Dziś Sejm zajmie się projektem ustawy powołującym do życia Fundusz Dróg Samorządowych (FDS) i nakładającym nową daninę na kierowców. Ma to być zastrzyk gotówki dla gmin i powiatów.
Teoretycznie lokalne władze powinny się cieszyć. Rząd, wprowadzając opłatę drogową (co może skutkować wzrostem cen na stacjach o nawet 25 gr, bo przedsiębiorcy raczej nie wezmą na siebie kosztów podwyżki), wymyślił sztywny mechanizm finansowania dróg lokalnych. Wpływy mają sięgać 4–5 mld zł rocznie. Połowa trafi do Krajowego Funduszu Drogowego (KFD – z którego finansowane są drogi krajowe), połowa do samorządów (w ramach naborów prowadzonych przez wojewodów). Rzecz w tym, że stworzenie FDS skutkować będzie likwidacją dobrze ocenianego przez lokalne władze programu schetynówek, w ramach którego gminy i powiaty na remonty dróg lokalnych mogły otrzymać kwotę ok. 1 mld zł rocznie.
Dwa miliardy plus. Jeden miliard minus
To oznacza, że zysk netto samorządów po wejściu projektu ustawy w życie w obecnym kształcie wyniesie nie 2, ale tylko 1 mld zł. Dużo więcej na tej operacji zyska rząd. Otrzyma co najmniej 2 mld zł (połowa wpływów z opłaty drogowej, która trafi do KFD), zaoszczędzi 1 mld zł rocznie, który wcześniej wydawał na program schetynówek (i tak miało być przynajmniej do 2019 r.). A jeszcze trafi do niego – jak szacują samorządy – nawet 1 mld zł z VAT odprowadzanego do budżetu państwa przy okazji prowadzonych inwestycji drogowych (PiS nie spełnił tym samym próśb gmin, by kierować do FDS także równowartość wpływów z VAT). W sumie daje to zysk netto rzędu 4 mld zł. To nie wszystko. Do kwoty tej doliczyć można jeszcze 5 mld zł. Wynika ona z zawartej w projekcie propozycji zmian w ustawie o finansowaniu infrastruktury transportu lądowego i dotyczy zwiększenia minimalnego poziomu środków na ten cel z 18 do 25 proc. planowanych na dany rok wpływów z podatku akcyzowego od paliw silnikowych. Taki prosty zabieg da GDDKiA wspomniane ekstra 5 mld zł na remonty dróg krajowych. Poseł PiS Zbigniew Dolata, reprezentujący posłów podpisanych pod projektem ustawy, przekonuje, że samorządy i tak skorzystają na FDS dużo bardziej niż na schetynówkach. – Dotychczasowy program pozwalał dofinansować ok. 45 proc. wniosków. Teraz kwota do podziału będzie nawet dwu-, trzykrotnie większa. Poza tym te drugie 50 proc. z opłaty drogowej, które pójdzie na konto KFD, również w jakimś stopniu będzie służyło gminom. Te pieniądze trafią m.in. na poprawę węzłów łączących drogi gminne czy powiatowe z krajowymi – przekonuje poseł Dolata.
ikona lupy />
Jak będzie działał Fundusz Dróg Samorządowych? / Dziennik Gazeta Prawna
Pieniądze na drogi czy na rury?
W odróżnieniu od dotychczasowego Programu Gminnej i Powiatowej Infrastruktury Drogowej, w FDS został rozszerzony katalog celów, na jakie mogą być przeznaczone środki. Oprócz budów i remontów dróg z pieniędzy tych będą także mogły być finansowane inwestycje wodociągowo-kanalizacyjne, o ile będą realizowane w pasach drogowych. A jako że – zauważa Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich – takie projekty zwykle umieszcza się właśnie w tych pasach, można się spodziewać, że dodatkowy miliard, jaki przypadnie samorządom, zostanie przeznaczony właśnie na przedsięwzięcia wodno-kanalizacyjne.
