Producent wynajął ekspertów od ścigania osób nielegalnie pobierających film. Zobowiązała go do tego umowa z koproducentem, który domaga się zadbania o zyski z obrazu we wszystkich kanałach jego dystrybucji.
Producent wynajął ekspertów od ścigania osób nielegalnie pobierających film. Zobowiązała go do tego umowa z koproducentem, który domaga się zadbania o zyski z obrazu we wszystkich kanałach jego dystrybucji.
„Otrzymałem przedsądowe wezwanie do zapłaty z tytułu: za pobranie i udostępnianie filmu »Obława«. Jest podana data i czas, kiedy pobrałem. Prawdopodobnie jest prawdziwa. Podany jest także numer IP. Wezwanie jest z kancelarii Anny Łuczak, kwota ugodowego to 550 zł” – tak od kilku dni skarżą się na forach internauci.
– Wynajęliśmy niemiecką firmę prawniczą Baseprotect, która za pośrednictwem polskiej kancelarii ma za zadanie dotrzeć do osób, które łamiąc nasze prawa do filmu „Obława”, ściągały go z torrentów – potwierdza w rozmowie z DGP Małgorzata Jurczak, producent filmu ze studia Skorpion Arte. – Nie jesteśmy zwolennikami ścigania pojedynczych użytkowników, ale proszę nas zrozumieć: ten proceder osiąga taką skalę, że coś trzeba było zrobić – dodaje Jurczak i tłumaczy, że na „Obławę”, w której zagrali Marcin Dorociński, Maciej Stuhr i Weronika Rosati, sprzedano w kinach 211 tys. biletów, a w sieci nielegalnie ściągnięto ją aż 100 tys. razy. – Oczywiście nie zakładam, że każde takie pobranie to byłby sprzedany bilet, ale wyraźnie widzimy straty w sprzedaży filmu w ramach VOD. Nielegalne pobrania wielokrotnie przebiły te legalne – dodaje producentka i tłumaczy, że zdecydowali się na wynajęcie prawników, bo umowa z Orange, który jest koproducentem „Obławy”, zobowiązuje do zadbania o w miarę możliwości jak najwyższe zyski we wszystkich polach eksploatacji. Także w internecie.
Taki wymóg w umowach producenckich to nowość. – Rzeczywiście zapisy jeszcze standardowo się nie pojawiają, ale nie jestem zaskoczony ich treścią. Niestety Polska wciąż – wcale nie bezzasadnie – jest postrzegana za granicą jako kraj, w którym skala piractwa jest na tyle duża, że należy się dodatkowo zabezpieczać przed ewentualnymi stratami z dystrybucji – podkreśla mecenas Dominik Skoczek, pełnomocnik Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
– Ten zapis pozwala koproducentom zagranicznym wymagać od głównego producenta, w ramach dbania o wpływy z rozpowszechniania filmu, minimalizowania utraconych korzyści wynikających z nielegalnej eksploatacji w internecie – dodaje prawnik.
Według raportu przygotowanego przez PwC na zlecenie Stowarzyszenia Dystrybutorów Programów Telewizyjnych „Sygnał” wynika, że aż 7,5 mln Polaków korzysta z serwisów oferujących pirackie treści wideo, a blisko połowa z nich za dostęp do tych serwisów płaci. Łącznie, jak szacuje PwC, straty legalnych nadawców z tego tytułu wynoszą nawet 700 mln zł.
Zanim niemiecką Baseprotect wynajął producent „Obławy”, na podobny krok zdecydowała się firma NordFilm, która wyprodukowała „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł”. Jesienią 2013 r. pisma z wezwaniem do zapłaty w tej sprawie trafiły do setek polskich internautów. – Osobiście wielkiego zysku z tego nie mamy, obowiązuje nas tajemnica handlowa, ale mogę powiedzieć, że to kwoty rzędu kilku tysięcy złotych – przyznaje Kazimierz Beer, szef NordFilm.
– Liczymy jednak na to, że ostre działania zadziałają prewencyjnie i ograniczą skalę piractwa – dodaje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama