Żeby przetrwać, musiała się pozbyć zakładów wytwórczych. Dzisiaj większość produkcji pochodzi z zagranicznych fabryk, a firma święci sukcesy
Jacek Rutkowski, właściciel Amiki / Dziennik Gazeta Prawna
Choć Amica jest obecna na polskim rynku od prawie 60 lat, to dzisiaj przeżywa swój najlepszy czas w historii. Kapitalizacja spółki przekroczyła 1 mld zł, przychody – 2 mld zł rocznie, a zysk brutto – 100 mln zł. A jeszcze kilka lat temu spółka była na prostej drodze do podzielenia losu innych znanych z czasów PRL-u marek AGD, które nie utrzymały się na rynku, jak choćby firmy Acanta z Radomia, znanej z produkcji kuchni gazowych. W kłopoty wpędził Amikę... dynamiczny rozwój. Pech bowiem chciał, że w czasie, kiedy spółka powinna czerpać profity z przeprowadzonych przedsięwzięć, nastał światowy kryzys gospodarczy.
W 1994 r. na skutek prywatyzacji właścicielem Amiki specjalizującej się w wytwarzaniu kuchni został Jacek Rutkowski, absolwent Wydziału Handlu Zagranicznego Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, który majątku dorobił się na założonej w Niemczech firmie Magotra, specjalizującej się w dystrybucji AGD. Wkrótce jednak ekspansję w Polsce rozpoczęły zagraniczne koncerny, jak Whirlpool czy Electrolux, które zaczęły zagrażać dominującej pozycji Amiki w Polsce. W utrzymaniu się na szczycie miało pomóc wchodzenie w nowe kategorie sprzętu. I tak w 1996 r. firma zbudowała fabrykę lodówek. Rok później zadebiutowała na warszawskiej giełdzie, by pozyskać kapitał na realizację kolejnych celów, w tym budowę w 2000 r. fabryki pralek. Był to też czas, kiedy spółka postanowiła ruszyć na szeroką skalę z eksportem. W tym celu w 2000 r. wprowadziła na rosyjski rynek markę Hansa, a w 2001 r. przejęła duńskiego producenta lodówek Gram. W roku 2009 nastąpił kryzys, który mocno uderzył w rosyjską gospodarkę, co spowodowało załamanie eksportu do Rosji.
Poniesione nakłady zaczęły ciążyć Amice tak bardzo, że pojawiły się kłopoty ze spłatą zobowiązań. Dlatego w 2010 r. Jacek Rutkowski postanowił sprzedać nierentowne fabryki pralek i lodówek i wrócić do korzeni – produkcji kuchni. Choć oferentów nie brakowało, przebierał w propozycjach. Nie chciał oddać zakładów za bezcen. Na rynku słychać było nawet opinie, że żąda za dużo. Dopiął jednak swego. Samsung zapłacił ponad 200 mln zł, co zapewniło Amice drugie życie.
– Sprzedał firmę i ma firmę – w skrócie podsumowuje transakcję Wojciech Konecki, dyrektor generalny CECED, zrzeszenia producentów AGD. – Pod młotek poszły bowiem same zakłady. W rękach właściciela została natomiast marka i, co najważniejsze, dystrybucja sprzętu – dodaje. Sprzętu, który firma zaczęła wytwarzać za granicą, głównie w Chinach i Turcji. – Sprzedaż części fabryki pozwoliła znacząco obniżyć dług odsetkowy. Ponadto pozbyliśmy się dwóch nierentownych fabryk, jednocześnie rozpoczynając bardziej efektywny proces sourcingu tych asortymentów od innych dostawców. Dla przykładu, dawniej sprzedawaliśmy ok. 250 tys. produkowanych u nas lodówek – ze stratą. Dzisiaj sprzedajemy ponad dwa razy tyle – z zyskiem – wyjaśnia Piotr Skubel, wiceprezes ds. strategii i kontrolingu w Amice.
Transakcja okazała się więc motorem napędowym dla firmy. Pozwoliła skupić się na inwestycjach związanych z rozbudową jej podstawowego biznesu, czyli segmentu sprzętu grzejnego (kuchni, piekarników, płyt grzejnych). Dziś produkuje rocznie ponad 1,3 mln kuchni. Dla porównania w 1989 r. było to 350 tys. Co więcej, mimo ostrej konkurencji firma ciągle utrzymuje się na pozycji lidera, z udziałami w rynku na poziomie 17–18 proc.
– W kwietniu tego roku oddaliśmy do użytku nową halę produkcyjno-magazynową, w której docelowo ma stanąć osiem nowoczesnych linii montażowych. W tym samym czasie uruchomiona została produkcja opakowań styropianowych – wymienia Piotr Skubel.
Na tym jednak nie koniec. Do 2018 r. firma ma w planach wydanie w sumie 160 mln euro. Część pieniędzy pójdzie na dalszą rozbudowę fabryki kuchni. W przyszłym roku jej moce mają zwiększyć się już do 1,6 mln sztuk rocznie, a najpóźniej do 2018 r. do 2 mln sztuk. Pieniądze pozyskane ze sprzedaży pomogły firmie zrealizować jeszcze jeden cel – rozwinąć eksport na miarę zachodniej konkurencji. Obecnie 75 proc. sprzedaży firma realizuje poza granicami Polski. A ma chęć na więcej. Dlatego kilkadziesiąt milionów ma zostać przeznaczonych na akwizycję za granicą.
Spółka stawia na eksport z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że na polskim rynku trudno już jej generować wzrosty sprzedaży ze względu na już wysoki udział w rynku. Po drugie, firma dywersyfikuje kierunki eksportowe, by być odporną na zawirowania, do których może dojść w poszczególnych krajach w przyszłości. Rozbudowując swoją obecność na rynkach Europy Zachodniej, uniezależniała się tym samym od Wschodu, który głównie dzięki Rosji odpowiada za 15–18 proc. sprzedaży. To drugi najważniejszy zagraniczny rynek dla firmy. Pierwszym są Niemcy z 25-proc. udziałem, a na trzecim miejscu znajduje się Skandynawia (8 proc.). Dzięki temu kondycja firmy nie tylko nie zachwiała się podczas obecnej trudnej sytuacji na Wschodzie, ale również jest na tyle dobra, że Amica skupia się teraz na poważnych inwestycjach i przejmowaniu firm zagranicznych. Zaczyna być też widoczna za granicą pod własną marką. Firma jest bowiem obecna również w Wielkiej Brytanii, gdzie sprzedaje sprzęt o wartości kilkudziesięciu milionów euro rocznie, także we Francji, w Serbii, na Ukrainie, w Rumunii, Bułgarii i wielu innych.
– Francja ma w sobie duży potencjał. To rynek dwa i pół razy większy od polskiego. Możemy urosnąć na nim kilka razy. W tym celu zresztą przejęliśmy udziały w lokalnej firmie dystrybucyjnej Sideme za 1,6 mln euro – komentuje Piotr Skubel. I dodaje, że firma pracuje już nad kolejnymi projektami akwizycyjnymi.
Poza tym firma rośnie też organicznie – w Hiszpanii uruchomiła już nawet własną spółkę-oddział. Pierwsze dostawy sprzętu do tego kraju zostały już zrealizowane. Poza tym nastawia się na wzmocnienie udziałów w Wielkiej Brytanii. To obecnie tak ważny dla spółki rynek jak Francja.