Rozwój sieci wod.-kan. ma wielkie znaczenie z punktu widzenia naszych zobowiązań unijnych wynikających z dyrektywy ściekowej. Skanalizowane powinno być 1,5 tys. aglomeracji, a infrastruktura powstała tylko w 271. – Paradoksalnie może się okazać, że fundusz dróg samorządowych służy głównie temu, by państwo nie płaciło kar za niezbudowanie kanalizacji. Lepiej byłoby, gdyby z funduszu przeznaczać środki wyłącznie na inwestycje drogowe – dodaje Grzegorz Kubalski. Zwłaszcza że nieznany jest algorytm podziału pieniędzy. Nie wiadomo więc np., czy preferowane będą wnioski, w których inwestycje drogowe będą połączone z wodno-kanalizacyjnymi. Jak zapewnia Zbigniew Dolata, system oceny wniosków zostanie określony w aktach wykonawczych do ustawy. – Rozszerzenie możliwości wykorzystania środków funduszu nie tylko na inwestycje stricte drogowe pozwoli zapobiec sytuacji, w której nowo wyremontowana droga jest np. po roku czy dwóch latach rozkopywana w celu położenia lub naprawy sieci wodociągowej. Na pewno intencją ustawodawcy nie jest stworzenie mechanizmu wyprowadzania pieniędzy poza inwestycje drogowe – mówi.
Polityczne naciski
Projekt ustawy zakłada, że „część wpływów FDS będzie przeznaczona na wnioski bezpośrednio oceniane przez ministra właściwego do spraw transportu”. Dotyczyć to ma zadań „szczególnie istotnych dla zapewnienia spójności sieci dróg publicznych lub bezpieczeństwa ruchu, w tym zadań dotyczących budowy i przebudowy mostów w ciągu dróg wojewódzkich”. Zdaniem samorządów to niebezpieczny mechanizm. – Wnioski oceniać będzie pojedynczy minister, kierując się tylko sobie znanymi przesłankami – twierdzi jeden z wójtów. Poseł Dolata z PiS uspokaja, że do takich sytuacji nie dojdzie, a intencją było wpisanie inwestycji lokalnych w całą sieć polskich dróg. – Program schetynówek, który jest teraz realizowany, nie uwzględnia dróg wojewódzkich. Chodzi więc przede wszystkim o wnioski np. na przeprawy mostowe, które mogą się znajdować w ciągu dróg wojewódzkich – tłumaczy. W tym momencie nie jest jednak w stanie wskazać, jaka część wniosków trafi do oceny przez komisje przy wojewodach, a jaka bezpośrednio na biurko ministra Adamczyka. – Zobaczymy, ile wniosków przyjdzie i na co – kwituje poseł.
Strach przed zakusami ministrów
Samorządy nie mają najlepszego doświadczenia, jeśli chodzi o słowność kolejnych rządów co do kwot przeznaczonych na drogi lokalne. I tak np. tegoroczna pula środków na schetynówki została zmniejszona z 1 mld zł do 800 mln zł. Pieniądze zabrał minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, który potrzebował ich na rozkręcenie programu „Mieszkanie plus” (do tej pory ich nie oddał, co wypominają mu samorządowcy z Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego). Podobne zabiegi stosował poprzedni rząd. W 2013 r. PO i PSL „pożyczyły” sobie z programu aż 750 mln zł, aby łatać budżet. Pieniądze co prawda wróciły, jednak stało się to kosztem Lasów Państwowych. Nic dziwnego, że samorządowcy są teraz pełni obaw o to, czy podobny los nie spotka FDS. – W projekcie nie dopatrzyłem się żadnego bezpiecznika, który powstrzymałby ministrów przed sięganiem po pieniądze należne władzom lokalnym – zauważa Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Poseł Zbigniew Dolata z PiS przekonuje, że możliwość „pożyczenia” sobie pieniędzy przez któryś z resortów jest wykluczona. – To będzie oddzielny worek, do którego będą wpadać pieniądze z opłaty paliwowej. Ruszenie tych pieniędzy byłoby równoznaczne z naruszeniem dyscypliny finansów publicznych – przekonuje.
Przedwyborczy oręż
Likwidacja schetynówek ma dla PiS także wymiar wizerunkowy. Rządzącą obecnie partię od początku irytowało to, że program przebudowy dróg lokalnych wszedł do obiegowego języka w taki sposób, że niezmiennie kojarzy się Polakom z liderem Platformy Obywatelskiej (Grzegorz Schetyna go współtworzył). PiS wybrał więc opcję odcięcia się od tych skojarzeń. Efektem, który ma wzmocnić ten przekaz, jest także pomysł, by każda inwestycja zrealizowana ze środków FDS opatrzona była stosowną tablicą informacyjną (tak jak dziś ma to miejsce przy inwestycjach unijnych). Jej wzór określi minister infrastruktury w drodze rozporządzenia. – Rząd tak spieszy się z uchwaleniem tego projektu, by jak najszybciej uruchomić nabory i wbić pierwsze łopaty. To będzie znakomita promocja PiS przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi – ocenia jeden z lokalnych włodarzy.