Choć gminy narzekają, że brakuje im mieszkań socjalnych dla najbiedniejszych, to wcale nie kwapią się do budowy nowych. Mimo że w tym roku rząd przeznaczył na dopłaty do czynszówek 120 mln zł, czyli najwięcej od 2007 roku, to do 31 marca, czyli do dnia, kiedy upłynął termin składania wniosków o budżetowe dopłaty, do Banku Gospodarstwa Kredytowego wpłynęło tylko 20 podań.
Gminne budownictwo czynszowe / DGP
I chociaż urzędnicy liczą na to, że ostateczna liczba będzie wyższa, bo większość samorządów czeka z wysłaniem dokumentów do ostatniej chwili, to dane z poprzednich lat świadczą o tym, że gminy nie są zainteresowane inwestowaniem w tanie lokale: rok temu takich wniosków było 58.
Więcej, bo 234 wnioski, wpłynęły w 2009 roku, ale po badaniu wiarygodności wnioskodawców pozostało ich 197. Do dalszego procedowania bank zakwalifikował tylko 9.
Powodów jest kilka. Przede wszystkim gminom brakuje pieniędzy na wkład własny. W zależności od tego, czy chcą zbudować lokal socjalny komunalny, czy też noclegownię, muszą wyłożyć od 30 – 50 proc. wartości inwestycji.
Cały sektor samorządowy jest zadłużony na ponad 50 mld zł. i dla wielu gmin wysupłanie kilkuset tysięcy złotych nie jest łatwe.
Z danych BGK wynika, że średnia kwota przyznanego w 2011 roku wsparcia wyniosła 740 tys. zł. Np. gmina Pińczów dostała 100 tys. na dopłaty do budowy 20 mieszkań, gmina Sitkówka – Nowiny 400 tys. do 50 mieszkań, a samorząd Głogowa otrzymał 3,9 mln zł na budowę 90 lokali socjalnych.
Według Bolesława Białowąsa z BGK wiele gmin do udziału w konkursie o dotacje zniechęca oprócz braku środków własnych, niepewność co do możliwości uzyskania finansowego wsparcia i procedura.
Samorząd, który chce dostać pieniądze, musi mieć już pozwolenie na budowę, gotowe kosztorysy, umowy wstępne z wykonawcami. – Przygotowanie takiej dokumentacji wymaga czasu, pieniędzy i fachowej wiedzy – mówi Białowąs. – W praktyce jednak nie wszystkie samorządy radzą sobie z tym w sposób właściwy.
Trzecim powodem nikłego zainteresowania samorządów budową czynszówek jest częsty brak akceptacji społecznej dla takich inwestycji. Np. w Radomiu władze, które w ciągu ostatnich 7 lat wydały w sumie 20 mln zł na budowę bloków socjalnych, spotkały się z ostrą krytyką zarówno samych najemców, jak i opinii społecznej.
Pierwsi atakowali gminę, że wyrzuciła ich do getta na obrzeżach miasta, drudzy – że wydała publiczne pieniądze na osoby z problemami, zamiast budować przedszkola, szkoły czy remontować ulice.
I mają argument, bo oddane w 2010 roku budynki przy ul. Marii Gajl są już w części zdewastowane, a wiele pomieszczeń wymaga generalnego remontu. Dziś miasto próbuje wypracować nową strategię polityki mieszkaniowej.
Musi to zrobić, bo w kolejce do lokali socjalnych czeka 900 osób, z czego 600 jest po wyrokach eksmisyjnych.
– Chcemy tych, którzy regularnie płacą czynsz i nie sprawiają problemów sąsiedzkich, przenosić do mieszkań o wyższym standardzie, natomiast tych, którzy nie są w stanie dostosować się do norm społecznych, eksmitować do lokali tymczasowych – mówi Maciej Kosowski z miejskiego biura zarządu lokalami.
Piłka po stronie gmin. Trwają prace nad zachęceniem ich do inwestycji mieszkaniowych
Piotr Styczeń wiceminister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej
Rząd pracuje nad optymalizacją programu wspierającego budownictwo w Polsce. Ustawa – o finansowym wsparciu tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni i domów dla bezdomnych sprawiła, że zasób mieszkań dla osób, których nie stać na zakup własnego lokum, stale się powiększa.
Potrzeby są jednak ogromne.
Obecnie rozważamy zmianę procedury, tak żeby zachęcić samorządy do inwestowania w tego typu lokale.
Są to jednak państwowe pieniądze i ich wykorzystanie musi być monitorowane.
Gminy same powinny wypracować politykę gospodarowania mieszkaniami komunalnymi i socjalnymi. To samorządowcy decydują, kto mieszka w czynszówkach.
Powinny to być osoby, które płacą czynsz, ale nie stać ich na własnościowe lokum, a nie eksmitowani np. za niepłacenie czynszu.