Samorządowcy narzekają, że zbyt rygorystyczne normy dotyczące wody pitnej narażają ich na zbędne wydatki i utrudniają życie mieszkańcom. Rząd jest skłonny do kompromisu.

Rozporządzanie ministra zdrowia z 13 listopada 2015 r. w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi, zgodnie z którym funkcjonują inspekcje sanitarne, znacznie zaostrzyło kryteria dotyczące jakości. „Wydawane są decyzje o nieprzydatności wody do spożycia, unieruchamianiu wodociągów, organizowaniu alternatywnych dostaw wody itp. w sytuacji, gdy nie ma zagrożenia dla zdrowia lub życia” – przekonują samorządowcy z Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych (OPOS). Ich zdaniem tego rodzaju sytuacje niejednokrotnie zmuszają gminy do doraźnych inwestycji w stacje uzdatniania wody, mimo że np. realizowane są już długofalowe przedsięwzięcia mające radykalnie poprawić jakość wody.
Samorządowcy chcą złagodzenia skutków przekraczania jedynie dodatkowych wymagań, niemających wpływu na zdrowie, a jedynie np. na wygląd wody, często nawet niezauważalny dla konsumentów. Przykład? Na Warmii i Mazurach większość ujęć charakteryzuje się wysoką zawartością żelaza, manganu czy jonu amonowego. – „Zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w ilościach mogących wystąpić w wodzie pitnej nie stanowią one zagrożenia dla zdrowia. Nie ulega wątpliwości, że należy dążyć do ich redukcji, jednak brak jest podstaw do wydawania decyzji o nieprzydatności wody do spożycia. Poprzednie rozporządzenie umożliwiało wydawanie decyzji o warunkowej przydatności nawet na kilka lat” – wskazują przedstawiciele lokalnych władz.
Nawet przedstawiciele sanepidu delikatnie sugerują, że rząd zbyt mocno dokręcił śrubę w kwestii jakości wód. Od wejścia w życie rozporządzenia, tj. od 28 listopada 2015 r., do końca ubiegłego roku w woj. warmińsko-mazurskim w 78 wodociągach stwierdzano niewłaściwą jakość wody. Dotyczyło to głównie małych, lokalnych wodociągów, które w sumie zaopatrywały 57 tys. osób (ok. 4 proc. mieszkańców województwa). Jednocześnie tamtejszy sanepid zapewnia, że jakość wody w tym regionie należy do najlepszych w kraju.
– Nie tyle więc pogorszyła się jakość wody, co znacznie wzrosły wymagania co do jej jakości – stwierdził w rocznym raporcie wojewódzki inspektor sanitarny Janusz Dzisko.

Trwa ładowanie wpisu

Podobna sytuacja miała miejsce w woj. zachodniopomorskim. W 2016 r. wydano tam 130 decyzji w sprawie tymczasowego braku przydatności wody do spożycia. W 2015 r. podobnych decyzji było zaledwie 27. W sumie w ubiegłym roku bez wody do użytku spożywczego było ok. 121 tys. mieszkańców województwa, a trwało to od jednego do nawet 188 dni.
Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia, czy zamierza coś zrobić z tą sprawą. Resort odesłał nas do Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS).
– Zważywszy na podejmowane akcje promujące picie wody prosto z kranu prowadzone przez różnego rodzaju podmioty, szczególnie istotne jest, aby dostarczana woda spełniała normy uznane za bezpieczne – odpowiedział nam Jan Bondar, rzecznik GIS. Przyznał jednak, że resort zdrowia pracuje nad projektem rozporządzenia wdrażającym jedną z unijnych dyrektyw, w którym zaproponowano rozwiązania kompromisowe. Pojawi się możliwość stwierdzenia warunkowej przydatności wody do spożycia, ale tylko w sytuacji gdy jednocześnie przeprowadzi się badania wykluczające obecność np. bakterii Escherichia coli. Wówczas niezgodność zostanie uznana za nieistotną, minimalizującą ryzyko zdrowotne konsumentów, przy czym gmina będzie musiała niezwłocznie podjąć działania naprawcze. Z kolei jeśli przez 30 dni zostaną przekroczone parametry fizykochemiczne wody (nadmierna obecność np. amoniaku, chlorków czy żelaza), opinię o warunkowej przydatność wody do spożycia stwierdzi odpowiedni instytut badawczy.
– Przyjęcie tego kompromisu z jednej strony pozwoli producentom wody na zakończenie podjętych działań naprawczych – stwierdził Jan Bondar. Natomiast, jak zapewnia, kontrola społeczna sprawi, że samorządy nie będą już mogły całymi latami zwlekać z modernizacją czy budową nowych wodociągów.