności, ale w pierwszym kroku nie powodować pogorszenia stanu chorego.
To, co szlachetne i – powiedzmy szczerze – wielu polskim lekarzom specjalistom przyświecające na co dzień – lekarze rodzinni, dość specyficzna kategoria medyków od wszystkiego (czyli od niczego) przekuli twórczo na swoją korzyść. Teraz przyświeca im raczej nowa zasada: „Primum pecunia”.
Bo jak inaczej wyjaśnić oburzający fakt ubiegania się o podwyżkę za nic? Lekarze rodzinni przy udziale wyspecjalizowanej w zastraszaniu pacjentów grupki ludzi w białych fartuchach, których świadomie nie nazywam lekarzami, z różnego rodzaju porozumień wynegocjowali na przełomie roku zwiększenie stawek rocznych za leczenie pacjentów. W zamian mieli zlecać im częste badania, by skuteczniej czuwać nad ich zdrowiem. Słowem mieli przestać odbębniać swoją robotę i zacząć robić to, za co im się płaci.
Ale nic takiego się nie stało. Lekarze rodzinni lekceważą nas jak dotąd, a jeśli sami sobie jakiegoś badania nie zrobimy, na ich pomoc raczej liczyć nie można. Oczywiście są wyjątki, tak jak od każdej reguły. Charakteryzują się jednak zwykle tym, że można je zliczyć na palcach jednej ręki. W tym kontekście po raz kolejny najważniejsze jest, by szlachetne zdrowie smakowało jak najdłużej.