Chciałabym, aby polskie firmy były na tyle przedsiębiorcze, by wykupić rywali w innych krajach europejskich lub w obu Amerykach, Azji oraz Afryce -uważa Neellie Kroes, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. agendy cyfrowej

Jakie zasadnicze zmiany wymieniłaby pani, gdy chodzi o projektowane rozporządzenie w sprawie jednolitego rynku?

To bardzo obszerny pakiet. Główne zmiany to nowe prawa dla konsumentów, które obowiązywałyby na terenie Unii Europejskiej. Na przykład nie byłoby dodatkowych kosztów w przypadku korzystania z telefonu za granicą lub jeśli dzwonimy bądź wysyłamy SMS z kraju zamieszkania do innego państwa. Konsumenci mieliby prawo do zawierania krótszych, 12-miesięcznych umów z operatorami. Jeśli zmienimy dostawcę internetu, otrzymywalibyśmy e-maile z poprzedniego na nowy adres, oczywiście jeśli korzystaliśmy ze skrzynki pocztowej na serwerze poprzedniego dostawcy. Jeśli chodzi o przedsiębiorców telekomunikacyjnych, pomagamy im obniżać koszty, rozwijać i dostarczać nowe usługi. To oznacza, że albo mogą obniżyć ceny, albo wykorzystać dodatkowe pieniądze na inwestycje w lepsze, szybsze sieci. Mówimy o większej liczbie sieci WiFi, 4G i szybkich połączeniach internetowych, na przykład dzięki światłowodom.

Lokalni operatorzy telekomunikacyjni uważają jednak, że proponowane zmiany stanowią dla nich zagrożenie. W liście do premiera napisali o tym przedsiębiorcy telekomunikacyjni zrzeszeni w Krajowej Izbie Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji. Czytamy w nim, że promowanie przedsiębiorstw z największym kapitałem nastąpi kosztem ograniczenia możliwości konkurowania lub nawet spowoduje wyeliminowanie z rynku mniejszych firm.

Nie sądzę. Jeśli mniejsi operatorzy dobrze funkcjonują na lokalnych rynkach, nie odczują negatywnych skutków. Jednak wielu z nich może odkryć, że aby być naprawdę konkurencyjnym, trzeba działać na większą skalę. Bardzo bym chciała, aby polskie firmy telekomunikacyjne były na tyle konkurencyjne, by wykupić rywali w innych krajach europejskich lub w obu Amerykach, Azji oraz Afryce. Dlaczego by nie dać polskiej firmie szansy odniesienia takiego sukcesu? W gospodarce rynkowej nie możemy obiecać, że wszystkie firmy przetrwają, to byłoby naiwne. Jednak każda z nich powinna mieć szansę zostania prawdziwie europejską firmą. To jest dobre dla nich i dobre dla konsumentów.

Czy nie dojdzie do remonopolizacji rynku i tym samym wzrostu cen w krajach UE? W Polsce przeważały dotąd pozytywne opinie na temat dotychczasowej polityki regulacyjnej.

Obecne zasady bardzo wspierają konkurencję i Polacy z tego znakomicie skorzystali. Cieszycie się najbardziej konkurencyjnym rynkiem telefonii komórkowej w Europie.
Tworzymy nowe zasady na bazie dotychczasowych. Nie jest tak, że przekreślamy stare regulacje i zaczynamy od nowa. Więc nie uważam tego za czynnik ryzyka. Zgadzam się, że to jest zmiana, ale nie ryzyko. Prawdziwe ryzyko to patrzenie wstecz, bo wtedy Polacy przegapiliby szybsze sieci i nowe, pojawiające się właśnie technologie. Chcemy, byście byli na pasie szybkiego ruchu na drodze prowadzącej do cyfrowego świata.

Orange i T-Mobile chwalą się, że w zeszłym i w tym roku zainwestowały w infrastrukturę w Polsce blisko 6 mld zł. Czy sądzi pani, że nowe regulacje sprawią, że ich inwestycje będą większe?

Mam taką nadzieję. Ponad 80 proc. inwestorów potwierdza, że nasze plany zwiększą nakłady. Polska ma również duży i rozwijający się rynek, więc już jesteście atrakcyjnym miejscem do inwestowania. Myślę, że jeśli moglibyśmy dać inwestorom nieco większą pewność i stabilność, zobaczylibyście dużo więcej inwestycji w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat.

Przedsiębiorcy w Polsce krytycznie patrzą na tempo prac nad rozporządzeniem. Mówią o braku konsultacji. Dlaczego KE nalega, aby te ważne przepisy weszły w życie już 1 lipca 2014 r.? Czy to jest związane ze zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego?

Tak, pracujemy szybko, ale nie będziemy za to przepraszać. Liderzy z krajów UE prosili o przedstawienie propozycji do października i udało nam się tego dokonać.
Tak, chcemy dać szansę europarlamentarzystom, by ogłosili koniec roamingu przed upływem ich kadencji. To ich zmotywuje do wsparcia całego pakietu. Wysłuchaliśmy wszystkich argumentów i byliśmy otwarci w kwestii czasu i sposobu przyjęcia nowych regulacji. W tym pakiecie są rozwiązania dla każdego, ale zgadzam się, że dla jednych mogą być one słodkie, a dla innych gorzkie.

Czytając projekt rozporządzenia, można odnieść wrażenie, że KE przyjęła dwie prędkości wdrażania poszczególnych rozwiązań. Szybko będą zmieniane kwestie dotyczące telekomów, wolniej będą postępować zmiany korzystne dla konsumentów, np. dotyczące zniesienia roamingu. Czy nie sądzi pani, że ta dysproporcja może być niekorzystna dla jednolitego rynku telekomunikacyjnego w UE? Jakie były przyczyny odstąpienia od całkowitej likwidacji roamingu w Unii?

To jest trudne pytanie. Czasami można popełnić wielki błąd, tworząc regulację, która ma pasować do wszystkich rynków. Innym razem niezbędne jest posiadanie ścisłych reguł, w przeciwnym wypadku nic się nie zmieni i każdy pozostanie z własnymi zasadami i własną perspektywą. Sprawa z roamingiem jest jasna – musi zniknąć z rynku, a jedynym sposobem na to jest nowe rozporządzenie. Opiera się ono na poprzedniej regulacji z 2012 r. Dla cen hurtowych sieci miedzianych i regulacji sieci światłowodowych należy zastosować tę samą zasadę, która będzie dopasowana do każdego rynku krajowego, ponieważ w tej chwili te rynki bardzo się od siebie różnią. Jednak te dwa pomysły i dwie metody przedstawiliśmy razem, by było jasne, że stanowią część tej samej umowy, tego samego pakietu.