Samorządy gorączkowo szacują bilans zysków i strat z sieci szpitali. Część zaryzykuje i połączy lecznice, by zwiększyć ich szanse, o ile nie wywoła to protestów. Inne rozważają nawet likwidację tych spoza sieci.
Do sieci szpitali trafiają oddziały, a nie całe placówki / Dziennik Gazeta Prawna
Tydzień temu rząd przyjął projekt ustawy wprowadzającej sieć szpitali, ale przesunął termin jej wejścia w życie o trzy miesiące. Daje to więcej czasu organom założycielskim – głównie samorządom – na próby włączenia do niej swoich placówek na korzystniejszych warunkach. Nie wszystkie publiczne placówki znajdą się bowiem w sieci, inne z kolei zakwalifikują się tylko z częścią swoich oddziałów. Pod naciskiem samorządowców dopisano więc w czasie prac nad ustawą możliwość łączenia placówek, by lepiej spełniały kryteria (jako prowadzące większą liczbę oddziałów).
Część lokalnych włodarzy już poszła tym tropem i chce łączyć szpitale nawet oddalone o kilkadziesiąt kilometrów. Plany takie mają urzędy marszałkowskie, powiaty oraz miasta. I tak np. zarząd powiatu radomskiego zadecydował o połączeniu szpitali w Iłży i Pionkach, a radni Chorzowa - Zespołu Szpitali Miejskich z Chorzowskim Centrum Pediatrii i Onkologii. Są jednak wątpliwości, czy na takich papierowych fuzjach więcej się straci, czy skorzysta.
Śląsk cofa jedną decyzję
Rzucone lokalnym włodarzom koło ratunkowe w formie możliwości połączenia placówek już sprawia problemy. Część planowanych zmian oprotestowują związkowcy, obawiając się cięć etatów i płac. Są też wątpliwości, czy fuzja wystarczy, by uratować szpital na dłużej (te, które dzięki niej np. częściowo znajdą się w sieci, mogą i tak popaść w tarapaty z powodu zbyt niskiego finansowania).
Po fali informacji o planowanych fuzjach jest już pierwszy przypadek, gdy samorząd z niej się wycofuje. Zarząd województwa śląskiego uchylił wczoraj wcześniejszą decyzję o połączeniu Katowickiego Centrum Onkologii i Okręgowego Szpitala Kolejowego w Katowicach. – Powodem są negatywne opinie związków zawodowych działających w obu placówkach – tłumaczy Witold Trólka z biura prasowego urzędu marszałkowskiego. Placówki i tak zakwalifikują się do sieci – jedna jako onkologiczna, a druga na najniższym, pierwszym poziomie, z częścią oddziałów. Za to podtrzymana jest decyzja połączenia Szpitala Kolejowego w Wilkowicach-Bystrej (sam się nie kwalifikuje) ze Szpitalem Wojewódzkim w Bielsku-Białej (wszedłby do sieci również sam).
Na Podkarpaciu decyzje o fuzjach kilku placówek podjęto w zeszłym roku. Część uchwał zapadła pod koniec listopada, czyli w trakcie konsultacji ustawy o sieci, choć władze województwa twierdzą, że nie determinowało to ich decyzji.
Inne podejście ma województwo wielkopolskie. Wczoraj tamtejszy sejmik przyjął stanowisko w sprawie uwzględnienia Szpitala Rehabilitacyjno-Kardiologicznego w Kowanówku w sieci. I liczy na to, że minister zdrowia kluczowe placówki niespełniające kryteriów dopisze sam do listy (w projekcie ustawy uwzględniono taką możliwość). - Szpital ma 4,5 tys. pacjentów rocznie, wykonuje m.in. większość świadczeń rehabilitacyjnych po chorobach i operacjach serca dla całego województwa, ale kryteria sieci są tak wybrane, że nie zostałby do niej zakwalifikowany. Niepewny los czeka też przyszpitalną poradnię – mówi Leszek Wojtasiak, członek zarządu województwa wielkopolskiego.
I dodaje, że także z innymi specjalistycznymi placówkami region ma problem. Ale łączyć ich nie zamierza. – Połączenie np. naszych szpitali mających pracownie hemodynamiczne prowadziłoby do powolnej likwidacji mniejszego z łączonych, bo miałyby jeden ryczałt na leczenie, który bardziej opłacałoby się przenieść – wyjaśnia. I dodaje, że wtedy wina spadnie na tego, kto połączył placówki, a nie na ministra zdrowia, którego decyzje doprowadzają do likwidacji.
Także samorząd województwa kujawsko-pomorskiego, który prowadził w ostatnich latach konsolidację, nie planuje sztucznych połączeń. Choć na dziewięć szpitali do sieci wejdzie pięć. – Na bieżąco analizujemy sytuację. Najistotniejszą kwestią decydującą o połączeniu są analizy wskazujące na pozytywny wpływ takiego działania na funkcjonowanie placówek – twierdzi Małgorzata Wiśniewska, wicedyrektor departamentu spraw społecznych i zdrowia w urzędzie marszałkowskim.
Podobne zdanie mają związkowcy. - Łączenie placówek ma sens, gdy prowadzi do poprawy działania, racjonalizacji kosztów. Ale tworzenie papierowych fuzji albo szpitalnych molochów nie ma uzasadnienia i może być ze szkodą dla pracowników i pacjentów – ocenia Maria Ochman, przewodnicząca komisji zdrowia w NSZZ „Solidarność”.
Kalkulują i czekają
Z decyzjami do czasu uchwalenia ustawy wstrzymuje się m.in. Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego. Ale jak zaznacza Jarosław Maroszek, dyrektor departamentu zdrowia i promocji województwa, dzięki restrukturyzacji prowadzonej już w poprzednich latach prawie wszystkie szpitale, poza Dolnośląskim Centrum Transplantacji Komórkowych, kwalifikują się do sieci szpitali. - Problem dotyczy pojedynczych oddziałów w ramach szpitali, na które nie będzie ryczałtu – wyjaśnia Maroszek.
W Małopolsce i w Zachodniopomorskiem czekają z decyzjami na przyjęcie ustawy i akty wykonawcze.
Czas do czerwca
Z art. 4 projektu nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz.U. z 2016 r. poz. 1793 ze zm.) wynika, że akt o połączeniu placówek trzeba będzie złożyć w oddziale NFZ do 20 czerwca 2017 r., aby mógł on mieć wpływ na kwalifikację do sieci. Z kolei do 21 września dyrektor wojewódzkiego oddziału funduszu musi dostać zaświadczenia o wpisie nowego podmiotu do rejestru wykonujących działalność leczniczą. Kwalifikacja takiego połączonego szpitala do sieci nastąpi najpóźniej do 26 września (1 października rusza już nowy system).