Niemal 30 gminom i powiatom grozi kilkuletnia stagnacja przez nadmierne zadłużenie. To może pozbawić je dostępu do – ostatnich tak dużych – unijnych środków
DGP dotarł do listy największych samorządowych dłużników, którą przygotowało Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji na podstawie danych nadesłanych przez regionalne izby obrachunkowe z całego kraju. Zarówno resort, jak i RIO podkreślają, że dane mają charakter wstępny (czas na badanie lokalnych budżetów mija z końcem lutego). Jednak dają one obraz tego, jak samorządy poradziły sobie z nowymi regułami, czyli indywidualnym wskaźnikiem zadłużenia.

Groźne plany naprawcze

Z listy wynika, że po zweryfikowaniu polityki finansowej lokalnych władz RIO wezwały 22 gminy i powiaty do opracowania planu naprawczego. Jak udało się nam ustalić, w stosunku do jednego powiatu zrezygnowano z tego zamiaru, a w przypadku ośmiu kolejnych samorządów rozważane jest zastosowanie tego środka. Z kolei 17 samorządów nie zdążyło do końca stycznia uchwalić swoich budżetów, a 23 jednostki – wieloletnich prognoz finansowych.
Jak mówią przedstawiciele regionalnych izb, samo wezwanie jeszcze nie oznacza, że gmina jest na straconej pozycji. Tak było np. w przypadku gminy miejsko-wiejskiej Dobra, gminy miejskiej Wałcz i gminy Węgorzyno. Po otrzymaniu od RIO w Szczecinie wezwania dokonały korekt w swoich finansach, dzięki czemu uchwaliły budżety i wieloletnie prognozy finansowe, a to z kolei pozwoliło im uciec od konieczności przygotowania programu naprawczego.
Niektórym wystarczył sygnał od RIO, że mogą się znaleźć w strefie zagrożenia.
– W kwietniu mieliśmy wstępnie wytypowanych 13 samorządów, które mogły mieć problem z zadłużeniem. Ostatecznie wezwanie do opracowania planu naprawczego trafiło tylko do jednego – mówi Luiza Budner-Iwanicka, prezes RIO w Gdańsku.
Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Na przykład powiat myśliborski uchwalił budżet, ale bez programu naprawczego nie był już w stanie uchwalić wieloletniej prognozy finansowej.

Bez pomocy z Unii

Jak wskazuje prezes kieleckiej RIO Henryk Rzepa, niektóre samorządy po prostu przeinwestowały, mają niekorzystną strukturę wydatków bieżących (np. na oświatę) lub problem z zobowiązaniami wymagalnymi. Wówczas uniknięcie programu naprawczego jest właściwie niemożliwe. To zaś oznacza bardzo poważne kłopoty.
– Gmina nie może kreować wydatków inwestycyjnych finansowanych z kredytów czy obligacji, nie może ponosić wydatków na promocję albo udzielać wsparcia finansowego innym samorządom (np. wspólnie z sąsiednią gminą wybudować drogi – red.) – tłumaczy prezes RIO w Kielcach.
Niemożność zaciągania dalszych zobowiązań może na kilka lat pozbawić gminę lub powiat możliwości sięgania w okresie 2014–2020 po unijne fundusze, do których potrzebny jest wkład własny przy inwestycji. A jak wyliczyły samorządy, na skonsumowanie wszystkich przysługujących im pieniędzy z Brukseli potrzebować będą ok. 60 mld zł. Program naprawczy może oznaczać nie tylko cięcia wydatków, lecz także wzrost kosztu obsługi długu – co byłoby konsekwencją np. zmniejszenia rat kredytu czy wydłużenia okresu spłaty.
Jak mówią DGP przedstawiciele regionalnych izb, na przygotowanie projektu programu naprawczego samorząd ma 45 dni od doręczenia wezwania od RIO. Niektóre gminy będą więc miały czas do początku marca, by przesłać odpowiednią dokumentację do RIO.

Winne złe prawo

Niektórzy samorządowcy, którzy znaleźli się na liście dłużników, wskazują, że padli nie tyle ofiarą własnej niegospodarności, ile chorych przepisów. Tak twierdzi wójt gminy Raciążek Wiesława Słowińska, która lada dzień przedłoży w bydgoskiej RIO projekt programu naprawczego. Opowiada, że w związku z budową autostrady A1 gmina otrzymała od GDDKiA ok. 3,6 mln zł na usuwanie drzew i krzewów. Dostała tę kwotę w 2010 r., co spowodowało sporą nadwyżkę operacyjną w budżecie. Ale w 2011 r. gmina zgodnie z przepisami musiała zwrócić ponad 3 mln zł tej kwoty do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Toruniu.
– To spowodowało duży deficyt operacyjny w wysokości 2,2 mln zł, który został pokryty wolnymi środkami z lat ubiegłych. A to z kolei wpłynęło na niespełnienie relacji długu – mówi Wiesława Słowińska.
Chodzi o to, że obecny wskaźnik zadłużenia bierze pod uwagę wyniki finansowe gminy z trzech poprzednich lat. Ponieważ obowiązuje od tego roku, uwzględnia także 2011 r., w którym Raciążek musiał oddać kilka milionów złotych funduszowi.
Jedyną chyba pozytywną informacją jest to, że obowiązujący od 2014 r. nowy indywidualny wskaźnik zadłużenia – wbrew alarmom samorządowców – nie spowodował masowego paraliżu w regionach. W dodatku samorządowych dłużników ubyło. Gdy publikowaliśmy w DGP podobną listę w marcu 2013 r., wynikało z niej, że 40 gmin i osiem powiatów nie mogłoby uchwalić budżetów, gdyby nowy wskaźnik zadłużenia już wówczas obowiązywał.